niedziela, 20 kwietnia 2014

!!!

http://austin-i-ally-zycie-jest-tylko-jedne.blogspot.com/

Serdecznie zapraszam na tego bloga aniołki!!! Buziaki i Wesołych Świąt:***

Majka`

Tak mnie coś natchnęło :)

Każdy dzień zmazany jest tym strasznym łzawym przekleństwem. Ja jestem napiętnowana. Napiętnowana najstraszliwsza karą na świecie. Za co? Nie wiem. Może za to, ze nigdy nie patrzyłam wstecz i nie myślałam o przeszłości. Dążyłam do celu, zawsze myślałam i potem robiłam. Więc dlaczego ja? Dlaczego w tak okrutny sposób Bóg odbiera mi życie. Wyciąga je ze mnie powoli, beznamiętnie z bólem i rozpaczą. Jestem małą laleczką w jego dłoni. Coraz bardziej się rozpadam i ginę w czeluściach mrocznej i tajemniczej ciemności. Ale może się przedstawię i opowiem to co przydarzyło mi się. A była to najpiękniejsza rzecz w całym moim życiu.
Nazywam się Laura Marano, mam 17 lat, mieszkam w słonecznej Kalifornii. Jestem długowłosą brunetką z rozjaśnianymi końcówkami i ciemnymi niegdyś pełnymi blasku oczami. Jestem ogromną fanką R5. Sławnego i najlepszego na świecie zespołu. Lubię śpiewać, rysować, grać na gitarze i pianinie. Jeżdżę konno i jestem chora. Mam raka. Lekarze z początku dawali mi nadzieję i leczyli mnie najlepiej jak mogli. Jednak ja przegrywam. Moja melodia zanika we mnie coraz bardziej, aż umilknie i zniknie. Słodka tajemnica mojego istnienia zostanie zapieczętowana i schowana na wieki. Na zawsze.Zamknę oczy i odejdę żegnana płaczem i krzykiem rozdzierającym ciszę nocy. Będzie mnie żegnała siostra, a ja dołączę do rodziców. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym 6 lat temu. Byłam razem z nimi...Pamiętam to jakby katastrofa ta wydarzyła się wczoraj...
Zadowoleni i szczęśliwi wracaliśmy z kina. Nagle wjechaliśmy na tory i samochód zgasł. Tata lekko poddenerwowany zaczął klnąc na silnik i samochód, kiedy w oddali usłyszeliśmy pociąg. Był coraz bliżej. Mama nie mogła odpiąć swojego pasa, a tata próbował jej pomóc.
- Uciekajcie!!! - krzyknęła mama. Vanessa ze łzami w oczach złapała mnie za rękę i wyskoczyłyśmy z auta.
- Mamusia!!! Tatuś!!! - krzyczałam ciągnięta przez siostrę. Zeszłyśmy z tech przeklętych torów i odwróciłyśmy się. Drzwi od strony mamy już się otwierały...Jednak nie zdążyli. Pociąg zmiótł auto. Trzask, krzyk, płacz, krew to co pamiętam. Lokomotywa się zatrzymała. Ze środka wybiegło pełno ludzi. Mama i tata leżeli na środku. Cali we krwi i trzymający się za rękę. Podbiegłam do nich i rzuciłam na martwe, zmasakrowane ciała. Błagałam by mnie nie zostawiali. Nie posłuchali. Odeszli. Potem był istny haos. Przyjechała karetka, straż pożarna, policja. Mówili, uspokajali, sprawdzali, zabezpieczali.  Jakiś policjant wziął mnie na ręce i tuląc wyszeptał, że będzie dobrze. Razem z Van trafiłyśmy do mojego ojca chrzestnego, gdzie było nam bardzo dobrze. Otoczeni opieką rodzinną i miłością dochodziłyśmy do siebie. Jednak ból w sercu pozostał. Teraz mam 17 lat i niedługo zobaczę się z mamą i tatą. Będziemy razem na zawsze. Przestałam brać lekarstwa, bo już i tak nic nie dają, a skracają mi życie. To boli, ale rzeczywistość wygrywa.
- Laura popatrz co mam - Vanessa wpadła do mojego pokoju jak bomba. Jej czarne loki były w nieładzie, a na ustach piękny uśmiech. Zazdroszczę jej tej radości życia. Teraz udaje szczęście, bym nie czuła się gorzej, jednak po mojej śmierci może wszystko w jej słodkim i młodzieńczym życiu się ułoży...
- Co masz? - spytałam z zaciekawieniem i usiadłam na łóżku. Siostra wyciągnęła rękę i pokazała mi dwa bilety, a w tym list.
- Co to? - popatrzyłam na nią zdezorientowana.
- Napisałam do R5. Odpisali mi i dali bilety na najbliższy koncert! - wrzasnęła skacząc po pokoju. Szybko rozwinęłam kartkę. Moje oczy łaknęły Tego widoku.Zaczęłam czytać:
''Droga Vanesso!
Twój list wywarł na mnie i na moich braciach ogromne wrażenie. To co przeżyłyście nie mieści mi się w głowie. Tak bardzo mi przykro z powodu twojej siostry. Nigdy jeszcze nie  poznałam tak silnych i dobrych ludzi jak Wy. Mam nadzieję, ze na najbliższym koncercie się spotkamy. 
P.S. Załączamy dwa bilety VIP dla Was.
Rydel, Riker, Ratliff, Ross, Rocky''
- Szkoda tylko, że tak mało napisała - zasmuciła się Van. 
- Przecież oni pewnie dostają miliony listów i nie mają czasy się rozpisywać - stwierdziłam i ucałowałam dwa bilety.
Do koncertu zostały 2 godziny. Vanessa stroi się w łazience i zaraz ma się zabrać za mnie. Wbiłam wzrok w sufit. Przecież nikt nie chciałby poznawać niepełnosprawnej i chorej dziewczyny. Tak w dodatku jestem niepełnosprawna. Mam chore nogi i nie mogę chodzić. Jestem ciężarem dla rodziny.
Nagle siostra stanęła w drzwiach mojego pokoju. Wytrzeszczyłam na nią gały. Wyglądała bosko.
- Teraz ty - uśmiechnęła się diabolicznie. Z trudnością wsiadłam na wózek, a resztę nie za bardzo pamiętam. Byłam jak w amoku. Van była wszędzie. Porozrzucane ciuchy i kosmetyki walały się wszędzie. Jednak kiedy spojrzałam w taflę szkła ujrzałam piękną dziewczynę. Nie mogłam wierzyć, że to byłam ja. Delikatnie mocny makijaż, kręcone włosy spięte w koczka i kilka loków wyślizgnęło mi się z fryzury nadając figlarny wygląd. A ubrania! Wyglądałam cudnie. 

- Dziękuję - uściskałam siostrę i przy pomocy Kevina (ojca chrzestnego) pojechałyśmy na koncert. Kiedy wysiadłyśmy podszedł do nas jakiś facet.
- Panie Marano? - spytał miłym głosem. Pokiwaliśmy głową - proszę za mną.
Van pchając mój wózek ruszyła za facetem. Weszłyśmy do jakiegoś budynku i długim korytarzem idąc doszłyśmy do jakiejś sali. To tak był koncert. Takiś duży mężczyzna wpuścił nas. Idąc pod ścianą weszłyśmy za kulisty. Tam na ogromnych dwóch kanapach siedzieli członkowie R5! Van złapała mnie za ramię oddychając spazmatycznie. Zaśmiałam się cicho. R5 wstało i podeszło do nas.
- Cześć - powiedziała Rydel i przytuliła mnie, a po chwili Vanessę.
- To ty - zawołał Rocky i delikatnie usiadł mi na kolanach obejmując za szyję. Vanessa ryknęła śmiechem, a ja zaczerwieniłam się po cebulki włosów.
- Jesteś ładna, zostań moją żoną! - powiedział robiąc brewki.
- Sory brat, ale ona jest moja - wtrącił się Riker zrzucając Rockiego z moich kolan i uśmiechając się do mnie czarująco stanął za mną i moim wózkiem.
- Wy jesteście głupi - usłyszałam głos Rossa. Podszedł do mnie poprawiając grzywkę - nie macie u niej szans. 
- Co? - Riker zrobił się zielony.
- No tak. Widać, że Laura pasuje do mnie. Jest tak samo jak ja piękna, miła, śliczna, wesoła...
- Może, ale jedna rzecz was różni - powiedział Rocky.
- Jaka? - spytał Ross.
- Laura jest skromna - odparł, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Widzisz jak my się świetnie uzupełniamy? - spytał mrugając do mnie. Zaśmiałam się. Vanessa gadała z Rikerem, Rydel, Rocky i Ratliff z menadżerem,a  Ross stał i wlepiał we mnie wzrok.
- Zostańmy przyjaciółmi - powiedział. Oczy mi się rozszerzyły i o mało nie poturlały po podłodze.


                                                    ***
Minął miesiąc. Z Lynchami jestem w świetnych kontaktach. Jednak Ross i ja to najlepsi przyjaciele. Często z nim rozmawiam o mojej chorobie i śmierci. Już się jej nie boję. Blondyn zawsze ma łzy w oczach, ale się trzyma. Mówi, że beze mnie nie będzie już na świecie tak jak jest. Wszystko straci dla niego sens. Kiedy wczoraj mi tak powiedział usiadłam i położyłam mu głowę na ramieniu.
- Nie, nie Ross. Ja zawsze z tobą będę. W sercu. Nigdy cię nie zostawię. Będę nad tobą czuwała i chroniła. A muzyka będzie nasza komórką. Będzie nas łączyła. W snach będę do ciebie przychodziła i z tobą rozmawiała.
- Obiecujesz? - spytał.
- Tak - szepnęłam i ucałowałam jego lekko zarumieniony policzek.
- Mam do ciebie prośbę - powiedziałam po chwili ciszy. Blondyn spojrzał mi w oczy.
- Jaką najsłodsza? - spytał. Zawsze mnie tak nazywał. Uwielbiałam to. 
- Chciałabym być pochowana w sukni ślubnej - wypaliłam. Popatrzył zdziwiony, ale kiwnął głową.
- A pan młody? - spytał z iskierkami rozbawienia.
- Gdzieś tam jest - powiedziałam. Minął kolejny miesiąc. Byłam coraz słabsza. Nie jadłam, nie piłam, spałam. spałam całymi dniami. Ross przeniósł się do mnie. Całymi dniami siedział ze mną. I pewnego dnia zamknęłam oczy. Otuliła mnie błogość i ujrzałam złote drzwi, a w nich rodziców. Machali do mnie uśmiechnięci i szczęśliwi. Podbiegłam do nich i weszłam do raju.


Nie ma jej. Odeszła we śnie. Jej serce zamilkło,a  razem z nim odeszła dziewczyna która tak bardzo zmieniła moje życie. Wniosła w nie radość i szczęście. Wiem, że się spotkamy. I już na zawsze ona i ja będziemy razem. Na zawsze.









P.s. Ta- dam!!! Takie mnie tchnęło. Płakałam piszcząc. A wiecie co mnie zainspirowało? Ty Elciu jeżeli to czytasz. Nasza rozmowa. Dziękuję za to co mi dałaś pisząc. Kocham Cię, Was i cały świat. Te święta uwolniły w  mym sercu wdzięczność i ogromną radość. Życzę Wam, aby te Święta były dla was czymś w rodzaju odrodzenia. Dla mnie już dużo zdziałały. Kocham Was <333


Majka`

sobota, 12 kwietnia 2014

♪ Epilog ♪

Któż to po­wie­dział, że nie ma na świecie praw­dzi­wej, wier­nej i wie­cznej miłości? A niechże wyrwą te­mu kłam­cy je­go plu­gawy język! Miłość, którą ja opisałam w tym opowiadaniu wydarzyła się naprawdę. Przeżyło ją dwoje wspaniałych ludzi. Ludzi, którzy pokochali bezgranicznie i pokazali światu, że takie uczucie istnieje. Praw­dzi­wa miłość, choćby wy­gasła, po­zos­ta­je czymś wielkim.  Nikt nie może na­kazać miłości us­ta­wowo. Nie można jej roz­ka­zywać ani pochleb­stwa­mi namówić do służby. Miłość na­leży do siebie sa­mej, głucha na błaga­nia i nie­wzruszo­na wo­bec prze­mocy. Miłości nie można ne­goc­jo­wać. Je­dynie miłość jest sil­niej­sza od pożąda­nia i jest je­dynym praw­dzi­wym po­wodem opar­cia się po­kusie. Są ta­cy, którzy twier­dzą, że przed po­kusą można się za­bary­kado­wać w do­mu. To ci sa­mi, którzy sądzą, że zabłąka­ne prag­nienia można wypędzić z ser­ca jak prze­kup­niów ze świąty­ni. Może można, jeśli dniem i nocą myślisz o swoich słabych pun­ktach, nie pat­rzysz, nie wąchasz, nie marzysz. Niektórzy mówią ''nie ma w nas miłości''. Nieprawda! My zrodziliśmy się z miłości i miłość zrodzi się z nas. Każdy ma w sobie serce. Serce, które może pokochać całym sobą i zaufać. Trzeba tylko uwierzyć. A to jest najtrudniejsze. Napisałam dla Was najdroższe aniołki moje wiersz:
Ludzie uważają mnie za silną, szczęśliwą, bez trosk. Na mojej twarzy często widnieje uśmiech i mam lśniące oczy. Ale to wszyst ko maska. Jednak wielka ściema! Tak naprawdę jestem słaba, smutna i mam miliony zmartwień. Mój uśmiech często jest nieszczery, wymuszony, a oczy błyszczą od łez rozpaczy i żalu. Umiem nienawidzić i kochać na równi. Jestem owieczką, która oddaliła się od swego pasterza i zgubiła w labiryncie uczuć. Nie może uciec bo nie wie jak, nie ma nikogo kto wskaże jej drogę, bo jest sama...Taką owieczka jest każdy z nas. Coraz bardziej zapuszczamy się w głąb korytarzy i ślepych uliczek. Boimy się, ale w końcu ujrzymy światełko w mroku. Podążymy za nim. Odnajdziemy właściwą drogę i będziemy szczęśliwi. Każdy będzie tylko trzeba mieć nadzieje. A to jest najtrudniejsze. Uwierzyć w niemożliwe....
To co tu pisałam było odzwierciedleniem mej duszy i burzy wewnątrz mnie. W wierszu zawarte jest piękno naszej natury istnienia. Wsłuchajcie się w melodię graną, przez miłość. Kiedy ją usłyszycie i zrozumiecie, kim jestem. Kim jest miłość. Czym jest siła Miłości. Życzę Wam słoneczka, abyście nigdy nie zapomnieli o najpiękniejszym uczuciu, które istnieje. Ja odejdę, ale ta więź która nas łączy zostanie na zawsze. Na tym blogu, ze mną i z wami. Dziękuję za te piękne chwile spędzone z Wami słoneczka! Kocham was i zawsze będę <3


Wasza Maja :*

czwartek, 10 kwietnia 2014

19. Niektóre chwi­le są tak piękne, że człowiek chce by trwały całą wieczność.

Oczami Rossa:
Patrzyłem na uduchowione i radosne oczy Laury.  Jej uśmiech niczym najpiękniejszy widok cieszył me serce. To dal niej wstaję ano i nie mogę doczekać się, aby ją zobaczyć. Miłość jest piękna. Rodzi w nas wiele uczuć. Niektórych nawet nie da się opisać, wypowiedzieć. Człowiek prawie unosi się na ziemią. Chce latać, krzyczeć o swoim szczęściu, płakać z  radości i tańczyć śpiewając. Chce utulić cały świat. Jednak jest to niemożliwe. Tak samo jak ochronić ukochaną osobę, zatrzymać ją jak musi odejść i wybaczyć jak skrzywdzi. Lecz siła miłości potrafi zdziałać prawdziwe cuda. Opowiem pewną historię. Może nie jest ona nawiązaniem do tego co teraz piszę, ale po prostu muszę.:
Żył raz sobie pewien mężczyzna. Jego pracą było opuszczanie mostu, aby pociąg z podróżnymi bezpiecznie przejechał. Miał on też synka. Był to chłopiec żwawy i wesoły. Wszędzie go było pełno.  Pewnego dnia ojciec nie miał z kim go zostawić i zabrał ze sobą. Maluch szalał bawiąc się, aż w pewnej chwili mężczyzna stracił go z oczu. Zbliżała się godzina przejazdu pociągu. Ojciec chłopca wyjrzał przez okienko wiodące na tory i spostrzegł syna, który zaklinował nogę w torach i nie mógł się wydostać. Ale zauważył też pociąg z tysiącem podróżnych. W jednej chwili musiał podjąć decyzję: opuścić most uśmiercając jedynego syna, czy nie opuszczać i skazać na śmierć tamtych ludzi. I wiece co zrobił? Opuścił...Pociąg przejechał z pasażerami bezpiecznie, a on sam padł na kolana z płaczem. Poświęcił ukochaną osobę dla innych. 
Trzeba umieć odejść. Nigdy nie dam odejść osobie, którą kocham. Laurze pozwoliłem raz. To był pierwszy i ostatni.
Otworzyłem oczy i ujrzałem nad sobą uśmiechniętą twarz Laury. Jej czekoladowe tęczówki wpatryawały się w moje uporczywie.
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się. Dziewczyna odwzajemniła gest i wstała z łóżka. Wciąż przebywałem w jej pokoju, na jej łóżku, z nią. Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem dookoła. Laura wyglądała przez okno. Na jej twarzy bładził wyraz niemego zapytania. Podszedłem do niej i objąłem od tyłu. Oparła głowę o moje ramię i westchnęła cichutko.
- Powiedz mi, powiedz dlaczego wszystko się tak szybko zmienia? - poprosiła. Popatrzyłem na widok za szybą.
- Nie wiem, kochanie. Czasami lepiej jak wszystko szybciej się zmienia, a czasami bardzo to nas uwiera. W życiu muszą nastąpić zmiany...Nieko­nie­cznie dob­re, ale w życiu już tak jest. Gdy w naszym życiu, lub w nas sa­mych zachodzą nieod­wra­cal­ne zmiany, nie po­zos­ta­je nam nic in­ne­go, jak po­godzić się z rzeczy­wis­tością. Pow­ra­canie do wspom­nień, miej­sc i ludzi z przeszłości, nie zwróci nam daw­ne­go "ja".  
- Naj­bar­dziej nie cier­pię wol­ne­go cza­su, kiedy budzą się wspom­nienia i odżywają oba­wy o przyszłość. Przypominają mi się wszystkie dawno zapomniane i nieodwracalne przygody, ludzie i ludzie.
Laura odsunęła się ode mnie i odwróciła patrząc mi w oczy.
- Jednak przy tobie się jej nie boję - wyznała.
- Dlaczego? - spytałem.
- Bo wiem, ze ty mnie obronisz i nie dasz skrzywdzić, i będziesz zawsze. Na zawsze.
- Nigdzie się nie wybieram - pocałowałem jej czoło i mocno przytuliłem wdychając zapach kokosa wydobywający się z jej włosów.
- Kocham cię - szepnąłem. Milczała. Chyba nie usłyszała. Po chwili brunetka odsunęła się i pocałowała moje wargi.
- A ja ciebie - odparła.
Z uśmiechem gapiłem się w sufit, w moim pokoju. Świadomość, że osoba, którą kocham całym sercem śpi w domu obok spokojnie, daje mi poczucie niezwykłego spełnienia. Wyrzuciłem z siebie to co tak długo w sobie dusiłem. A dusiłem miłość. Nie ma nic gorszego jak tłamszenie tego uczucia w sobie. Jest ono jak róża. Może to głupie, ale prawdziwe. Pomyślcie dobrze. Miłość jest tak samo piękna i raniąca na swój sposób. Jednak moja miłość jest różą bez kolców. Ona daje mi radość i nigdy mnie nie zawiedzie. Skąd to wiem? Bo już dawno by to zrobiła.
 Paliło się. Biegałem dookoła zszokowany. Stara remiza  kilkanaście metrów od nas zajęła się ogniem. Szybko zarzuciłem na siebie kurtkę i wybiegłem w  pośpiechu. Biegłem ile sił w noga. Z czoła skapywały krople potu, a oddech był do nieopanowania. Po minutach nieskończonych dotarłem do miejsca tragedii. Z okiem wyślizgiwały się czerwone języki, a towarzyszył im dym. Wyważyłem drzwi, by biec na pomoc. Szedłem ostrożnie i będą na schodach usłyszałem stukot obcasów. Mym oczom ukazała się piękna dziewczyna w baaaardzo skąpym stroju i z czarną przepaską na oczach. Wyglądała znajomo. Odwróciła się z kuszącym uśmiechem i odeszła. Podążyłem za nią.. - Czekaj! - krzyknąłem. Wbiegłem na piętro. Dziewczyny nie było, ale stało tam duże łóżko. ''Co jest?'' przemknęło mi przez myśl. Nagle ktoś popchnął mnie na nie. Padłem plecami zdezorientowany na miękki materac. Dziewczyna zbliżyła się i usiadła na mnie okrakiem. Jej rysy twarzy...Laura! Oczy mi się rozwarły maksymalnie. - Ross! - usłyszałem krzyk Rydel i się obudziłem. Oddech niebezpiecznie mi wrzał w piersi, a oczy były mokre.  - Co ty..? - siostra patrzyła na mnie przestraszona - miałeś koszmar?...
Taaa! Jasne, koszmar. Jeżeli to był koszmar to ja polubię mleko!
- Tak pół na pół - wymruczałem i otarłem spocone czoło.
- A co ci się śniło? - dociekała Rydel. Tego jej nie powiem raczej.
- Pożar - odaprłem wymijająco 
- A co było dalej? - Delly bawi się chyba w psychologa.
- Oj siostra weź idź. Muszę ochłonąć - zaśmiałem się. Rydel zrobiła obrażoną minę i wyszła. Opadłem na poduszki z westchnięciem.

Oczami Laury:
 Pa­miętaj­cie... Jed­na mała is­kier­ka tworzy ogień które­go ciężko ugasić...
To tak jak w miłości, jeśli wie­rzysz że chcesz być kocha­nym i sam kochasz, to choćby ty­siące litrów spa­dało Wam na głowy, to i tak w środ­ku, płomień nie zgaśnie, gdyż jed­na mała is­kra zmienia się w wiel­ka pochodnie...  Cza­sami tak jest, że jak bar­dzo moc­no ko­goś niena­widzisz to to uczu­cie zmienia się w miłość.W moim przypadku tak było. I będzie na zawsze. Uczucie, które żywię do Rossa jest moim paliwem. To dzięki niemu żyję i moja egzystencja trwa. On nauczył mnie jak pokochać za nic i nauczył mnie miłości bezgranicznej, jaką do niego czuję. Bez Ross`ego moje życie było by smutne, samotne, szare, wyblakłe i bez sensu. 

Jest późno. Światło w sypialni Rossa mruga przyjaźnie. Nie śpię. Nie mogę. Bezczynność coraz bardziej mi doskwiera.
- Mam - szepnęłam sama do siebie i z szafy wyciągnęłam duże, czerwone pudełko. Otworzyłam dobrze już zakurzoną pokrywę, a moim oczom ukazały się pamiątki i zdjęcia. Usiadłam na podłodze i po koleii zaczęłam brać do ręki owe skarby. Każdy przedmiot był czegoś symbolem, pamiątką lub wspomnieniem. Na dnie znalazłam też ślubną suknię mamy. Niewiarygodne ile ona ma lat. Prawie 20. Nigdy jeszcze tak pięknej nie widziałam. Podobno tata zamówił ją specjalnie z Chin. Oprócz sukni były tam też moje śpioszki, sukieneczki i zabawki pierwsze. Łzy spływały mi z oczu lub śmiech wydobywał się z ust. Zależało to od wspomnienia przewijającego się w mojej głowie.Rzeczy cu­dow­ne w naszym życiu nig­dy nie po­siadają tej pełni, jaką uzys­kują we wspom­nieniu - szczęście, jeżeli um­rze, nie może się prze­cież zmienić, nie wy­wołuje roz­cza­rowa­nia. Po­zos­ta­je zacho­wując swój pełny kształt.  


Oczami Rydel:
''Miłość to wszystko co mamy '' powiedziała mi kiedyś mama. Uważałam te słowa za brak sensu lub fantazję. Jednak myliłam się. Miłość jest czymś niezwykłym. Jak okryje człowieka swymi skrzydłami nie uwolnisz się. Nigdy. Ross i Laura wreszcie ujrzeli te skrzydła i pośród milionów innych par dostrzegli siebie. Ujrzeli za szklaną ścianą miłość, która narodziła się z miłości. I tak już pozostanie. Miłość is­tniała przed­tem i is­tnieć będzie zawsze.


P.S. Witajcie słoneczka moje najkochańsze. Dzisiaj jest rozdział 19! A jutro epilog. Tssa. To już koniec. Koniec tej historii. Od początku miała mieć 20 rozdziałów. Będzie 19 + epilog. I biorę się za pisanie mojego 3 bloga. Serdecznie na niego zapraszam. Skomentujcie ten post proszę aniołki moje. To dla mnie ważne. Oczywiście nie zmuszam. A dedykuję go:
- Megan - aniołek mój kochany :***
- Elci Tyc - bez ciebie jest smutno :***
- Cherry Marano - kocham całym serduszkiem :***
- Karci546 - załóż tego bloga marudooo :***
I wszystkim, wszystkim, którzy czytają te wypociny :* Kocham Was słoneczka <3


Majka`

niedziela, 6 kwietnia 2014

Zapowiedź rozdziału 19!

Oczami Rossa:
Paliło się. Biegałem dookoła zszokowany. Stara remiza  kilkanaście metrów od nas zajęła się ogniem. Szybko zarzuciłem na siebie kurtkę i wybiegłem w  pośpiechu. Biegłem ile sił w noga. Z czoła skapywały krople potu, a oddech był do nieopanowania. Po minutach nieskończonych dotarłem do miejsca tragedii. Z okiem wyślizgiwały się czerwone języki, a towarzyszył im dym. Wyważyłem drzwi, by biec na pomoc. Szedłem ostrożnie i będą na schodach usłyszałem stukot obcasów. Mym oczom ukazała się piękna dziewczyna w baaaardzo skąpym stroju i z czarną przepaską na oczach. Wyglądała znajomo. Odwróciła się z kuszącym uśmiechem i odeszła. Podążyłem za nią..
- Czekaj! - krzyknąłem. Wbiegłem na piętro. Dziewczyny nie było, ale stało tam duże łóżko. ''Co jest?'' przemknęło mi przez myśl. Nagle ktoś popchnął mnie na nie. Padłem plecami zdezorientowany na miękki materac. Dziewczyna zbliżyła się i usiadła na mnie okrakiem. Jej rysy twarzy...Laura! Oczy mi się rozwarły maksymalnie.
- Ross! - usłyszałem krzyk Rydel i się obudziłem. Oddech niebezpiecznie mi wrzał w piersi, a oczy były mokre. 
- Co ty..? - siostra patrzyła na mnie przestraszona - miałeś koszmar?...

cd> *_*


Komentować słoneczka. Kocham Was :*

niedziela, 30 marca 2014

Wykreślanka:)

Zrobiłam coś takiego dla was. Piszcie w komach numerek, który ma odpaść, a ja będę go wykreślała. Co tydzień w piątek będzie wykreślane jedno zdjęcie. To do piątku macie czas, aby wytypować do skreślenia jedno zdjęcie. Kocham <3


Maka`

18. Moje szczęście jest właśnie w tobie...

Oczami Rossa:
Leżałem za domem na trawie i gapiłem się w obłoki szybujące wysoko.  Przypomniał mi się dzień w którym tak jak teraz patrzyłem się w niebo, tyle że nie byłem na trawie, a w szpitalu. Moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Ja byłem inny. Laura jeszcze kilka tygodni temu chętnie rzuciłaby mnie na pożarcie myszom, ja z przyjemnością patrzyłbym jak gotują ją w oleju i oboje cieszyliśmy się z każdego popełnionego błędu tej drugiej osoby. Jeszcze tych kilkadziesiąt dni temu nie odezwałbym się do niej ani słowem, mijał bez słowa, ignorował, udawał że nie istnieje. Jeszcze tych kilkaset godzin temu nie mógłbym myśleć o niej, przytulać i rozmawiać. Ale to przeszłość. Wszystko znikło. Teraz jest inaczej. Nie umiem już bez niej żyć. Jest moim tlenem, powodem by budzić się rano i żyć. Dzięki niej moje życie jest pełne najpiękniejszych barw i uczuć. Dzięki Laurze Marano. Pomalowała mój świat i wniosła w niego trochę światła.
- Co robisz młody? - spytał Riker kładąc się obok mnie.
- Myślę - odparłem. Brat westchnął przeciągle. W powietrzu unosił się cudny zapach trawy, róż i truskawek.
- Kocham cię - powiedziałem. Nie wiem dlaczeg. Musiałem to rzec. Muszę pokazać wszystkim na kim mi zależy, że ich kocham! Tak! To jest to. Riker usiadł i zaskoczony popatrzył na mnie.
- Ja się przesłyszałem czy co?! - wydukał zdezorientowany. Poderwałem się na równe nogi.
- Kocham cię Rik! - krzyknąłem i przytuliwszy brata wycałowałem jego policzki. Po chwili stałem w kuchni, gdzie krzątały się mama z Rydel. Podbiegłem do tej pierwszej i mocno uściskałem.
- Kocham cię - powiedziałem i puściwszy rodzicielkę podszedłem do osłupiałej siostry.
- I ciebie siostrzyczko - cmoknąłem jej czoło i galopem ruszyłem do salonu. Tak zastałem tatę, Rockiego i Ella z Pepsi. Rzuciłem się na nich.
- Kocham was najdrożsi! - zawołałem i sprzedałem każdemu buziaka. Ratliff zaczął się wycierać, a Rocky był tak zszokowany, ze otworzył paszczę i siedział jak z kamienia.
- My ciebie też? - powiedział, a raczej spytał tata. W podskokach wyszedłem z domu i skierowałem się do sąsiedztwa. Harry podlewał rabaty kwiatowe, a Margaret czytała książkę na tarasie. 
- Harry - pomachałem blondynowi. Odmachał mi. Wszedłem do ich ogrodu i przytuliłem chłopaka.
- Kocham cię - szepnąłem. Bladooki stał w bezruchu. 
- Ymmmm ja ciebie chyba też - wysapał. Zachichotałem jak głupi i podszedłem do Margaret. Ucałowałem jej spracowane ręcę.
- Kocham panią - powiedziałem radośnie - gdzie Laura?
- W....w...domu - odparła zaskoczona i lekko zarumieniona. Nucąc pod nosem pobiegłem do pokoju brunetki. Stała przy oknie z rozmarzoną miną.
- hej - powiedziałem. Odwróciła się w moją stronę z uśmiechem.
- Hej Ross - odparła - co cię dzisiaj opętało?
- Co?
- Biegasz od jednej do drugiej osoby, całujesz i wyznajesz miłość - wyjaśniła ze śmiechem.
- Powiem ci - odparłem i usiadłem na jej łóżku - zrozumiałem, że te dwa słowa wyrażają wszystko co się czuje do kochanej osoby.  Nie wiemy kiedy odejdziemy z tego świata. I ja chcę mieć pewność, że powiedziałem każdemu co do niego czuję. Że pokazałem jak bardzo jest dla mnie ważny. Śmierć jest ceną jaką płaci­my za życie, za wszel­kie życie.Nie wiadomo, kiedy my tą karę zapłacimy. Kiedy zapłacimy najwyższą cenę naszego istnienia. Może jutro, dziś, za chwilę? Nikt tego nie wiem. A ja chcę być przygotowany na ten moment.
Laura patrzyła na mnie ze zrozumieniem.
- Masz rację - powiedziała i usiadła obok mnie. Jej głowa spoczęła na mym ramieniu, a nasze ręce splotły się.
- Kocham cię - szepnąłem. Lau milczała. Z każdą sekundą traciłem nadzieję na odpowiedź.
- A ja ciebie - odparła i podniósłszy głowę popatrzyła mi w oczy. Jej pełne były po brzegi iskierkami złota i zieleni. Moje serce przyśpieszało, słyszałem stukot jej serduszka. Pochyliłem się i pocałowałem ją. Pocałowałem Laurę Marano. Jej wargi niczym płatek róży. Delikatne, miękkie, słodkie. Oddała pocałunek. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie, abyśmy my byli wiecznością. Kiedy oderwaliśmy się od siebie policzki dziewczyny były uroczej różowej barwy, a oczy duże, błyszczące. Uśmiechnąłem się. 
- Chyba się zakochałem - szepnąłem. Laura zrobiła zmartwioną minę.
- Biedny ty - odparła. No świetnie. Ja tu jej miłość wyznaję, a to ta mi mi tu wyjeżdża, że jestem biedny!
- A kim ona jest? - spytała brunetka zagryzając dolną wargę. 
- Hmmm - udałem, że się zamyślam - jest słodka, śliczna, ma piękny uśmiech, oddałbym za nią życie i jest moim słońcem. I ta dziewczyna siedzi przede mną. Moje serce.
- To słodkie Ross - Laura uśmiechnęła się - ja też się zakochałam.
- W kim? - spytałem unosząc lewą brew ku górze.
- W chłopaku przystojnym, który wylał na mnie barszcz, uratował i pokochał. A nim jesteś ty.
Po tych słowach ponownie zatopiłem się w smaku ust Laury. Mojej Laury.



Oczami Rydel:
Każdy dzień zaskakuje coraz bardziej. Ross zmienił się. Wydoroślał, zmężniał, stał się odpowiedzialny i poważny. Jednak wciąż tkwi w nim to dawne dziecko. Mój mały braciszek dorósł i stał się mężczyzną. Dzięki jednej osobie. Dzięki Laurze. Pokazała mu prawdziwe życie, dała lekcję pokory, cierpliwości i niepewności. Czyli to czym jest życie. Wie­rzy­cie w is­to­ty nad­ludzkie? Doz­na­liście kiedy­kol­wiek te­go piękne­go uczu­cia, kiedy możecie ko­goś naz­wać kimś więcej niż tyl­ko człowiekiem? Al­bo czy spot­ka­liście ko­goś, ko­go brak od­czu­wacie zaw­cza­su? To jest coś piękne­go! Niesa­mowi­cie po­rusza ser­ce, spra­wia, że Two­je do­tychczas po­nure życie zaczy­na toczyć się kom­plet­nie in­nym to­rem. To­rem no­wych szans i nadziei, a więc no­wego 'ja'. Ktoś Cię bu­duje, kreuje Twój wi­zeru­nek w swoich oczach, sta­wia Cię w świet­le swo­jej bez­gra­nicznej em­pa­tii. To mu­si być cu­dow­ne i jak naj­bar­dziej jest! Taką istotą nadludzką dla Rossa jest Laura. I tak pozstanie. Ich miłość jest od zawsze na zawsze. O tak!



P.S. Co mam napisać? Cześć? Nie pasuje. Witajcie? To też nieodpowiednie. A więc zacznę tak:
Minęło wiele dni. Moje serce mino, że biło to płakało z powodu tego, ze nie pisze dla was, nie czytam waszych komentarzy. Jednak byłam i jestem z wami. Mam w nosie to, że moje oczy się psują z każdym dniem. To wy jesteście dla mnie ważni. Wy jesteście moim drugim światem. Mam w nosie co się stanie. Dokończę te blogi i kropka. No i będę nadrabiać wasze rozdziały, bo telefon mi zabrano haniebnie :'( Mam nadzieję, ze o mnie nie zapomnieliście. Jeżeli nie to moje serduszko i paszcza się cieszą :D kocham was słoneczka <3






 Majka`

(wasza)

niedziela, 2 marca 2014

Najważniejsza notka na tym blogu...

W życiu człowieka istnieje wiele chwil. Dobrych i złych. szczęśliwych i tych nieprzyjemnych. W mojej duszy zapanował istny chaos. Muszę sobie wszystko poukładać. Co do opowiadania to nie umiem już za bardzo pisać. Wszystko straciło dla mnie żywe kolory i melodia, która grała dla tej historii umilkła we mnie. Jednak nie do końca. Jej dźwięk tli się we mnie delikatnie i jeden podmuch wiatru może ją zgasić. Ale może z czasem wybuchnie żywym ogniem i napawa mnie energią na powrót.


A teraz takie sprawozdanie:
- 364 - to liczba moich komentarzy na tym blogu. Nie wliczałam w to ostatniego rozdziału, bo może ktoś jeszcze doda opinię, ale prawie się popłakałam. To dla mnie miód lany na serce. Nawet nie wiem co napisać. Chyba tylko jedno:
*Jesteście najlepsi i bardzo was kocham słoneczka <3 
- 227 - liczba wyświetleń 4 rozdziału. Najwięcej ma właśnie on. Oczy mnie szczypią i zbiera się w nich słona, gorąca ciecz.
- 20 - liczba obserwatorów tego bloga. Płaczę i się tego nie wstydzę.
12 960 - liczba wyświetleń na tą chwilę. Łkam. 
- 68 - liczba głosów w ankiecie ''Jak podoba ci się mój blog?''. Odrzucam kolejną chusteczkę.
- 68 - liczba głosów w ankiecie ''Jak podobając i się stylizację?''. Ukrywam twarz w dłoniach i zaciągam się powietrzem w celu uspokojenia. Na marne.

Kochani ten blog, opowiadanie, wy jesteście moją części.a Nigdy was nie zapomnę...
- Elci Tyc
- Cherry Marano
- Tuli Pomocnej
- Pyśka
- Laury Lynch
- Alex Fox
- Nely Nelly
- Patrycji Narowskiej
- Żelko Jadka
- Karci546
- J.J.
- Kamili 
- Zielonej
- MilenyOssowskiej
- Weroniki Grześlak
- Anny Luziy
- Ally Rose
- Małej Migotki
- Justyny
- Natki Szmatki
- Zuzi Kulawik
- Alice Lynch
- Julki
- Lumottu
- Camille Marano
- i wszystkich którzy czytali, a nie komentowali.

 Łzy zamazują mi obraz i zamazują klawiaturę, a przynajmniej literki na niej. Ta historia jest niedokończona, lecz będzie. Końcówka jej epoko zostanie wpleciona. Kiedy? Nie wiem. Ale jedno jest pewne. Wy i to co tu osiągnęłam odcisnęło wielkie piętno na mej duszy. I będzie zawsze mi towarzyszyło. A osiągnęłam wiele. Koleżanki, czytelników, jako tako sławę opowiadania i zostałam obdarzona większą wiarą w siebie. Dziękuję za wszystko i mam nadzieję, że będziecie ze mną, kiedy wrócę. W rozstaniach najpiękniejsze są właśnie powroty. I mam nadzieję, ze w moim przypadku tak będzie<3. Kocham was i nigdy nie przestanę <3 A no i mam prośbę. Ostatnią. Ten kto to przeczyta, ale każdy jakby mógł niech da komentarz. W treści może dać zwykłą kropkę lub powiedzieć co sądził o tym co pisałam. Co chce tylko, aby dał. To byłaby dla mnie niezwykła radość. Byłabym wdzięczna bardzo. To dla mnie ważne i bardzo proszę. Wystarczy kropka:**




na zawsze






Na zawsze wasza Majka`

sobota, 1 marca 2014

17. Nażarłeś się szczęścia, to teraz żygaj!

Oczami Rossa:
Razem z rodzicami czekałem na wyniki w gabinecie doktora. Strasznie się denerwowałem. Moje gardło (podobno) wyglądało jakby po nim ktoś gwoździami jeździł. Jednak nie to jest najstraszniejsze. Najgorszą wiadomością może okazać się wieść, zę już nigdy nie zaśpiewam. Będę gadał jak wiewiórki z ''Alvin i wiewiórki''. O matko!
Nieświadomie złapałem się za głowę i panicznym wzrokiem popatrzyłem na rodziców. Tata chodził w kółko, a mama podeszła do mnie i odgarnęła włosy z czoła.
- Spokojnie gwiazdeczko - powiedziała kojąco i pocałowała mnie w policzek. Zrobiło mi się błogo na sercu. To niesamowite jak mama jest dla mnie ważna. Tylko ona potrafi z jednego rzutu oka zobaczyć emocje kłębiące się w  mym wnętrzu. Ogarnęło mnie uczucie takie samo jak w szpitalu, kiedy po raz pierwszy po obudzeniu mama mnie przytuliła. Nie da się opisać słowami uczuć i magi całej chwili.
Po niezliczonych minutach czekania pojawił się lekarz z plikiem kartek w dłoniach. Jego mina nie wróżyła nic dobrego. Tata stanął i położył mi rękę na ramieniu.
- Sprawa jest dość poważna - zaczął - Ross podrażnił gardło gdy się zakrztusił, a tym samym rozdrapał guzki tkwiące w gardle, które zaczęły ropieć. Konieczny jest natychmiastowy zabieg inaczej chłopak straci głos. Na zawsze.
Zrobiło mi się słabo. Stracić. Głos. Na. Zawsze. Zawsze. Zawsze. To słowo huczy mi w głowie niczym młot pneumatyczny. Wkręca się w mózg i nie chce zamilknąć.
- Do namysłu mają państwo czas do jutra rana - powiedział doktor i kazał wyjść. Milusi człowiek. Kiedy wyszliśmy z gabinetu zobaczyłem moje rodzeństwo z Ratliffem i Laurą. Ten pierwszy obejmował pocieszająco Rydel, a Laura trzymała za rękę Rikera. Coś ścisnęło mnie w sercu. Auć!
- I co? - spytał Rocky wstając z plastikowego krzesełka. Mama sprzedała im informacje.
- On nie może stracić głosu! - wrzasnął Riker. Laura pokręciła ze smutkiem głową. Jeszcze do końca nie przekonała się do naszej muzyki szczególnie do ''love me'' Justina. Wariatka!
- Przecież bez tego głupka nie będzie R5 - wtrącił się Ratliff za co oberwał od Rydel z łokcia. Przez chwile staliśmy w milczeniu.
- Muszę się spakować - wychrypiałem i zachciało mi się płakać. Bałem się, ale to chyba nie dziwne. Chłopaki też mają uczucia i potrafią wytworzyć słoną ciecz z oczu.
- Twój wybór. Zawsze będziemy z tobą - powiedziała Delly i mocno mnie przytuliła. 


Oczami Laury:
Kiedy Ross wyszedł z gabinetu jego oczy były takie smutne, a twarz skamieniała. Pani Lynch opowiedziała wszystko drżącym z emocji głosem. Przecież on nie może stracić tego swojego okropnego głosu! Dlaczego? Bo kto niby będzie mnie denerwował, wrzeszczał na mnie, śmiał z mych gaf i śpiewał? Śpiewał dla mego serca? To znaczy....ten..dla fanów. Pamiętam jak tydzień temu zagrali dla mnie na żywo ''Crazy stupid love''. Przyznam szczerze, ze zakochałam się w tej piosence. Wdarła się do mego serca i już na zawsze tam pozostanie. Jeszce nigdy nie słyszałam ich muzyki i bardzo żałuję. Są świetni, zajebiści, cudowni. A blondyn ma wyjątkowy talent. 
Kiedy wróciliśmy do domu chłopak zaszył się u siebie w pokoju, a my poszliśmy na naradę do salonu.
- Najlepsze wyjście to operacja - powiedział pan Lynch. Pokiwaliśmy głową. Popatrzyłam na okno, za którym zakwitała noc. Piękna, tajemnicza i mroczna. Skrywająca pod swymi skrzydłami cuda o których nam się nie śniło. Te słodkie i pełne grozy tajemnice. Niektórych lepiej nie wyciągać z mroku. Wielu próbowało i wielu zbyt bardzo pożałowało swych czynów...
Nagle czyjaś ręka oplotła mnie w tali i ktoś delikatnie dotknął ustami mej skroni. Uśmiechnęłam się. Riker. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i głupia sprawa. Pomyślałam jakby to było z Rossem tak siedzieć. 
Nagle usłyszeliśmy głośny trzask i huk. Poderwałam się na równe nogi. Hałas dochodził z pokoju blondyna. Pani Lynch ruszyła ku schodom.
- Niech się pani nie obrazi, ale ja lepiej pójdę - zatrzymałam ją. Kiwnęła głową, a ja pobiegłam pod drzwi chłopaka.
- Ross? - spytałam, a odpowiedziała mi cisza. ostrożnie weszłam do środka. Ross stał przy oknie oparty o parapet ze spuszczona głową.
- Idź sobie - wywarczał cicho - wynoś się!
Jego głos mimo, że inny to tak podobny do dawnego.
- Nie - powiedziałam stanowczo. Jak ja dobrze wiem co on teraz czuje. Straszna nienawiść, żal, strach, bezradność i  ból w sercu -0 nie mam nawet zamiaru!
Opuścił niżej głowę i zaśmiał się nerwowo z wściekłością.  Czy się bałam w tamtej chwili? No jasne, ze tak. Ale nie o siebie. O niego. Ja byłam w stanie posunąć się do wbicia w serce noża, a on? Niespokojnie podeszłam bliżej. Ross odskoczył od okna i podszedł do mnie. Jego oczy były czarne jak węgiel. 
- Ty wiesz jak to jest być bezsilnym - powiedział i złapał mnie za ramiona - jak pozbyć się tego cholernego uczucia?!
- Ja je dusiłam w sobie - szepnęłam. Jak ja mam mu pomóc w cierpieniu?! Jak?!!!
- Chcę aby było jak dawniej - powiedział z rozpaczą. Łzy pojawiły mi się w oczach. Rozluźnił uściska, a ja mocno go przytuliłam. Potrzebował tego tak jak ja wtedy w szpitalu.
- Dziękuję - usłyszałam przy uchu.
- Nie masz za co, nie masz.. - odparłam i mocniej się w niego wtuliłam.


Oczami Rydel:
Stałam w drzwiach i im się przysłuchiwałam. Laura bardzo dobrze rozumie Rossa, a on ją. Są jednością jednak oboje zbłądzili. Trzeba pokazać im drogowskaz. Wczoraj wieczorem Riker rozmwiał ze mną i wiem jak to ''BIG LOVE'' zaistniało między nim, a Laurą. Mój starszy brat przyzwyczaja się do nowej roli w której ma dziewczynę i chce się przyzwyczaić, a debil nie znalazł nikogo innego  iw ten sposób Lau padła jego ofiarą. Odetchnęłam z ulgą, ale dlaczego zrobili z tego taką tajemnicę? Ponieważ ten głupek chciał sprawdzić swoją realność. Przyznać muszę, zę Laurze należy się Oskar. 
Gdy patrzę na Lau i Rossego robi mi się ciepło na sercu.
Część naszego życia polega na poszukiwaniu tej jednej osoby, która zrozumie naszą historię. Często okazuje się, że wybraliśmy niewłaściwie. Człowiek, o którym sądziliśmy, że rozumie nas najlepiej, odnosi się do nas później ze współczuciem, obojętnością albo wręcz antypatią. Z kolei ludzie, których obchodzimy, dzielą się na dwie grupy: tych, którzy nas rozumieją i tych, którzy wybaczają nam najgorsze grzechy. Rzadko zdarza się trafić na kogoś, kto ma obie te cechy naraz










P.S. Możecie mnie zabić. Rozdziały są coraz krótsze i gorsze. Przepraszam, chociaż bardzo się staram nie wychodzi mi. Ta historia nie ma już dla mnie za dużej przyszłości. Na początku było dla mnie to bardzo fajne, ale z czasem straciło smak. Ale mam jeszcze jeden blogi  historię i drugi blog z Madzią :***

Kocham was<3
Dedykacja dla:
-Wszystkich moich czytelników <3





Majka`

czwartek, 27 lutego 2014

XD

Dzisiaj jest czwartek. Tłusty. Opływający w słodyczach, pączkach, tłuszczach. Cieszmy się :D


 
 Paczami se na to zdjęcie, a ich oczy mówią ''pączki!!!''. Rocky najlepszy c'nie?


Więc życze udanego, pączkowatego czwarteczku :****






 Majka`

wtorek, 25 lutego 2014

16. Patrzysz na mnie i przytulasz - nigdy nie przestawaj....

1 miesiąc później
Oczami Laury:
Promień słoneczny wdarł się w mą duszę i zawładną nią. Nastała wiosna w moim życiu. Najpiękniejsza jaką przeżyłam i miałam styczność. Wszystko mnie raduje, a dni wypełnione są radością i uśmiechami prosto z serca płynącymi.
Razem z ojcem i Harrym przeprowadziliśmy się na Florydę, ponieważ państwo Lynch zmienili miejsce zamieszkania na florydzkie. Tata nie miał nic przeciwko, wręcz przeciwnie. Z chęcią opuścił dom i miasto które tak bardzo przypominało mu mamę. Zamieszkaliśmy we wspaniałym domu otoczonym bogatym ogrodem. A naszymi sąsiadami są moi dawni wrogowie. Niewiarygodne jak życie potrafi zmieniać, a los coraz częściej płata nam figle. Nigdy nie pomyślałabym, ze będę siedziała nad morzem z moim dawnym przeciwnikiem i patrzyła na zachodzące słońce, które rzuca na nasze szczęśliwe twarze ostatnie promienie.
Razem z R5 bardzo się zżyłam. Spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu, ponieważ mamy nauczanie domowe. Trzy razy w tygodniu cały dzień. To nie dużo, a zawsze jest fajnie. Nasza nauczycielka nazywa się Megan i ma 40 lat. Jest szczupła i ładna. Długie blond loki i zawsze szeroki uśmiech. Momentami przypomina mi mamę, jednak za bardzo jest od niej inna. Zawsze tak będzie. To co było nie wróci, a to co jest niedługo odejdzie. Mimo, ze bardzo staralibyśmy się go zatrzymać nie damy rady.
W ciągu tego miesiąca wiele się wydarzyło. Przeprowadzka, nowa przyjaźń i powrót do życia. W moim nastała nowa era. Najbardziej pomaga mi Rydel, Ross i Harry. To oni są moimi Aniołami na ziemi. To w nich odnalazłam cos czego mi brakuje. Tego ciepła i ogromu miłości. 
Siedziałam sobie w altance i wsłuchiwałam w śpiew ptaków. Nagle ktoś oklapł obok mnie. Otrząsnęłam się z  zadumy i popatrzyłam na osobę obok. Tym kimś okazał się Riker. Jego mina była nie tęga, a oczy jakoś tak lśniły.
- O! Hej... - wydukałam - co jest?
- Mi? Nic - wybąkał i poprawił się na ławce. Jego coś trapi i trzeba mu pomóc. Riker jest świetnym chłopakiem i bardzo go lubię. Uwielbiam słuchać jak gra na gitarze lub cicho podśpiewuje. Mamy mnóstwo tematów do rozmowy i nigdy się nie nudzę w jego towarzystwie. Zresztą jak z każdym Lynchem.
- Powiedz - poprosiłam. Chłopak wstał i kazał zrobić mi to samo. Po chwili wziął mnie za rękę i zaczęliśmy iść w stronę plaży. Mamy tam swoje ulubione miejsce na skałkach. Nikt tam nie chodzi bo po co łazić na skały? A nam się tam podoba. Tym razem usiedliśmy z Rikem na małym kamieniu i blondyn zaczął mówić. Słuchałam go uważnie.
- Oczywiście, ze ci pomogę - uśmiechnęłam się.
- Dzięki Lau! Jesteś najlepsza - powiedział i mocno mnie przytulił. No wiem przecież!


Oczami Rossa:
Siedziałem z resztą w salonie i oglądałem telewizję. Riker gdzieś wyparował tak jak Laura, a Harry siedzi na fotelu i żry popcorn. Nagle drzwi trzasnęły i do salonu wszedł Riker. Ale nie był sam. Szczęka mi opadła, a Rydel wrzasnęła jak dziki kot. Otóż obok mojego brata stała Laura, która trzymała go za rękę. Ich palce były splecione! Ja chyba zwariowałem. Oni do siebie nie pasują, no!!!
- Wy...te...? - jąkał sie oniemiały Harry. Riker usiadł obok Delly i wziął Lau na kolana. Ta przytuliła się do niego i zaczęła bawić kołnierzykiem Rika.
- Jesteśmy - powiedziała pewnym głosem Laura i pocałowała (fuuuujjj) Rika w policzek. Ten tylko kiwnął głową i objął ja w tali.
- Wow - wydukałem. Wszyscy na mnie spojrzeli. Wzruszyłem ramionami.
- To gratulujemy - powiedziała smutnym głosem Delly i wyszła. Ratliff wstał, ale wyprzedził go Harry. Brunet oklapł na kanapę i posłał mi pytające spojrzenie. Po raz kolejny wzruszyłem ramionami. Popatrzyłem na Rockiego. Śmiał się ukryty za książką. Nie czytał jej, bo Rocky nigdy nic nie czyta i w dodatku trzymał ją do góry nogami.
- A jak wy ... - zaczął Ellington. Laura zaśmiała się.
- Yyyyy..ten......Rikus powie - powiedziała plątając się. Riker kiwał głową, a kiedy usłyszał, że on ma powiedzieć zmartwiał. I jaki Rikuś???
- My... to znaczy ja...znaczy Laurusia podobała mi się już od dawna iiiiii jakoś tak wyszło, ze poszedłem do niej i poszliśmy na skałki i jesteśmy razem - wydukał blondyn.Nastała cisza. Riker szeptał coś brunetce do ucha, a ta chichrała się jak dzika. Nie mogłem już na to patrzeć. Coś cisnęło mnie w żołądku, a widok tej ''parki'' powodowała jakieś nieznane uczucie w sercu. Wstałem i wziąwszy kurtkę wyszedłem. Za mną biegli Ratliff i Rocky.
- Idziemy z tobą - powiedział Rocky. Wspólnie ruszyliśmy do najbliższej lodziarni zaczepiani od czasu do czasu o autograf lub zdjęcie. Kiedy tam dotarliśmy kupiliśmy po pucharku ''lodowego cuda'', czyli lodów waniliowo pistacjowych, z adwokatem i toffi oraz z kulkami czekoladowymi.
- To jest dziwne - powiedział Ratliff.
- Mega dziwne - poprawiłem - bo przecież Riker i Laura wcale do siebie nie pasują...
- Nie o to mi chodziło - mruknął Ratliff i przyjrzał się swojej porcji - u mnie pływa mucha!
- Fuj! - Rocky zaśmiał się. Ratliff pobiegł na skargę do kelnerki, a ja i brat jedliśmy w ciszy.
- Jesteś zazdrosny - wypalił brunet, a ja się zakrztusiłem. Kulka czekoladowa stanęła mi w gardle i nie chciała spaść do żołądka. Zacząłem kaszleć. Zleciał się niezły tłum. Rocky wstał szybko i zaczął lać mnie po plecach z taka siłą jakby chciał wyważyć drzwi. Jednak to nic nie działało.
- On się udusi za moment! - krzyknął ktoś, a mi zaczynało brakować tchu. Przed oczami latały czarne plamki, a w głowie kręciło. Nagle ktoś z całej siły przypierniczył mi w żołądek. Odkaszlnąłem czekoladowa kulkę i zacząłem się chwiać. Złapałem za bolące gardło i poleciałem do tyłu.
Ocknąłem się w domu. Bok mnie siedziała mama, tata stał obok niej, a reszta tłoczyła się dookoła.
- Budzi się - powiedział Riker. 
- Co jest? - spytałem dziwnym głosem i zakryłem sobie usta ręką.
- Ross? - spytała Rydel. Popatrzyłem na wszystkich spanikowany. Zacząłem śpiewać:
- Teardrops in your hazel eyes.I can't believe I made you cry.It feels so long. Since we've went wrong. But you're still on my mind. Never want to break your heart. Sometimes things just fall apart. So here's one night. To make it right. Before we say goodbye - jednak to nie był mój głos. Brzmiał tak rdzawo, inaczej. 
- Jedziemy do szpitala - zawołał tata.


Oczami Rydel:
To straszne. Ross stracił głos, Lau i Riker są razem. To nie miało tak być. Miała zaistnieć Raura z Rossa i Laury nie z Rikera i Laury!
Wszystko było dobrze. Ci dwoje zaczęli spędzać ze sobą duuużo czasu, mają wspólne zainteresowania. A teraz co? Ross skrzeczy jak żaba, Laura chichocze z nieśmiesznych żartów Rika, a reszta jest przerażona. Nie wiem co robić. Próbując osiągnąć coś na siłę
od­czu­wamy zaz­wyczaj je­dynie gorzki smak niepowodzenia.Może jednak będzie po mojej myśli z czasem. Kto wie?



P.S. Rozdział krótki chociaż pisałam go długo. Ale może się spodoba lub nie. Zagmatwałam i zrobiłam mętlik.
Dedykacja dla:
* Pyśka  :****
Dołączyłam do bloga Madzi SiS. Komentujcie rozdziały i zaglądajcie. Oczywiście nie zmuszam, a zapraszam:)


Majka`
 

sobota, 22 lutego 2014

15. Dwa słowa, a tak wiele znaczą....

Oczami Laury:
Gapiłam się w błękitne niebo i obserwowałam spokojnie szybujące obłoki, po niebie. Otaczał mnie spokój i cisza. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się tą ciszą. Tak bardzo chciałabym wrócić do domu, do szkoły i spotkać się z nim. Z Rossem. Tak tęsknię, ze aż boli. Nie wiem dlaczego. Jeszcze kilka dni temu pozwoliłabym go zakopać żywcem, a teraz jakby mu ktoś choćby niechcący krzywdę zrobił zabiłabym. Jest on dla mnie najważniejszy na świecie. Jest moim życiem, tlenem, sercem, które mam w piersi. Wypełnia mnie jak nikt inny. Co z tego że nic o nim nie wiem? To się nie liczy. Jeżeli zależy ci na kimś dąż do tego, aby i tej drugiej osobie na tobie zależało. Ross i ja będziemy najlepszymi przyjaciółmi na świecie. Wierzę w to.


Oczami Rossa:
Patrzyłem się na wypełnioną ciuchami szafę. Nie ubiorę się w garniak, an i w podarte jeansy i koszulkę cnie? Albo jakby połączyć te dwa style? Uśmiechnąłem się szatańsko, Rydel mnie ubije. Po namyśle wybrałem białą koszulę na guziki, czarne jeansowe spodnie, białe buty i czarną marynarkę, a jako dodatek czarny kapelusz. Gotowe. Nawet nie było tak trudno. Ale jest jeden problem. Maska. Trzeba kupić. A z tym wiąże się wyjście na zewnątrz. Westchnąłem ciężko. Czas się ogarnąć Ross. Wziąłem prysznic, uczesałem włosy i ubrałem:




 Gotowy wziąłem portfel i wyszedłem. Na kanapie w salonie siedzieli rozwaleni chłopacy, a Rydel w kuchni piekła ciasteczka. Po licho?
- Ross? - spytał nie dowierzając Ratliff. Wszyscy na mnie popatrzyli. Uśmiechnąłem się.
- Ide na miasto - poinformowałem i na nic nie czekając wybiegłem, żeby mnie nie zatrzymali. Zszedłem do holu, a z tatmąd na świeże (na ile to możliwe) powietrze. Potrząsnąłem głową i ruszyłem ulicą. 



Oczami Laury:
Harry przyszedł do mojego pokoju cały w skowronkach. 
- Co jest? - spytałam. Brat podał mi dwa zaproszenia. Otworzyłam jedno zaadresowane do mnie. Szybko prześledziłam o czym jest. Jak sie okazało zostałam zaporszona na bal maskowy. Pękam z radości.
- Szykuj się - Harry poderwał się na nogi - bal dzisiaj o 20:00.
Wytrzeszczyłam gały. Dzisiaj. Przyjrzałam się dacie. Ma rację. Wywaliłam go z pokoju i podeszłam do szafy. Na szczęscie byłam przygotowana na taki wypadek. Wygrzebałam z niej całkiem ładną stylizację:


Tak więc byłam gotowa. A do czasu balu mogłam sobie posiedzieć i pomarzyć. Być w swoim nierealnymi pełnym szczęscia świecie. Świecie gdzie byłabym szczęśliwa.

***

Sala była ogromna zupełnie nie jak zwyczajana hala gimnastyczna, ale co tam! Ustałam na szcycie schodów i zaczęłam schodzić. W tłumie szukałam Harrego. Stał z jakimiś ludzmi i gadał, a po chwili wskazał na mnie. Kiedy byłam na samym dole i zmierzałam ku bratu podszedł do mnie jakiś chłopak i poprosił do tańca. Zgoda no. Niech będzie. Objął mnie i zaczęła lecieć jakaś melodia. Była piękna.


 Cłopak wydawał sie znajomy. Nagle mnie olśniło. Zaczęliśmy tańczyć. Kiedy zbliżał się koniec nieznajomy przyzunął się do mnie i wyszeptał do ucha:
- Dziękuję za bransoletkę
Moje oczy rozszerzyły sie do maksimum. Odsunęłam sie od niego i popatrzyłam w oczy zamaskowane maską (ale zdanie od aut.). 
- Ross? - spytałam. ten zdjął maske i kapelusz. Uśmiechnęłam się i rzuciłam mu na szyję. Usłyszeliśmy zbiorowe ''awwww''. Oderwałam sie od niego i zaśmaiłam. Zauważyłam Harrego w otoczeniu prawdopodobnie reszty R5. Uknuli to!!! Utłukę!
- Ale jakiej bransoletki? - spytałam zdziwiona. Pokazał mi prezent który dostal ode mnie, a ja nic o tym  nie wiedziałam.
- To nie ode mnie - wydukałam - to ja dziękuję za kwiaty i za to - pokazałam mu swój podarek. Jego oczy o mało nie wyszły z orbit.
- To nie ode mnie - wydusił. Popatrzyliśmy sobie w oczy.
- Jeżeli ty, a ni ja nic nie wysyłaliśmy to....... - zaczęłam.
- RYDEL!!!!! - wydarliśmy się jak oparzeni i niespełni rozumu. Dziewczyna zaczęła sie wycofywać.
- Ona nie moze uciec - powiedziałam. Riker i Rocky przytrzymali blondynkę.
- Musiałam jakoś wam pomóc - broniła się - Harry pomagał!!!
Odwróciłam się do brata.
- Ty dostaniesz w domu! - blondyn spuścił ramiona i zrobił minę pobitego szczeniaczka. Wybuchnęliśmy śmiechem. Ten dzień był fantastyczny.




Oczami Rydel:

Mój plan wypalił. Co prawda o mało nie zostałam zgładzona to jestem szczęśliwa. Spotkali się i tańczyli tak, że  cud malina. Byli wpatrzeni w siebie i melodia ich unosiła. Oni nie tańczyli, ale płynęli. A to tylko dzięki mnie. A jak to się stało, ze Ross poprosił do tańca Laurę? Nic trudnego. Od razu zwrócił na nią uwagę. Jest w niej zakochany i rozpozna ją jakby była nawet żabą. Bo to jest miłość. Siła miłości.




P.S. Hej, hej! Rozdział ...jest. Nie udał się, bo pisze go w szybkim tempie, bo jadę niedługo do Torunia.
Dedykacja dla 
* tych panienek co groziły, ze nie ---- na tamtym blogu.
Kocham was <3333






 Majka`

piątek, 21 lutego 2014

Libster Blog Avard *-*

No hej! Dzisiaj zostałam nominowana do LBA przez Lumottu. Dziękuję serdecznie. Na tym blogu to moja 8 nominacja. Jestem zaszczycona i szczęśliwa z tego powodu <3

Pytania od Lumottu:
1. Ulubiona książka

różne, ale ostatnio to ''A gdyby to była prawda...''
 
2. Twoim zdaniem - kiedy człowiek osiąga pełnoletność? (chodzi mi taką 'psychiczną', nie liczba)


Kiedy stać go aby samemu podejmować jakieś poważne decyzje i jak to udowodni
 
3. Kakao vs Cappucino xD


o matulu!!! kakao :)
 
4. Powiedziałaś kiedyś na swoich rodziców 'moja stara' 'mój stary'?


nigdy w życiu. Zawsze ''mamusia'' i ''tatuś'' :*
 
5. Co lepsze (w wykonaniu R5) - Pass Me By or Love Me?


Pass Me By
 
6. Ładnie jest Laurze w krótszych włosach ? Czy lepiej jak miała dłuższe?


dłuższe, ale też w krótkich jej uroczo
 
7. Czy jest jakiś serial, który uważasz za lepszy od A&A?


nie ma takiego moim zdaniem :D
 
8. Raura vs Raia? A może jeszcze inaczej?


Raura bez dwóch zdań :**
 
9. Jesteś za Rikessą?


no jasne, ale jakby Ross i Laura byli razem to dziwne było to by było, bo Riker i Ross to bracia, a Laura i Van to siostry...
 
10. Hahahah, drzewa są fajne? XD Inteligentne pytanie XD


yyyyy..nooo..jasne że tak. Mają takie zielone liście i brązową korę. hehe są super, a szczególnie z domkiem :) 


Moje nominacje:
1.http://r5-blog.blogspot.com/ 
2. http://r5-live-and-love.blogspot.com/ 
3. http://magic-story-raura.blogspot.com/ 

Pytania ode mnie:
1. Ile masz lat?
2. Lubisz pomarańcz?
3. Interesuje cię sport? Jaki?
4. Kogo najmniej z obsady AIA lubisz ?
5. Uważasz, że Ally powinna zacząć chodzić z Austinem?
6. Za co lubisz Rockiego i Rikera?
7. Lubisz mojego bloga? Jak tak to za co i dlaczego?
8. Lubisz pomarańczowy kolor?
9. Opisz w kilku zdaniach wymarzoną randkę. Ale swoją nie opisaną przez Austina lub Rossa, bo to nie fair.
10.  Dlaczego założyłaś bloga?


Dzięki za nominację i do zobaczenia :***






 Wasza Majka`

wtorek, 18 lutego 2014

Uwaga!!!

Kochani moi! Nie wiem kiedy rozdział 15 się pojawi. Nie wiem zupełnie jak go zacząć i wena mnie jakoś opuściła. A w dodatku zaczęłam pisać książkę, muszę napisać opowiadanie na 11 stron na konkurs literacki i nie mam na nic czasu. Oczywiście bloga nie opuszczę, ale problem w tym, że nie mam kiedy napisać nexta. Może pojawi się w tym tygodniu, każdego dnia może zostać opublikowany, ale nie wiem nic. Mam nadzieję, ze mnie nie opuścicie i się nie gniewacie :* I bardzo proszę głosować w ankiecie. To baaardzo ważne, ponieważ główna bohaterka mojej książki musi nosić jakieś fajne imię, a ja nie umiem się zdecydować :)






 Kocham was <333

Majka`

poniedziałek, 17 lutego 2014

14. Bez dro­biazgów można żyć, bez ludzkiej przy­jaźni - trudniej.

 Oczami Laury:
Życie może zmienić z każdą sekundą, w każdej chwili. Jedna osoba, wydarzenie może  doprowadzić aby wywróciło się do góry nogami. Nic nie będzie takie same. Każdy moment będzie przypominał o minionych chwilach. Będzie cie prześladował i nie dawał zapomnieć. Nigdy....
Patrzyłam na mijane w szybkiej jeździe samochody, drzewa, domy i ludzi. Wszystko tętniło życiem, cieszyło się, śmiało. Jednak nie kazdy był szczęśliwy. Samotna dziewczyna w czarnym BMW siedziała oparta  o drzwiczki i trzymała głowę wspartą na dłoniach. Tą dziewczyną jestem ja. Laura Marano. Myślę, myślę i myślę. Moje ciało znajduje się we wcześniej wspomnianym miejscu, ale dusza unosi się daleko, daleko stąd. Jest przy kimś za kim każda komórka mojego ciała tęskni i nie daje zapomnieć. 
Właśnie zmierzam na Florydę razem z Harrym, który siedzi obok mnie i zaczytuje się w ''proroczym śnie''. Pamiętam, że należała ona do mamy. Uwielbiała ją, bo opowiada o prawdziwej, zakazanej miłości. Ludzi z dwóch światów. Biednej córki rybaka i szanowanego syna bogatego męża. Pokonali oni wiele sztormów i poczuli słodki smak szczęścia. Szczęścia za którym tak bardzo tęsknię i dążę całą osobą, całym sercem. Moze i kiedyś ja doznam tego cudownego uczucia....
Nagle do moich uszu doszła całkiem znana mi piosenka. I głos. Głos za którym tak tęsknię. Głos Rossa w piosence ''loud''. Uśmiechnęłam się i wsłuchałam w nią. Była piękna i tak wiele oddawała.









- Niedługo będziemy na lotnisku - poinformował Harry. Otrząsnęłam z zauroczenia i pokiwałam głową. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie dam upustu emocjom. Wytrwam do końca i pokażę światu, że potrafię być silna. Ale czy tłamszenie w sobie uczuć nie jest przypadkiem nierozsądne? Tego nie wiem, ale jedno jest pewne. Wytrwam do końca. Będę silna, nie dam się. Spełnienie marzeń za­leży naj­bar­dziej od two­jej wytrwałości.



Oczami Rossa:
Gapiłem się w zdjęcie klasowe. Sam nie wiem dlaczego je wziąłem. Może dlatego, ze to jedyne na którym jest Marano? Pewnie tak.
Wpatrywałem się w jej uśmiechniętą twarz i błyszczące oczy. Dobra to ostatnie to nie wiem czy tak było, ale podejrzewam, że tak. Ubrana w delikatną różową, koronkową sukienkę w kokardką pod piersiami i tego samego koloru sandałkach wyglądała uroczo, pięknie, niewinnie i słodko. Potem popatrzyłem na pozostałe twarze dziewczyn. Laura miała tylko błyszczące usta od błyszczyka i podkreślone oczy, a tamte TONĘ tapety. Wyglądały ładnie, ale sztucznie. A Laura była taka......świeża. Teraz wiem, że między nami nigdy nie było nienawiści tylko walka o przyjaźń. Oboje chcieliśmy aby to drugie jak najwięcej uwagi nam poświęcało.Pragnąłem jej towarzystwa i tak bardzo do tego dążyłem, ze zupełnie straciłem panowanie nad słowami, czynami i myśleniem. Nawet nad tym. Byłem zaślepiony dążeniem do celu. Chciałbym cofnąć czas do tego jak staliśmy przy szafkach zdzierając na siebie gardła. Wtedy zamiast powiedzieć ''nienawidzę cię'' powiedziałbym ''przepraszam'' i starał się zaprzyjaźnić z nią.
Może nasze życie inaczej by teraz wyglądało? Kariera R5 byłaby nie zawieszona, ja i ona nie rozdzieleni, wszystko było by inne. Szkoda, ale nigdy nikt się tego nie dowie....


Oczami Laury:
Wsiadłam do samolotu i zajęłam miejsce. Obok mnie siedział Harry ciągle męcząc książkę. Uśmiechnęłam się do stewardessy, która podała mi kubek gorącej czekolady i z przerażeniem dojrzała moje bandaże na nadgarstkach, gdy sięgałam po napój. Harry podniósł głowę i odłożył książkę. 
- Co się stało? -spytał widząc w moich oczach zawstydzenie. Zbyłam go ukazując kawałem białego materiału. Zrozumiał bez słowa. Upiłam łyk brązowej, gęstej cieczy. Zrobiło mi się przyjemnie ciepło i słodko. Zupełnie jak wtedy kiedy dotknęłam ust Rossa. Jednak brakowało jego perfum i oczu. Spojrzałam w kubek i w tafli napoju ujrzałam siebie. Westchnęłam. Życie jest takie trudne. Zbyt trudne.... Brak mi wytrwałości. Nie potrafię zapomnieć, żyć jakby nic się nie stało. Gdybym mogła tylko cofnąć się w czasie. Wtedy przy szafkach zamiast wrzasnąć ''nienawidzę cię'' powiedzieć ''przepraszam''. Może wszystko było by inne? Zaprzyjaźnilibyśmy się, ja i on nie zostalibyśmy wywiezieni i bylibyśmy teraz razem w Miami i szaleli. Ale na to pytanie nikt nie zna i nie pozna odpowiedzi. Nigdy.... 
- Prześnij się Lau, jesteś zmęczona - powiedział Harry i przejął ode mnie pół opróżniony kubek. Przeciągnęłam się i wziąwszy od brata puchatą, białą poduszkę zasnęłam.



Oczami Rossa:
- Nigdzie nie idę!!! - wydarłem się i rzuciłem poduszką w drzwi za którymi Rydel usilnie próbowała namówić mnie na wyjście na głupi bal z bandą zamaskowanych ludzi to znaczy na bal maskowy. Na który R5 otrzymało zaproszenie do tutejszego liceum, gdzie ma zabawić. Oczywiście Delly strasznie się na niego napaliła.
- Ale mamy zagrać kilka piosenek i bez ciebie nie da rady, bo śpiewasz! - krzyknęła płaczliwie. Prychałem. Ale mi argument. Dziewczyna łapie się ostatniej deski ratunku.
- Riker lub Rocky za mnie za śpiewa! - zawołałem i opadłem na łóżko plecami. 
- Ale to nie to samo! - upierała się Rydel skomląc pod dziwami do mojej sypialni, gdzie ''szukałem drogi''. A może to dobry pomysł. Rozerwałbym się, zabawił, zapomniał o zaistniałej sytuacji? To ostatnie jest niemożliwe, ale zabawić się można.
- Dobra, pójdę. Daj mi tylko żyć kobieto! - wrzasnąłem. Usłyszałem pis radości siostry. Jak łatwo ją uszczęśliwić!
- Bal jest jutro o 20:00. Maski obowiązkowe!!! - ryknęła uradowana i odbiegła. Wypuściłem z siebie powietrze. Ale się wpakowałem....No ładnie Ross. A jak pogadasz z jakąś laską skoro każda będzie w masce i nie będziesz wiedział czy nie jest lamuską? Ale co mnie to obchodzi? I tak jej więcej nie spotkam i tak, a dla mnie najważniejsza jest Laura. Tylko ona się liczy i tyle powiem wam. O!



Oczami Rydel:
Płaszczyłam się przed tymi drzwiami jak idiotka. On musi tam iść, no! Bo jak nie to cały nasz plan diabli wezmą! Ale szczęście mi sprzyja bo Ross się zgodził i w dodatku to bal maskowy.
Nawet nie wyobrażam sobie jak mój brat cierpi. Co noc wychodzi na balkon i gapi się w rozgwieżdżone niebo jakby szukając odpowiedzi na swoje pytania. Błądzi wzrokiem, po twarzach przechodniów i godzinami patrzy na zdjęcie klasowe. Jego oczy są smutne, przygaszone pełne cierpienia. Nie ma już w nich tych złotych iskierek radości. Na jego ustach już dawno nie widziałam uśmiechu. Uśmiechu za którym tak bardzo tęsknię, tęskni cała rodzina. Pewnie gdybyśmy nie wyjechali wszystko było by inne. Obie te szuje (mowa o Raurze) były by szczęśliwe. W przypadku Laury jakaś część jej duszy na pewno byłaby smutna, bo umarła już dawno, ale sama dziewczyna odzyskałaby radość życia. Ale już niedługo i wszystko będzie dobrze.... Czas to nie dro­ga szyb­kiego ruchu po­między kołyską a gro­bem, czas - to miej­sce na za­par­ko­wanie pod słońcem. 



 P.S. Rozdział krótki i okropny. Strasznie ciężko mi sie go pisało, bo nie miałam pomysłu. To znaczy miałam ale nie umiałam zacząć i wyszło takie cuś czy coś. Nie wiem. Ten rozdział jest najsłabszy chyba jaki napisałam, ale mam pomysł na dalszą część tej historii i następny next może będzie bardziej fajny. Przepraszam za błędy.Czekajcie.
Dedyk dla:
- Alice Lynch - jestes cudowna :** dzięki za ten uroczy wierszyk. A oto on:

 Gdy Ci smutno Gdy Ci Źle
 Przeczytaj Bloga Mai
 Zakochasz Się !
 ~Alice Lynch~

 Dziękuję:)))





 Majka`

sobota, 15 lutego 2014

13. Bo żyć tylko dla ciebie i z tobą...

Oczami Rossa:
Siedziałem na wielkim łóżku i gapiłem się w piękne lustro w bogato zdobionej, złotej ramie. Rama była przepiękna. Z lwimi głowami, kwiatami i tańczącymi ludźmi. A w szklanym odbiciu jasnowłosy nastolatek, z ponurą miną i ciemnymi, prawie czarnymi oczyma. Mama mówi że jak mam jakieś zmartwienie moje oczy przybierają czarną barwę. Tym kimś jestem ja. Gwiazd estrady Ross Lynch. Chłopak bogaty, piękny, słodki, lep na kobitki, uroczy i skromny chłopak. To cały ja. Siedzę w pięknym wielkim apartamencie i gapię się w swoje odbicie. Zastanawiam się co by było gdyby.... od pewnego czasu dużo rozmyślam. Mało śpiewam, śmieję się. A dużo myślę. W tym wszystkim są dwie strony medalu. Ta dobra i ta zła. Pierwsza polega na tym, ze wydoroślałem i jestem inny niż zaledwie miesiąc temu, a ta druga jest okropna. Nasze koncerty odwołane, fani rozczarowani. Moja przemiana tez nie jest, aż tak fantastyczna. Co z tego, ze spoważniałem, co? Stałem się ponury i smutny. Moje życie zmieniło się diametralnie z pojawieniem się Marano. Co z tego, ze  już kiedyś w nim była? Jej osoba istniała tylko czasami, a teraz jest we mnie, tkwi głęboko i co chwila wpełza mi na myśl. Nie umiem zapomnieć jej wyrazu twarzy, bezbronnego ciała, tego jak ta dziewczyna  cierpi. Wydaje mi się że jakąś nadludzką mocą przelała swoje troski we mnie.  
 Nagle drzwi od mojego prywatnego pokoju się otworzyły. Nie to raczej złe stwierdzenie, określenie. One ze świstem się otworzyły i huknęły w ścianę, a po chwili spadły z zawiasów. A przede mną wyrósł nikt inny jak nie Riker. Był przygarbiony, w niewyprasowanej, szarej koszulce i kolorowych skarpetkach w kwiatki chyba Delly.. Popatrzył na mnie i uklęknął patrz cą mi w oczy.
- Gdzie jesteś? - spytał zduszonym głosem. Że co???? - gdzie mój brat? Gdzie podział się roześmiany i szalony Ross, który mi zniknął? - wykrzyczał ze łzami. Położył mi ręce na ramionach i płacząc zaczął mówić:
- Ross  wiem, ze nie jestem wymarzonym bratem. Często prawię kazania, nie pokazuję jak bardzo mi na tobie, na was zależy, jestem zimny i oschły. Nie mówię ''kocham cię'', bo mam nadzieję, że wy to wiecie. Kiedy pierwszy raz wziąłem cię na ręce jak byłeś maleńki doznałem dziwnego uczucia.Mama dała mi ciebie i zaczęła coś mówić do Rydel siedzącej u taty na kolanach i wtedy ty otworzyłeś oczy. Popatrzyłeś na mnie i zamiast zapłakać uśmiechnąłeś się. Wiedziałem, ze będziesz wyjątkowy. Że będziesz wesołym i roześmianym chłopakiem. Takim tez się stałeś. Ale od niedawna gdzieś zaginął mój rozhahany i walnięty braciszek. A za to pojawił się poważny, milczący ja. Nie chcę żeby tak było. Chcę, abyś wrócił! Proszę, Ross błagam!
Riker po swojej przemowie oparł swoją głowę o moją klatkę piersiową i się przytulił. Bardzo powoli docierały do mnie jego słowa. Co z tego, ze niektóre zdania były śmieszne, a inne smutne. Bardziej interesował mnie ich sens. Przytuliłem go i położywszy głowę na ramieniu brata wyszeptałem mu do ucha:
- Też cię kocham i wrócę. Muszę tylko odnaleźć drogę.






Oczami Laury:
Siedziałam na balkonie i wpatrywałam się w horyzont łączący się z niebem. Oba te krajobrazy były takie piękne i podobne do siebie, ale inne. Przypominały mi Rossa. Oboje jesteśmy jak ziemia i niebo. On - niebo, ja - ziemia. Dwa zupełnie inne rzeczy. Jak ogień i deszcz, wenus i mars, słońce i księżyc, radość i smutek. Ale jednak tak podobni do siebie. Coś ciągnie nas do siebie, a ja nie wiem co. To jest takie proste i trudne jednocześnie. Nie wiedzieć co kieruję tobą. Jakaś magiczna moc. Niewidzialna siła, nić, wola, ręka... 
Nagle do mojego pokoju wparował Harry. Podszedł do mnie i ustawszy za wiklinowym krzesłem na którym siedziałam położył mi rękę na ramieniu i westchnął cicho. Do moich nozdrzy dotarł zapach świeżego pieczonego ciasta, woda kolońska brata i piękny zapach trawy. Zaciągnęłam się tą wonią głęboko. Było mi dobrze...Niezwykle dobrze.....
- Spakowałaś się już? - spytał po chwili i usiadł obok. Pokiwałam głową i zamknęłam oczy. Żadne z nas nic nie mówiło. Nie wymagaliśmy zakłócania tej przyjemnej atmosfery słowami. Cisza dawała ukojenie naszym emocjom, które kłębią się w nas niczym jesienny wiatr wśród koron drzew. 
- Tęsknisz za mamą? - spytałam cicho, szeptem. Harry odwrócił głowie w moją stronę i przenikliwie się na mnie popatrzył. Jego wzrok błądził po mej twarzy szukając podpowiedzi co skłoniło mnie do tego pytania. A ja siedziałam w wysuniętym podbródkiem, przymrużonymi oczyma i lekko uchylonymi ustami. 
- Każdego dnia marzę, że ona wróci, przytuli mnie, powie ''kocham cię Harry'', uśmiechnie, pogłaszcze po głowie, zaśpiewa, doradzi. Ale po chwili dociera do mnie, że to już nigdy nie będzie miało miejsca. Łzy cisną mi się do oczu i nie umiem ich powstrzymać. Bardzo to boli. Ale nie tak jak wspomnienia. Nimi żyję każdą sekundą. Wspominam jak układaliśmy wieże z klocków, jeździliśmy na rowerach, bawiliśmy się w basenie lub jak rozmawialiśmy godzinami. A kiedy patrzę w lustro widzę ją. Jej cyjańsko - lazurowe oczy i promienny uśmiech. Ale po chwili mama niknie i widzę siebie. Widzę nastolatka pragnącego ciepła i miłości matki. Matki, której już nigdy nie ujrzy i nie przytuli. Żałuję, ze tak rzadko mówiłem jej jak ją kocham. Jednak codziennie patrze na fotografię, na której znajduje się uśmiechnięta, ale z poważnymi oczami mama i mówię ''kocham cię i nigdy nie zapomnę''. To pomaga mi żyć. Mimo, że ty i mama jesteście różne to odnalazłem w tobie jakiś błogi spokój jaki znajdował się w mamie. Gdybym i ciebie stracił, to straciłbym tak jakby po raz drugi mamę i osobę, którą kocham nad życie. Nic już nie zwróci mamie, życia, ale ty je masz przed sobą. Dla mnie jesteś całym światem. 
W każde słowo wsłuchiwałam się i przetrawiałam je głęboko. Zbyt dobrze rozumiałam sens wypowiedzianych zdań, przez Harrego. Czas leczy rany, ale pozostaną blizny. Już na zawsze. Będą one przypominały o tym co przeżyliśmy i nie pozwolą zapomnieć. Nigdy... Będą nam towarzyszyć każdego dnia. Jak się złamie nogę, to wkrótce się zrośnie. Z ser­cem jest inaczej... Emoc­ji nie da się uleczyć, można je za­led­wie przy­gasić, jed­nak bliz­ny zaw­sze pozostają.  



Oczami Rydel:
Odkąd przyjechaliśmy do wynajętego przez rodziców domu Ross zaszył się w sypialni i nie wychodzi  stamtąd. Jest inny. Nie ma już mojego ciągle rozgadanego i śmiejącego się braciszka. Jest za to przygnębiony i rozdarty chłopak z sercem na wierzchu. Tęskni za Laurą to wie, ale nie wie, że nie jako za przyjaciółką, a za kimś bliższym. Kimś kto zdoła powrócić uśmiech na jego usta. Jak wiosna oddaje nam słońce. Tylko Laura może pomóc wrócić naszemu prawdziwemu bratu. Temu który powie w piątek ''boję się zasnąć , bo gdy się obudzę może być poniedziałek''. Takimi tekstami potrafi rozwalić na łopatki najbardziej napiętą atmosferę. Nawet Riker się śmieje. I to właśnie on najbardziej tęskni za dawnym Rossem. Zmiany przychodzą jak lek­ki wiatr, który po­rusza zasłony o po­ran­ku i jak de­likat­ne per­fu­my pachnące dzi­kimi kwiata­mi, uk­ry­tymi w trawie. Zmiana lo­su choćby jed­ne­go człowieka może zniszczyć świat.  







P.S. Hejka! Rozdział krótki, ale dzisiaj dodany.  Pewnie by go tu nie było gdyby nie Weronika. Mam nadzieję, ze wam się podoba. Moim zdaniem jest przeciętny :/
Dedykacja dla:
- Karci546 - za nasze rozmowy na asku :***
- Weroniki Grześlak - za popędzanie mnie <333
- Cherry Marano - super laski :***
- Elci Tyc - kochanej dziewczyny <333







 Majka`