niedziela, 20 kwietnia 2014
Tak mnie coś natchnęło :)
Każdy dzień zmazany jest tym strasznym łzawym przekleństwem. Ja jestem napiętnowana. Napiętnowana najstraszliwsza karą na świecie. Za co? Nie wiem. Może za to, ze nigdy nie patrzyłam wstecz i nie myślałam o przeszłości. Dążyłam do celu, zawsze myślałam i potem robiłam. Więc dlaczego ja? Dlaczego w tak okrutny sposób Bóg odbiera mi życie. Wyciąga je ze mnie powoli, beznamiętnie z bólem i rozpaczą. Jestem małą laleczką w jego dłoni. Coraz bardziej się rozpadam i ginę w czeluściach mrocznej i tajemniczej ciemności. Ale może się przedstawię i opowiem to co przydarzyło mi się. A była to najpiękniejsza rzecz w całym moim życiu.
Nazywam się Laura Marano, mam 17 lat, mieszkam w słonecznej Kalifornii. Jestem długowłosą brunetką z rozjaśnianymi końcówkami i ciemnymi niegdyś pełnymi blasku oczami. Jestem ogromną fanką R5. Sławnego i najlepszego na świecie zespołu. Lubię śpiewać, rysować, grać na gitarze i pianinie. Jeżdżę konno i jestem chora. Mam raka. Lekarze z początku dawali mi nadzieję i leczyli mnie najlepiej jak mogli. Jednak ja przegrywam. Moja melodia zanika we mnie coraz bardziej, aż umilknie i zniknie. Słodka tajemnica mojego istnienia zostanie zapieczętowana i schowana na wieki. Na zawsze.Zamknę oczy i odejdę żegnana płaczem i krzykiem rozdzierającym ciszę nocy. Będzie mnie żegnała siostra, a ja dołączę do rodziców. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym 6 lat temu. Byłam razem z nimi...Pamiętam to jakby katastrofa ta wydarzyła się wczoraj...
Zadowoleni i szczęśliwi wracaliśmy z kina. Nagle wjechaliśmy na tory i samochód zgasł. Tata lekko poddenerwowany zaczął klnąc na silnik i samochód, kiedy w oddali usłyszeliśmy pociąg. Był coraz bliżej. Mama nie mogła odpiąć swojego pasa, a tata próbował jej pomóc.
- Uciekajcie!!! - krzyknęła mama. Vanessa ze łzami w oczach złapała mnie za rękę i wyskoczyłyśmy z auta.
- Mamusia!!! Tatuś!!! - krzyczałam ciągnięta przez siostrę. Zeszłyśmy z tech przeklętych torów i odwróciłyśmy się. Drzwi od strony mamy już się otwierały...Jednak nie zdążyli. Pociąg zmiótł auto. Trzask, krzyk, płacz, krew to co pamiętam. Lokomotywa się zatrzymała. Ze środka wybiegło pełno ludzi. Mama i tata leżeli na środku. Cali we krwi i trzymający się za rękę. Podbiegłam do nich i rzuciłam na martwe, zmasakrowane ciała. Błagałam by mnie nie zostawiali. Nie posłuchali. Odeszli. Potem był istny haos. Przyjechała karetka, straż pożarna, policja. Mówili, uspokajali, sprawdzali, zabezpieczali. Jakiś policjant wziął mnie na ręce i tuląc wyszeptał, że będzie dobrze. Razem z Van trafiłyśmy do mojego ojca chrzestnego, gdzie było nam bardzo dobrze. Otoczeni opieką rodzinną i miłością dochodziłyśmy do siebie. Jednak ból w sercu pozostał. Teraz mam 17 lat i niedługo zobaczę się z mamą i tatą. Będziemy razem na zawsze. Przestałam brać lekarstwa, bo już i tak nic nie dają, a skracają mi życie. To boli, ale rzeczywistość wygrywa.
- Laura popatrz co mam - Vanessa wpadła do mojego pokoju jak bomba. Jej czarne loki były w nieładzie, a na ustach piękny uśmiech. Zazdroszczę jej tej radości życia. Teraz udaje szczęście, bym nie czuła się gorzej, jednak po mojej śmierci może wszystko w jej słodkim i młodzieńczym życiu się ułoży...
- Co masz? - spytałam z zaciekawieniem i usiadłam na łóżku. Siostra wyciągnęła rękę i pokazała mi dwa bilety, a w tym list.
- Co to? - popatrzyłam na nią zdezorientowana.
- Napisałam do R5. Odpisali mi i dali bilety na najbliższy koncert! - wrzasnęła skacząc po pokoju. Szybko rozwinęłam kartkę. Moje oczy łaknęły Tego widoku.Zaczęłam czytać:
''Droga Vanesso!
Twój list wywarł na mnie i na moich braciach ogromne wrażenie. To co przeżyłyście nie mieści mi się w głowie. Tak bardzo mi przykro z powodu twojej siostry. Nigdy jeszcze nie poznałam tak silnych i dobrych ludzi jak Wy. Mam nadzieję, ze na najbliższym koncercie się spotkamy.
P.S. Załączamy dwa bilety VIP dla Was.
Rydel, Riker, Ratliff, Ross, Rocky''
- Szkoda tylko, że tak mało napisała - zasmuciła się Van.
- Przecież oni pewnie dostają miliony listów i nie mają czasy się rozpisywać - stwierdziłam i ucałowałam dwa bilety.
Do koncertu zostały 2 godziny. Vanessa stroi się w łazience i zaraz ma się zabrać za mnie. Wbiłam wzrok w sufit. Przecież nikt nie chciałby poznawać niepełnosprawnej i chorej dziewczyny. Tak w dodatku jestem niepełnosprawna. Mam chore nogi i nie mogę chodzić. Jestem ciężarem dla rodziny.
Nagle siostra stanęła w drzwiach mojego pokoju. Wytrzeszczyłam na nią gały. Wyglądała bosko.
- Teraz ty - uśmiechnęła się diabolicznie. Z trudnością wsiadłam na wózek, a resztę nie za bardzo pamiętam. Byłam jak w amoku. Van była wszędzie. Porozrzucane ciuchy i kosmetyki walały się wszędzie. Jednak kiedy spojrzałam w taflę szkła ujrzałam piękną dziewczynę. Nie mogłam wierzyć, że to byłam ja. Delikatnie mocny makijaż, kręcone włosy spięte w koczka i kilka loków wyślizgnęło mi się z fryzury nadając figlarny wygląd. A ubrania! Wyglądałam cudnie.
- Dziękuję - uściskałam siostrę i przy pomocy Kevina (ojca chrzestnego) pojechałyśmy na koncert. Kiedy wysiadłyśmy podszedł do nas jakiś facet.
- Panie Marano? - spytał miłym głosem. Pokiwaliśmy głową - proszę za mną.
Van pchając mój wózek ruszyła za facetem. Weszłyśmy do jakiegoś budynku i długim korytarzem idąc doszłyśmy do jakiejś sali. To tak był koncert. Takiś duży mężczyzna wpuścił nas. Idąc pod ścianą weszłyśmy za kulisty. Tam na ogromnych dwóch kanapach siedzieli członkowie R5! Van złapała mnie za ramię oddychając spazmatycznie. Zaśmiałam się cicho. R5 wstało i podeszło do nas.
- Cześć - powiedziała Rydel i przytuliła mnie, a po chwili Vanessę.
- To ty - zawołał Rocky i delikatnie usiadł mi na kolanach obejmując za szyję. Vanessa ryknęła śmiechem, a ja zaczerwieniłam się po cebulki włosów.
- Jesteś ładna, zostań moją żoną! - powiedział robiąc brewki.
- Sory brat, ale ona jest moja - wtrącił się Riker zrzucając Rockiego z moich kolan i uśmiechając się do mnie czarująco stanął za mną i moim wózkiem.
- Wy jesteście głupi - usłyszałam głos Rossa. Podszedł do mnie poprawiając grzywkę - nie macie u niej szans.
- Co? - Riker zrobił się zielony.
- No tak. Widać, że Laura pasuje do mnie. Jest tak samo jak ja piękna, miła, śliczna, wesoła...
- Może, ale jedna rzecz was różni - powiedział Rocky.
- Jaka? - spytał Ross.
- Laura jest skromna - odparł, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Widzisz jak my się świetnie uzupełniamy? - spytał mrugając do mnie. Zaśmiałam się. Vanessa gadała z Rikerem, Rydel, Rocky i Ratliff z menadżerem,a Ross stał i wlepiał we mnie wzrok.
- Zostańmy przyjaciółmi - powiedział. Oczy mi się rozszerzyły i o mało nie poturlały po podłodze.
***
Minął miesiąc. Z Lynchami jestem w świetnych kontaktach. Jednak Ross i ja to najlepsi przyjaciele. Często z nim rozmawiam o mojej chorobie i śmierci. Już się jej nie boję. Blondyn zawsze ma łzy w oczach, ale się trzyma. Mówi, że beze mnie nie będzie już na świecie tak jak jest. Wszystko straci dla niego sens. Kiedy wczoraj mi tak powiedział usiadłam i położyłam mu głowę na ramieniu.
- Nie, nie Ross. Ja zawsze z tobą będę. W sercu. Nigdy cię nie zostawię. Będę nad tobą czuwała i chroniła. A muzyka będzie nasza komórką. Będzie nas łączyła. W snach będę do ciebie przychodziła i z tobą rozmawiała.
- Obiecujesz? - spytał.
- Tak - szepnęłam i ucałowałam jego lekko zarumieniony policzek.
- Mam do ciebie prośbę - powiedziałam po chwili ciszy. Blondyn spojrzał mi w oczy.
- Jaką najsłodsza? - spytał. Zawsze mnie tak nazywał. Uwielbiałam to.
- Chciałabym być pochowana w sukni ślubnej - wypaliłam. Popatrzył zdziwiony, ale kiwnął głową.
- A pan młody? - spytał z iskierkami rozbawienia.
- Gdzieś tam jest - powiedziałam. Minął kolejny miesiąc. Byłam coraz słabsza. Nie jadłam, nie piłam, spałam. spałam całymi dniami. Ross przeniósł się do mnie. Całymi dniami siedział ze mną. I pewnego dnia zamknęłam oczy. Otuliła mnie błogość i ujrzałam złote drzwi, a w nich rodziców. Machali do mnie uśmiechnięci i szczęśliwi. Podbiegłam do nich i weszłam do raju.
Nie ma jej. Odeszła we śnie. Jej serce zamilkło,a razem z nim odeszła dziewczyna która tak bardzo zmieniła moje życie. Wniosła w nie radość i szczęście. Wiem, że się spotkamy. I już na zawsze ona i ja będziemy razem. Na zawsze.
P.s. Ta- dam!!! Takie mnie tchnęło. Płakałam piszcząc. A wiecie co mnie zainspirowało? Ty Elciu jeżeli to czytasz. Nasza rozmowa. Dziękuję za to co mi dałaś pisząc. Kocham Cię, Was i cały świat. Te święta uwolniły w mym sercu wdzięczność i ogromną radość. Życzę Wam, aby te Święta były dla was czymś w rodzaju odrodzenia. Dla mnie już dużo zdziałały. Kocham Was <333
Majka`
Nazywam się Laura Marano, mam 17 lat, mieszkam w słonecznej Kalifornii. Jestem długowłosą brunetką z rozjaśnianymi końcówkami i ciemnymi niegdyś pełnymi blasku oczami. Jestem ogromną fanką R5. Sławnego i najlepszego na świecie zespołu. Lubię śpiewać, rysować, grać na gitarze i pianinie. Jeżdżę konno i jestem chora. Mam raka. Lekarze z początku dawali mi nadzieję i leczyli mnie najlepiej jak mogli. Jednak ja przegrywam. Moja melodia zanika we mnie coraz bardziej, aż umilknie i zniknie. Słodka tajemnica mojego istnienia zostanie zapieczętowana i schowana na wieki. Na zawsze.Zamknę oczy i odejdę żegnana płaczem i krzykiem rozdzierającym ciszę nocy. Będzie mnie żegnała siostra, a ja dołączę do rodziców. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym 6 lat temu. Byłam razem z nimi...Pamiętam to jakby katastrofa ta wydarzyła się wczoraj...
Zadowoleni i szczęśliwi wracaliśmy z kina. Nagle wjechaliśmy na tory i samochód zgasł. Tata lekko poddenerwowany zaczął klnąc na silnik i samochód, kiedy w oddali usłyszeliśmy pociąg. Był coraz bliżej. Mama nie mogła odpiąć swojego pasa, a tata próbował jej pomóc.
- Uciekajcie!!! - krzyknęła mama. Vanessa ze łzami w oczach złapała mnie za rękę i wyskoczyłyśmy z auta.
- Mamusia!!! Tatuś!!! - krzyczałam ciągnięta przez siostrę. Zeszłyśmy z tech przeklętych torów i odwróciłyśmy się. Drzwi od strony mamy już się otwierały...Jednak nie zdążyli. Pociąg zmiótł auto. Trzask, krzyk, płacz, krew to co pamiętam. Lokomotywa się zatrzymała. Ze środka wybiegło pełno ludzi. Mama i tata leżeli na środku. Cali we krwi i trzymający się za rękę. Podbiegłam do nich i rzuciłam na martwe, zmasakrowane ciała. Błagałam by mnie nie zostawiali. Nie posłuchali. Odeszli. Potem był istny haos. Przyjechała karetka, straż pożarna, policja. Mówili, uspokajali, sprawdzali, zabezpieczali. Jakiś policjant wziął mnie na ręce i tuląc wyszeptał, że będzie dobrze. Razem z Van trafiłyśmy do mojego ojca chrzestnego, gdzie było nam bardzo dobrze. Otoczeni opieką rodzinną i miłością dochodziłyśmy do siebie. Jednak ból w sercu pozostał. Teraz mam 17 lat i niedługo zobaczę się z mamą i tatą. Będziemy razem na zawsze. Przestałam brać lekarstwa, bo już i tak nic nie dają, a skracają mi życie. To boli, ale rzeczywistość wygrywa.
- Laura popatrz co mam - Vanessa wpadła do mojego pokoju jak bomba. Jej czarne loki były w nieładzie, a na ustach piękny uśmiech. Zazdroszczę jej tej radości życia. Teraz udaje szczęście, bym nie czuła się gorzej, jednak po mojej śmierci może wszystko w jej słodkim i młodzieńczym życiu się ułoży...
- Co masz? - spytałam z zaciekawieniem i usiadłam na łóżku. Siostra wyciągnęła rękę i pokazała mi dwa bilety, a w tym list.
- Co to? - popatrzyłam na nią zdezorientowana.
- Napisałam do R5. Odpisali mi i dali bilety na najbliższy koncert! - wrzasnęła skacząc po pokoju. Szybko rozwinęłam kartkę. Moje oczy łaknęły Tego widoku.Zaczęłam czytać:
''Droga Vanesso!
Twój list wywarł na mnie i na moich braciach ogromne wrażenie. To co przeżyłyście nie mieści mi się w głowie. Tak bardzo mi przykro z powodu twojej siostry. Nigdy jeszcze nie poznałam tak silnych i dobrych ludzi jak Wy. Mam nadzieję, ze na najbliższym koncercie się spotkamy.
P.S. Załączamy dwa bilety VIP dla Was.
Rydel, Riker, Ratliff, Ross, Rocky''
- Szkoda tylko, że tak mało napisała - zasmuciła się Van.
- Przecież oni pewnie dostają miliony listów i nie mają czasy się rozpisywać - stwierdziłam i ucałowałam dwa bilety.
Do koncertu zostały 2 godziny. Vanessa stroi się w łazience i zaraz ma się zabrać za mnie. Wbiłam wzrok w sufit. Przecież nikt nie chciałby poznawać niepełnosprawnej i chorej dziewczyny. Tak w dodatku jestem niepełnosprawna. Mam chore nogi i nie mogę chodzić. Jestem ciężarem dla rodziny.
Nagle siostra stanęła w drzwiach mojego pokoju. Wytrzeszczyłam na nią gały. Wyglądała bosko.
- Teraz ty - uśmiechnęła się diabolicznie. Z trudnością wsiadłam na wózek, a resztę nie za bardzo pamiętam. Byłam jak w amoku. Van była wszędzie. Porozrzucane ciuchy i kosmetyki walały się wszędzie. Jednak kiedy spojrzałam w taflę szkła ujrzałam piękną dziewczynę. Nie mogłam wierzyć, że to byłam ja. Delikatnie mocny makijaż, kręcone włosy spięte w koczka i kilka loków wyślizgnęło mi się z fryzury nadając figlarny wygląd. A ubrania! Wyglądałam cudnie.
- Dziękuję - uściskałam siostrę i przy pomocy Kevina (ojca chrzestnego) pojechałyśmy na koncert. Kiedy wysiadłyśmy podszedł do nas jakiś facet.
- Panie Marano? - spytał miłym głosem. Pokiwaliśmy głową - proszę za mną.
Van pchając mój wózek ruszyła za facetem. Weszłyśmy do jakiegoś budynku i długim korytarzem idąc doszłyśmy do jakiejś sali. To tak był koncert. Takiś duży mężczyzna wpuścił nas. Idąc pod ścianą weszłyśmy za kulisty. Tam na ogromnych dwóch kanapach siedzieli członkowie R5! Van złapała mnie za ramię oddychając spazmatycznie. Zaśmiałam się cicho. R5 wstało i podeszło do nas.
- Cześć - powiedziała Rydel i przytuliła mnie, a po chwili Vanessę.
- To ty - zawołał Rocky i delikatnie usiadł mi na kolanach obejmując za szyję. Vanessa ryknęła śmiechem, a ja zaczerwieniłam się po cebulki włosów.
- Jesteś ładna, zostań moją żoną! - powiedział robiąc brewki.
- Sory brat, ale ona jest moja - wtrącił się Riker zrzucając Rockiego z moich kolan i uśmiechając się do mnie czarująco stanął za mną i moim wózkiem.
- Wy jesteście głupi - usłyszałam głos Rossa. Podszedł do mnie poprawiając grzywkę - nie macie u niej szans.
- Co? - Riker zrobił się zielony.
- No tak. Widać, że Laura pasuje do mnie. Jest tak samo jak ja piękna, miła, śliczna, wesoła...
- Może, ale jedna rzecz was różni - powiedział Rocky.
- Jaka? - spytał Ross.
- Laura jest skromna - odparł, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Widzisz jak my się świetnie uzupełniamy? - spytał mrugając do mnie. Zaśmiałam się. Vanessa gadała z Rikerem, Rydel, Rocky i Ratliff z menadżerem,a Ross stał i wlepiał we mnie wzrok.
- Zostańmy przyjaciółmi - powiedział. Oczy mi się rozszerzyły i o mało nie poturlały po podłodze.
***
Minął miesiąc. Z Lynchami jestem w świetnych kontaktach. Jednak Ross i ja to najlepsi przyjaciele. Często z nim rozmawiam o mojej chorobie i śmierci. Już się jej nie boję. Blondyn zawsze ma łzy w oczach, ale się trzyma. Mówi, że beze mnie nie będzie już na świecie tak jak jest. Wszystko straci dla niego sens. Kiedy wczoraj mi tak powiedział usiadłam i położyłam mu głowę na ramieniu.
- Nie, nie Ross. Ja zawsze z tobą będę. W sercu. Nigdy cię nie zostawię. Będę nad tobą czuwała i chroniła. A muzyka będzie nasza komórką. Będzie nas łączyła. W snach będę do ciebie przychodziła i z tobą rozmawiała.
- Obiecujesz? - spytał.
- Tak - szepnęłam i ucałowałam jego lekko zarumieniony policzek.
- Mam do ciebie prośbę - powiedziałam po chwili ciszy. Blondyn spojrzał mi w oczy.
- Jaką najsłodsza? - spytał. Zawsze mnie tak nazywał. Uwielbiałam to.
- Chciałabym być pochowana w sukni ślubnej - wypaliłam. Popatrzył zdziwiony, ale kiwnął głową.
- A pan młody? - spytał z iskierkami rozbawienia.
- Gdzieś tam jest - powiedziałam. Minął kolejny miesiąc. Byłam coraz słabsza. Nie jadłam, nie piłam, spałam. spałam całymi dniami. Ross przeniósł się do mnie. Całymi dniami siedział ze mną. I pewnego dnia zamknęłam oczy. Otuliła mnie błogość i ujrzałam złote drzwi, a w nich rodziców. Machali do mnie uśmiechnięci i szczęśliwi. Podbiegłam do nich i weszłam do raju.
Nie ma jej. Odeszła we śnie. Jej serce zamilkło,a razem z nim odeszła dziewczyna która tak bardzo zmieniła moje życie. Wniosła w nie radość i szczęście. Wiem, że się spotkamy. I już na zawsze ona i ja będziemy razem. Na zawsze.
P.s. Ta- dam!!! Takie mnie tchnęło. Płakałam piszcząc. A wiecie co mnie zainspirowało? Ty Elciu jeżeli to czytasz. Nasza rozmowa. Dziękuję za to co mi dałaś pisząc. Kocham Cię, Was i cały świat. Te święta uwolniły w mym sercu wdzięczność i ogromną radość. Życzę Wam, aby te Święta były dla was czymś w rodzaju odrodzenia. Dla mnie już dużo zdziałały. Kocham Was <333
Majka`
sobota, 12 kwietnia 2014
♪ Epilog ♪
Któż to powiedział, że nie ma na świecie prawdziwej, wiernej
i wiecznej miłości? A niechże wyrwą temu kłamcy jego plugawy
język! Miłość, którą ja opisałam w tym opowiadaniu wydarzyła się naprawdę. Przeżyło ją dwoje wspaniałych ludzi. Ludzi, którzy pokochali bezgranicznie i pokazali światu, że takie uczucie istnieje. Prawdziwa miłość, choćby wygasła, pozostaje czymś wielkim.
Nikt nie może nakazać miłości ustawowo. Nie można jej rozkazywać
ani pochlebstwami namówić do służby. Miłość należy do siebie samej,
głucha na błagania i niewzruszona wobec przemocy. Miłości nie można
negocjować. Jedynie miłość jest silniejsza od pożądania
i jest jedynym prawdziwym powodem oparcia się pokusie. Są tacy,
którzy twierdzą, że przed pokusą można się zabarykadować w domu.
To ci sami, którzy sądzą, że zabłąkane pragnienia można wypędzić
z serca jak przekupniów ze świątyni. Może można, jeśli dniem i nocą
myślisz o swoich słabych punktach, nie patrzysz, nie wąchasz,
nie marzysz. Niektórzy mówią ''nie ma w nas miłości''. Nieprawda! My zrodziliśmy się z miłości i miłość zrodzi się z nas. Każdy ma w sobie serce. Serce, które może pokochać całym sobą i zaufać. Trzeba tylko uwierzyć. A to jest najtrudniejsze. Napisałam dla Was najdroższe aniołki moje wiersz:
Ludzie uważają mnie za silną, szczęśliwą, bez trosk. Na mojej twarzy często widnieje uśmiech i mam lśniące oczy. Ale to wszyst ko maska. Jednak wielka ściema! Tak naprawdę jestem słaba, smutna i mam miliony zmartwień. Mój uśmiech często jest nieszczery, wymuszony, a oczy błyszczą od łez rozpaczy i żalu. Umiem nienawidzić i kochać na równi. Jestem owieczką, która oddaliła się od swego pasterza i zgubiła w labiryncie uczuć. Nie może uciec bo nie wie jak, nie ma nikogo kto wskaże jej drogę, bo jest sama...Taką owieczka jest każdy z nas. Coraz bardziej zapuszczamy się w głąb korytarzy i ślepych uliczek. Boimy się, ale w końcu ujrzymy światełko w mroku. Podążymy za nim. Odnajdziemy właściwą drogę i będziemy szczęśliwi. Każdy będzie tylko trzeba mieć nadzieje. A to jest najtrudniejsze. Uwierzyć w niemożliwe....
To co tu pisałam było odzwierciedleniem mej duszy i burzy wewnątrz mnie. W wierszu zawarte jest piękno naszej natury istnienia. Wsłuchajcie się w melodię graną, przez miłość. Kiedy ją usłyszycie i zrozumiecie, kim jestem. Kim jest miłość. Czym jest siła Miłości. Życzę Wam słoneczka, abyście nigdy nie zapomnieli o najpiękniejszym uczuciu, które istnieje. Ja odejdę, ale ta więź która nas łączy zostanie na zawsze. Na tym blogu, ze mną i z wami. Dziękuję za te piękne chwile spędzone z Wami słoneczka! Kocham was i zawsze będę <3
Wasza Maja :*
Ludzie uważają mnie za silną, szczęśliwą, bez trosk. Na mojej twarzy często widnieje uśmiech i mam lśniące oczy. Ale to wszyst ko maska. Jednak wielka ściema! Tak naprawdę jestem słaba, smutna i mam miliony zmartwień. Mój uśmiech często jest nieszczery, wymuszony, a oczy błyszczą od łez rozpaczy i żalu. Umiem nienawidzić i kochać na równi. Jestem owieczką, która oddaliła się od swego pasterza i zgubiła w labiryncie uczuć. Nie może uciec bo nie wie jak, nie ma nikogo kto wskaże jej drogę, bo jest sama...Taką owieczka jest każdy z nas. Coraz bardziej zapuszczamy się w głąb korytarzy i ślepych uliczek. Boimy się, ale w końcu ujrzymy światełko w mroku. Podążymy za nim. Odnajdziemy właściwą drogę i będziemy szczęśliwi. Każdy będzie tylko trzeba mieć nadzieje. A to jest najtrudniejsze. Uwierzyć w niemożliwe....
To co tu pisałam było odzwierciedleniem mej duszy i burzy wewnątrz mnie. W wierszu zawarte jest piękno naszej natury istnienia. Wsłuchajcie się w melodię graną, przez miłość. Kiedy ją usłyszycie i zrozumiecie, kim jestem. Kim jest miłość. Czym jest siła Miłości. Życzę Wam słoneczka, abyście nigdy nie zapomnieli o najpiękniejszym uczuciu, które istnieje. Ja odejdę, ale ta więź która nas łączy zostanie na zawsze. Na tym blogu, ze mną i z wami. Dziękuję za te piękne chwile spędzone z Wami słoneczka! Kocham was i zawsze będę <3
Wasza Maja :*
czwartek, 10 kwietnia 2014
19. Niektóre chwile są tak piękne, że człowiek chce by trwały całą wieczność.
Oczami Rossa:
Patrzyłem na uduchowione i radosne oczy Laury. Jej uśmiech niczym najpiękniejszy widok cieszył me serce. To dal niej wstaję ano i nie mogę doczekać się, aby ją zobaczyć. Miłość jest piękna. Rodzi w nas wiele uczuć. Niektórych nawet nie da się opisać, wypowiedzieć. Człowiek prawie unosi się na ziemią. Chce latać, krzyczeć o swoim szczęściu, płakać z radości i tańczyć śpiewając. Chce utulić cały świat. Jednak jest to niemożliwe. Tak samo jak ochronić ukochaną osobę, zatrzymać ją jak musi odejść i wybaczyć jak skrzywdzi. Lecz siła miłości potrafi zdziałać prawdziwe cuda. Opowiem pewną historię. Może nie jest ona nawiązaniem do tego co teraz piszę, ale po prostu muszę.:
Żył raz sobie pewien mężczyzna. Jego pracą było opuszczanie mostu, aby pociąg z podróżnymi bezpiecznie przejechał. Miał on też synka. Był to chłopiec żwawy i wesoły. Wszędzie go było pełno. Pewnego dnia ojciec nie miał z kim go zostawić i zabrał ze sobą. Maluch szalał bawiąc się, aż w pewnej chwili mężczyzna stracił go z oczu. Zbliżała się godzina przejazdu pociągu. Ojciec chłopca wyjrzał przez okienko wiodące na tory i spostrzegł syna, który zaklinował nogę w torach i nie mógł się wydostać. Ale zauważył też pociąg z tysiącem podróżnych. W jednej chwili musiał podjąć decyzję: opuścić most uśmiercając jedynego syna, czy nie opuszczać i skazać na śmierć tamtych ludzi. I wiece co zrobił? Opuścił...Pociąg przejechał z pasażerami bezpiecznie, a on sam padł na kolana z płaczem. Poświęcił ukochaną osobę dla innych.
Trzeba umieć odejść. Nigdy nie dam odejść osobie, którą kocham. Laurze pozwoliłem raz. To był pierwszy i ostatni.
Otworzyłem oczy i ujrzałem nad sobą uśmiechniętą twarz Laury. Jej czekoladowe tęczówki wpatryawały się w moje uporczywie.
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się. Dziewczyna odwzajemniła gest i wstała z łóżka. Wciąż przebywałem w jej pokoju, na jej łóżku, z nią. Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem dookoła. Laura wyglądała przez okno. Na jej twarzy bładził wyraz niemego zapytania. Podszedłem do niej i objąłem od tyłu. Oparła głowę o moje ramię i westchnęła cichutko.
- Powiedz mi, powiedz dlaczego wszystko się tak szybko zmienia? - poprosiła. Popatrzyłem na widok za szybą.
- Nie wiem, kochanie. Czasami lepiej jak wszystko szybciej się zmienia, a czasami bardzo to nas uwiera. W życiu muszą nastąpić zmiany...Niekoniecznie dobre, ale w życiu już tak jest. Gdy w naszym życiu, lub w nas samych zachodzą nieodwracalne zmiany, nie pozostaje nam nic innego, jak pogodzić się z rzeczywistością. Powracanie do wspomnień, miejsc i ludzi z przeszłości, nie zwróci nam dawnego "ja".
- Najbardziej nie cierpię wolnego czasu, kiedy budzą się wspomnienia i odżywają obawy o przyszłość. Przypominają mi się wszystkie dawno zapomniane i nieodwracalne przygody, ludzie i ludzie.
Laura odsunęła się ode mnie i odwróciła patrząc mi w oczy.
- Jednak przy tobie się jej nie boję - wyznała.
- Dlaczego? - spytałem.
- Bo wiem, ze ty mnie obronisz i nie dasz skrzywdzić, i będziesz zawsze. Na zawsze.
- Nigdzie się nie wybieram - pocałowałem jej czoło i mocno przytuliłem wdychając zapach kokosa wydobywający się z jej włosów.
- Kocham cię - szepnąłem. Milczała. Chyba nie usłyszała. Po chwili brunetka odsunęła się i pocałowała moje wargi.
- A ja ciebie - odparła.
Z uśmiechem gapiłem się w sufit, w moim pokoju. Świadomość, że osoba, którą kocham całym sercem śpi w domu obok spokojnie, daje mi poczucie niezwykłego spełnienia. Wyrzuciłem z siebie to co tak długo w sobie dusiłem. A dusiłem miłość. Nie ma nic gorszego jak tłamszenie tego uczucia w sobie. Jest ono jak róża. Może to głupie, ale prawdziwe. Pomyślcie dobrze. Miłość jest tak samo piękna i raniąca na swój sposób. Jednak moja miłość jest różą bez kolców. Ona daje mi radość i nigdy mnie nie zawiedzie. Skąd to wiem? Bo już dawno by to zrobiła.
Paliło się. Biegałem dookoła zszokowany. Stara remiza kilkanaście metrów od nas zajęła się ogniem. Szybko zarzuciłem na siebie kurtkę i wybiegłem w pośpiechu. Biegłem ile sił w noga. Z czoła skapywały krople potu, a oddech był do nieopanowania. Po minutach nieskończonych dotarłem do miejsca tragedii. Z okiem wyślizgiwały się czerwone języki, a towarzyszył im dym. Wyważyłem drzwi, by biec na pomoc. Szedłem ostrożnie i będą na schodach usłyszałem stukot obcasów. Mym oczom ukazała się piękna dziewczyna w baaaardzo skąpym stroju i z czarną przepaską na oczach. Wyglądała znajomo. Odwróciła się z kuszącym uśmiechem i odeszła. Podążyłem za nią.. - Czekaj! - krzyknąłem. Wbiegłem na piętro. Dziewczyny nie było, ale stało tam duże łóżko. ''Co jest?'' przemknęło mi przez myśl. Nagle ktoś popchnął mnie na nie. Padłem plecami zdezorientowany na miękki materac. Dziewczyna zbliżyła się i usiadła na mnie okrakiem. Jej rysy twarzy...Laura! Oczy mi się rozwarły maksymalnie. - Ross! - usłyszałem krzyk Rydel i się obudziłem. Oddech niebezpiecznie mi wrzał w piersi, a oczy były mokre. - Co ty..? - siostra patrzyła na mnie przestraszona - miałeś koszmar?...
Taaa! Jasne, koszmar. Jeżeli to był koszmar to ja polubię mleko!
- Tak pół na pół - wymruczałem i otarłem spocone czoło.
- A co ci się śniło? - dociekała Rydel. Tego jej nie powiem raczej.
- Pożar - odaprłem wymijająco
- A co było dalej? - Delly bawi się chyba w psychologa.
- Oj siostra weź idź. Muszę ochłonąć - zaśmiałem się. Rydel zrobiła obrażoną minę i wyszła. Opadłem na poduszki z westchnięciem.
Oczami Laury:
Pamiętajcie... Jedna mała iskierka tworzy ogień którego ciężko ugasić...
To tak jak w miłości, jeśli wierzysz że chcesz być kochanym i sam kochasz, to choćby tysiące litrów spadało Wam na głowy, to i tak w środku, płomień nie zgaśnie, gdyż jedna mała iskra zmienia się w wielka pochodnie... Czasami tak jest, że jak bardzo mocno kogoś nienawidzisz to to uczucie zmienia się w miłość.W moim przypadku tak było. I będzie na zawsze. Uczucie, które żywię do Rossa jest moim paliwem. To dzięki niemu żyję i moja egzystencja trwa. On nauczył mnie jak pokochać za nic i nauczył mnie miłości bezgranicznej, jaką do niego czuję. Bez Ross`ego moje życie było by smutne, samotne, szare, wyblakłe i bez sensu.
Jest późno. Światło w sypialni Rossa mruga przyjaźnie. Nie śpię. Nie mogę. Bezczynność coraz bardziej mi doskwiera.
- Mam - szepnęłam sama do siebie i z szafy wyciągnęłam duże, czerwone pudełko. Otworzyłam dobrze już zakurzoną pokrywę, a moim oczom ukazały się pamiątki i zdjęcia. Usiadłam na podłodze i po koleii zaczęłam brać do ręki owe skarby. Każdy przedmiot był czegoś symbolem, pamiątką lub wspomnieniem. Na dnie znalazłam też ślubną suknię mamy. Niewiarygodne ile ona ma lat. Prawie 20. Nigdy jeszcze tak pięknej nie widziałam. Podobno tata zamówił ją specjalnie z Chin. Oprócz sukni były tam też moje śpioszki, sukieneczki i zabawki pierwsze. Łzy spływały mi z oczu lub śmiech wydobywał się z ust. Zależało to od wspomnienia przewijającego się w mojej głowie.Rzeczy cudowne w naszym życiu nigdy nie posiadają tej pełni, jaką uzyskują we wspomnieniu - szczęście, jeżeli umrze, nie może się przecież zmienić, nie wywołuje rozczarowania. Pozostaje zachowując swój pełny kształt.
Oczami Rydel:
''Miłość to wszystko co mamy '' powiedziała mi kiedyś mama. Uważałam te słowa za brak sensu lub fantazję. Jednak myliłam się. Miłość jest czymś niezwykłym. Jak okryje człowieka swymi skrzydłami nie uwolnisz się. Nigdy. Ross i Laura wreszcie ujrzeli te skrzydła i pośród milionów innych par dostrzegli siebie. Ujrzeli za szklaną ścianą miłość, która narodziła się z miłości. I tak już pozostanie. Miłość istniała przedtem i istnieć będzie zawsze.
P.S. Witajcie słoneczka moje najkochańsze. Dzisiaj jest rozdział 19! A jutro epilog. Tssa. To już koniec. Koniec tej historii. Od początku miała mieć 20 rozdziałów. Będzie 19 + epilog. I biorę się za pisanie mojego 3 bloga. Serdecznie na niego zapraszam. Skomentujcie ten post proszę aniołki moje. To dla mnie ważne. Oczywiście nie zmuszam. A dedykuję go:
- Megan - aniołek mój kochany :***
- Elci Tyc - bez ciebie jest smutno :***
- Cherry Marano - kocham całym serduszkiem :***
- Karci546 - załóż tego bloga marudooo :***
I wszystkim, wszystkim, którzy czytają te wypociny :* Kocham Was słoneczka <3
Majka`
Patrzyłem na uduchowione i radosne oczy Laury. Jej uśmiech niczym najpiękniejszy widok cieszył me serce. To dal niej wstaję ano i nie mogę doczekać się, aby ją zobaczyć. Miłość jest piękna. Rodzi w nas wiele uczuć. Niektórych nawet nie da się opisać, wypowiedzieć. Człowiek prawie unosi się na ziemią. Chce latać, krzyczeć o swoim szczęściu, płakać z radości i tańczyć śpiewając. Chce utulić cały świat. Jednak jest to niemożliwe. Tak samo jak ochronić ukochaną osobę, zatrzymać ją jak musi odejść i wybaczyć jak skrzywdzi. Lecz siła miłości potrafi zdziałać prawdziwe cuda. Opowiem pewną historię. Może nie jest ona nawiązaniem do tego co teraz piszę, ale po prostu muszę.:
Żył raz sobie pewien mężczyzna. Jego pracą było opuszczanie mostu, aby pociąg z podróżnymi bezpiecznie przejechał. Miał on też synka. Był to chłopiec żwawy i wesoły. Wszędzie go było pełno. Pewnego dnia ojciec nie miał z kim go zostawić i zabrał ze sobą. Maluch szalał bawiąc się, aż w pewnej chwili mężczyzna stracił go z oczu. Zbliżała się godzina przejazdu pociągu. Ojciec chłopca wyjrzał przez okienko wiodące na tory i spostrzegł syna, który zaklinował nogę w torach i nie mógł się wydostać. Ale zauważył też pociąg z tysiącem podróżnych. W jednej chwili musiał podjąć decyzję: opuścić most uśmiercając jedynego syna, czy nie opuszczać i skazać na śmierć tamtych ludzi. I wiece co zrobił? Opuścił...Pociąg przejechał z pasażerami bezpiecznie, a on sam padł na kolana z płaczem. Poświęcił ukochaną osobę dla innych.
Trzeba umieć odejść. Nigdy nie dam odejść osobie, którą kocham. Laurze pozwoliłem raz. To był pierwszy i ostatni.
Otworzyłem oczy i ujrzałem nad sobą uśmiechniętą twarz Laury. Jej czekoladowe tęczówki wpatryawały się w moje uporczywie.
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się. Dziewczyna odwzajemniła gest i wstała z łóżka. Wciąż przebywałem w jej pokoju, na jej łóżku, z nią. Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem dookoła. Laura wyglądała przez okno. Na jej twarzy bładził wyraz niemego zapytania. Podszedłem do niej i objąłem od tyłu. Oparła głowę o moje ramię i westchnęła cichutko.
- Powiedz mi, powiedz dlaczego wszystko się tak szybko zmienia? - poprosiła. Popatrzyłem na widok za szybą.
- Nie wiem, kochanie. Czasami lepiej jak wszystko szybciej się zmienia, a czasami bardzo to nas uwiera. W życiu muszą nastąpić zmiany...Niekoniecznie dobre, ale w życiu już tak jest. Gdy w naszym życiu, lub w nas samych zachodzą nieodwracalne zmiany, nie pozostaje nam nic innego, jak pogodzić się z rzeczywistością. Powracanie do wspomnień, miejsc i ludzi z przeszłości, nie zwróci nam dawnego "ja".
- Najbardziej nie cierpię wolnego czasu, kiedy budzą się wspomnienia i odżywają obawy o przyszłość. Przypominają mi się wszystkie dawno zapomniane i nieodwracalne przygody, ludzie i ludzie.
Laura odsunęła się ode mnie i odwróciła patrząc mi w oczy.
- Jednak przy tobie się jej nie boję - wyznała.
- Dlaczego? - spytałem.
- Bo wiem, ze ty mnie obronisz i nie dasz skrzywdzić, i będziesz zawsze. Na zawsze.
- Nigdzie się nie wybieram - pocałowałem jej czoło i mocno przytuliłem wdychając zapach kokosa wydobywający się z jej włosów.
- Kocham cię - szepnąłem. Milczała. Chyba nie usłyszała. Po chwili brunetka odsunęła się i pocałowała moje wargi.
- A ja ciebie - odparła.
Z uśmiechem gapiłem się w sufit, w moim pokoju. Świadomość, że osoba, którą kocham całym sercem śpi w domu obok spokojnie, daje mi poczucie niezwykłego spełnienia. Wyrzuciłem z siebie to co tak długo w sobie dusiłem. A dusiłem miłość. Nie ma nic gorszego jak tłamszenie tego uczucia w sobie. Jest ono jak róża. Może to głupie, ale prawdziwe. Pomyślcie dobrze. Miłość jest tak samo piękna i raniąca na swój sposób. Jednak moja miłość jest różą bez kolców. Ona daje mi radość i nigdy mnie nie zawiedzie. Skąd to wiem? Bo już dawno by to zrobiła.
Paliło się. Biegałem dookoła zszokowany. Stara remiza kilkanaście metrów od nas zajęła się ogniem. Szybko zarzuciłem na siebie kurtkę i wybiegłem w pośpiechu. Biegłem ile sił w noga. Z czoła skapywały krople potu, a oddech był do nieopanowania. Po minutach nieskończonych dotarłem do miejsca tragedii. Z okiem wyślizgiwały się czerwone języki, a towarzyszył im dym. Wyważyłem drzwi, by biec na pomoc. Szedłem ostrożnie i będą na schodach usłyszałem stukot obcasów. Mym oczom ukazała się piękna dziewczyna w baaaardzo skąpym stroju i z czarną przepaską na oczach. Wyglądała znajomo. Odwróciła się z kuszącym uśmiechem i odeszła. Podążyłem za nią.. - Czekaj! - krzyknąłem. Wbiegłem na piętro. Dziewczyny nie było, ale stało tam duże łóżko. ''Co jest?'' przemknęło mi przez myśl. Nagle ktoś popchnął mnie na nie. Padłem plecami zdezorientowany na miękki materac. Dziewczyna zbliżyła się i usiadła na mnie okrakiem. Jej rysy twarzy...Laura! Oczy mi się rozwarły maksymalnie. - Ross! - usłyszałem krzyk Rydel i się obudziłem. Oddech niebezpiecznie mi wrzał w piersi, a oczy były mokre. - Co ty..? - siostra patrzyła na mnie przestraszona - miałeś koszmar?...
Taaa! Jasne, koszmar. Jeżeli to był koszmar to ja polubię mleko!
- Tak pół na pół - wymruczałem i otarłem spocone czoło.
- A co ci się śniło? - dociekała Rydel. Tego jej nie powiem raczej.
- Pożar - odaprłem wymijająco
- A co było dalej? - Delly bawi się chyba w psychologa.
- Oj siostra weź idź. Muszę ochłonąć - zaśmiałem się. Rydel zrobiła obrażoną minę i wyszła. Opadłem na poduszki z westchnięciem.
Oczami Laury:
Pamiętajcie... Jedna mała iskierka tworzy ogień którego ciężko ugasić...
To tak jak w miłości, jeśli wierzysz że chcesz być kochanym i sam kochasz, to choćby tysiące litrów spadało Wam na głowy, to i tak w środku, płomień nie zgaśnie, gdyż jedna mała iskra zmienia się w wielka pochodnie... Czasami tak jest, że jak bardzo mocno kogoś nienawidzisz to to uczucie zmienia się w miłość.W moim przypadku tak było. I będzie na zawsze. Uczucie, które żywię do Rossa jest moim paliwem. To dzięki niemu żyję i moja egzystencja trwa. On nauczył mnie jak pokochać za nic i nauczył mnie miłości bezgranicznej, jaką do niego czuję. Bez Ross`ego moje życie było by smutne, samotne, szare, wyblakłe i bez sensu.
Jest późno. Światło w sypialni Rossa mruga przyjaźnie. Nie śpię. Nie mogę. Bezczynność coraz bardziej mi doskwiera.
- Mam - szepnęłam sama do siebie i z szafy wyciągnęłam duże, czerwone pudełko. Otworzyłam dobrze już zakurzoną pokrywę, a moim oczom ukazały się pamiątki i zdjęcia. Usiadłam na podłodze i po koleii zaczęłam brać do ręki owe skarby. Każdy przedmiot był czegoś symbolem, pamiątką lub wspomnieniem. Na dnie znalazłam też ślubną suknię mamy. Niewiarygodne ile ona ma lat. Prawie 20. Nigdy jeszcze tak pięknej nie widziałam. Podobno tata zamówił ją specjalnie z Chin. Oprócz sukni były tam też moje śpioszki, sukieneczki i zabawki pierwsze. Łzy spływały mi z oczu lub śmiech wydobywał się z ust. Zależało to od wspomnienia przewijającego się w mojej głowie.Rzeczy cudowne w naszym życiu nigdy nie posiadają tej pełni, jaką uzyskują we wspomnieniu - szczęście, jeżeli umrze, nie może się przecież zmienić, nie wywołuje rozczarowania. Pozostaje zachowując swój pełny kształt.
Oczami Rydel:
''Miłość to wszystko co mamy '' powiedziała mi kiedyś mama. Uważałam te słowa za brak sensu lub fantazję. Jednak myliłam się. Miłość jest czymś niezwykłym. Jak okryje człowieka swymi skrzydłami nie uwolnisz się. Nigdy. Ross i Laura wreszcie ujrzeli te skrzydła i pośród milionów innych par dostrzegli siebie. Ujrzeli za szklaną ścianą miłość, która narodziła się z miłości. I tak już pozostanie. Miłość istniała przedtem i istnieć będzie zawsze.
P.S. Witajcie słoneczka moje najkochańsze. Dzisiaj jest rozdział 19! A jutro epilog. Tssa. To już koniec. Koniec tej historii. Od początku miała mieć 20 rozdziałów. Będzie 19 + epilog. I biorę się za pisanie mojego 3 bloga. Serdecznie na niego zapraszam. Skomentujcie ten post proszę aniołki moje. To dla mnie ważne. Oczywiście nie zmuszam. A dedykuję go:
- Megan - aniołek mój kochany :***
- Elci Tyc - bez ciebie jest smutno :***
- Cherry Marano - kocham całym serduszkiem :***
- Karci546 - załóż tego bloga marudooo :***
I wszystkim, wszystkim, którzy czytają te wypociny :* Kocham Was słoneczka <3
Majka`
niedziela, 6 kwietnia 2014
Zapowiedź rozdziału 19!
Oczami Rossa:
Paliło się. Biegałem dookoła zszokowany. Stara remiza kilkanaście metrów od nas zajęła się ogniem. Szybko zarzuciłem na siebie kurtkę i wybiegłem w pośpiechu. Biegłem ile sił w noga. Z czoła skapywały krople potu, a oddech był do nieopanowania. Po minutach nieskończonych dotarłem do miejsca tragedii. Z okiem wyślizgiwały się czerwone języki, a towarzyszył im dym. Wyważyłem drzwi, by biec na pomoc. Szedłem ostrożnie i będą na schodach usłyszałem stukot obcasów. Mym oczom ukazała się piękna dziewczyna w baaaardzo skąpym stroju i z czarną przepaską na oczach. Wyglądała znajomo. Odwróciła się z kuszącym uśmiechem i odeszła. Podążyłem za nią..
- Czekaj! - krzyknąłem. Wbiegłem na piętro. Dziewczyny nie było, ale stało tam duże łóżko. ''Co jest?'' przemknęło mi przez myśl. Nagle ktoś popchnął mnie na nie. Padłem plecami zdezorientowany na miękki materac. Dziewczyna zbliżyła się i usiadła na mnie okrakiem. Jej rysy twarzy...Laura! Oczy mi się rozwarły maksymalnie.
- Ross! - usłyszałem krzyk Rydel i się obudziłem. Oddech niebezpiecznie mi wrzał w piersi, a oczy były mokre.
- Co ty..? - siostra patrzyła na mnie przestraszona - miałeś koszmar?...
Paliło się. Biegałem dookoła zszokowany. Stara remiza kilkanaście metrów od nas zajęła się ogniem. Szybko zarzuciłem na siebie kurtkę i wybiegłem w pośpiechu. Biegłem ile sił w noga. Z czoła skapywały krople potu, a oddech był do nieopanowania. Po minutach nieskończonych dotarłem do miejsca tragedii. Z okiem wyślizgiwały się czerwone języki, a towarzyszył im dym. Wyważyłem drzwi, by biec na pomoc. Szedłem ostrożnie i będą na schodach usłyszałem stukot obcasów. Mym oczom ukazała się piękna dziewczyna w baaaardzo skąpym stroju i z czarną przepaską na oczach. Wyglądała znajomo. Odwróciła się z kuszącym uśmiechem i odeszła. Podążyłem za nią..
- Czekaj! - krzyknąłem. Wbiegłem na piętro. Dziewczyny nie było, ale stało tam duże łóżko. ''Co jest?'' przemknęło mi przez myśl. Nagle ktoś popchnął mnie na nie. Padłem plecami zdezorientowany na miękki materac. Dziewczyna zbliżyła się i usiadła na mnie okrakiem. Jej rysy twarzy...Laura! Oczy mi się rozwarły maksymalnie.
- Ross! - usłyszałem krzyk Rydel i się obudziłem. Oddech niebezpiecznie mi wrzał w piersi, a oczy były mokre.
- Co ty..? - siostra patrzyła na mnie przestraszona - miałeś koszmar?...
Subskrybuj:
Posty (Atom)