Oczami Laury:
Obudziło mnie delikatne łaskotanie w policzek. Otworzyłam lewe oko i nie zindentyfikowawszy zagrożenia odwróciłam się na drugi bok z chęcią pogrążenia się w ramiona Morfeusza. Jednak po chwili łaskotanie nastąpiło. Zmarszczyłam nos i zmachałam ręką w powietrzu chcąc odgonić natręta. Usłyszałam cichy chichot.
- Wstawaj księżniczko. Pierwszy dzień szkoły - usłyszałam głos brata. Przerażona otworzyłam oczy. Niemożliwe jak wakacje mogły tak szybko minąć? Przed chwilą wylegiwałam się na Karaibskiej plaży i kąpałam w lazurowej wodzie, piłam z kokosa i jadłam niesamowite, tropikalne potrawy i owoce. A teraz co? Muszę ubierać strój galowy i gnać do szkoły. Koszmar. A najgorsze, że spotkam się z Nim. Kim jest On? Nie ważne. To tylko szczegół mojego jakże barwnego i ciekawego życia. Westchnęłam i usiadłam. Harry - mój ukochany, starszy o rok braciszek trzymał w ręku piórko i suszył białe ząbki. Ubrany był w czarne spodnie i białą koszulę. Wyglądał super, a ja jeszcze w rozsypce.
- Czemu nie budziłeś mnie wcześniej? - spytałam z wyrzutem pocierając oczy.
- Budzę cię dwadzieścia minut! - zawołał i wskazał na piórko.
- Mogłeś na mnie wrzasnąć albo mną potrząsnąć - poradziłam i wyskoczyłam z cieplutkiej pościeli. Harry ze śmiechem opuścił moje królestwo, a ja zaczęłam szperać w szafie. Dlaczego ja zawsze nie mam się w co ubrać?! Nagle mnie olśniło. Przecież dostałam ostatnio byłam na zakupach i kupiłam śliczną czarną kieckę. Mam! Teraz dodatki i śniadaneczko. Z gotowym zestawem:
Podreptałam
do łazienki. Ciuchy i dodatki położyłam na szafce, a sama odkręciłam
wodę pod prysznicem. Zrzuciłam z siebie piżamkę w Lady i Trampa. Dziwne,
że Harry nie poszczycił się dokuczeniem mi z tego powodu. dłużej się
nad tym nie zastanawiając weszłam pod strumień ciepłe wody. Przeszył
mnie dreszcz rozkoszy. Ciecz zawsze mnie rozbudzała i pobudzała moje
szare komórki do działania. A kokosowy żel pod prysznic ukajał moje
nerwy i relaksował. Zadowolona z kąpieli wytarłam mokre ciało i ubrałam
się. Został mi tylko makijaż i fryzura. To ostatnie łatwo załatwić.
Tylko przeczesać włosy i zakręcić końcówki na lokówce. Kiedy skończyłam
tą czynność zwinęłam lokówkę i schowałam do szafki. Na toaletce
postawiłam koszyczek z wszelkimi eyelinerami, tuszami do rzęs,
podkładami, błyszczykami, maseczkami i cieniami do powiek. Postanowiłam,
że usta pociągnę czerwoną szminką, oczy eyelinerem i tuszem, a policzki
różem i koniec parady. Wyszłam z łazienki i do małej czarnej torebeczki
wrzuciłam telefon, słuchawki, chusteczki, maleńki notesik z długopisem i
pieniądze. Gotowa zeszłam do kuchni. Nasza gosposia przyrządziła na
śniadanie tosty francuskie, którymi opychał się Harry. Pycha. Uśmiechem
przywitałam Margaret - gosposię i usiadłam obok brata. Zwędziłam mu
jednego tosta i ze smakiem zaczęłam zatapiać się w jego smaku (tosta od
aut.).
- Zbieramy się Lau. Już za dwadzieścia dziewiąta - poinformował Harry patrząc na zegarek. Kiwnęłam głową i podziękowawszy Margaret wyszłam z domu. Taty pewnie jak zwykle nie było. A co z mamą? Nasza mama nie żyje. Już od czterech lat. Była modelką i podczas jednej sesji zdjęciowej spadł na nią reflektor. Miałam zaledwie 13 lat, a Harry 14. Co do taty to wtedy zawsze miał dla nas czas, jednak po tym wypadku wszystko się zmieniło. Obwinia się o śmierć mamy. Myśli, że jakby nie musiał się tego pamiętnego dnia nami zajmować mama by żyła. Obwinia siebie i nas. Jego życiem stała się praca. Jest sławnym i rozchwytywanym prawnikiem. Mamy bardzo dużo pieniędzy, ale to nie zastąpi nam miłości. Tata nie może znieść widoku Harrego. Dlaczego? Ponieważ jest on baardzo podobny do mamy. Te same oczy, uśmiech, kolor włosów, ruchy, sposób śmiania się i mówienia. Ja bardziej wdałam się w tatusia. Ciemne oczy i włosy. Tak jak on potrafię być surowa, wściekła i zaradna. Lubię jak czasem go minę na korytarzu i zobaczę, ze ma czerwoną koszulę, a ja sukienkę. Ten moment daje mi wrażenie, że ja i tata mamy ten sam tok myślenia.
Ale koniec już tkliwych wspomnień. Czas na naukę i kłótnie z tym nadętym i gwiazdowatym blondynem. Nie, nie powiem jak się nazywa, bo moje tosty wrócą do pierwotnego stanu.
Harry wyprowadził z garażu srebrne BMW. Zadowolona, że nie będę musiała tak jak w tamtym roku wsiąść na ścigacza Harrego. Wygodnie usiadłam w skórzanym fotelu i wsłuchiwałam się w melodię wypływająca z radia < klik > . Kocham piosenki Jonas Brothers i kilka razy byłam an ich koncercie. Są całkiem spoko. W przeciwieństwie do tego durnego zespoliku R4. Po chwili zaczęłam razem z nimi śpiewać Harry podgłosił i sam się przyłączył.
- Znów ten miłosny wirus! Znów miłosny wirus! - zaśpiewaliśmy na koniec, a raczej zaryczeliśmy i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Całkiem nieźle nam wyszło - powiedział z uznaniem Harry.
- Super nam wyszło! - krzyknęłam przez otwarte okno. Brat pokręcił głową i wjechaliśmy na szkolny parking. Oho! Śniadanie mam już w gardle. Z niechęcią odpięłam pas, a Harry jak prawdziwy dżentelmen otworzył mi drzwi.
- Dzięki - uśmiechnęłam się i spojrzałam w znanym mi kierunku. Czarna limuzyn już stała, a przed nią czwórka zadufanych w sobie gwiazdek.
- Spotkamy się po lekcjach - Harry pomachał mi i poszedł do swoich kumpli, którzy gadali w najlepsze. No nic. Zmuszona byłam w dalsza drogę udać się samotnie. Westchnęłam i ruszyłam. Moje srebrne szpilki uderzały o beton. Kilka chłopaków zmierzyło mnie chciwym spojrzeniem, a dziewczyny no cóż zazdrosnym i pełnym nienawiści. Czemu? Może dlatego, że jestem bogata i jako przewodnicząca szkoły co roku jestem popularna. Nagle ktoś krzyknął moje nazwisko. Jak ja tego głosu nienawidzę. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na osobnika z jedwabnym barytonem. Że co?!! A zresztą nie ważne! Tuż za mną z cawniackim uśmiechem stał ON. Kto? Ross Lynch. Ten co gra w R4. Jest rozpieszczony i zarozumiały. Mój wróg numer 1.
- O witaj Lynch - uśmiechnęłam się sztucznie. Blondyn podszedł do mnie z rękami skrzyżownanymi na klacie.
- Wyglądasz inaczej - skwitował. Wzruszyłam ramionami.
- Gdzie twój cięty jeżyk? - spytałam. Chłopak zaśmiał się.
- Spokojnie, wróci. Trzeba dbać o imacz - rzucił i ściągnął czarne okulary. Prychnęłam.
- O jaki imach?! Przecież ty go nie masz - zaśmiałam się. Pokręcił głową.
- Myślałem, ze kończyłaś z lumpeksami - skwitował patrząc na moją sukienkę.
- Chyba ty. Gdybym była chłopakiem tak bym się ubierała jak chłopak. Ale to nie nowość, że nosisz rurki - powiedziałam. Kilka przyglądających nam się osób zachichotało. Blondy przeczesał włosy palcami. Kilka dziewczyn westchnęło z zachwytu. A feee!!! Nagle podeszło do nas rodzeństwo Lyncha.
- Spokojnie - powiedział brunet - idziemy na aulę!
Odwróciłam się zarzucając włosy do tyłu ruszyłam ku szkole.
Dyrektorka jak zwykle ględziła pół godziny o tym jak się cieszy, ze nas widzi lub o tym, ze ten rok będzie pracowity i bla bla bla. Kiedy skończyła monolog długi jak prześcieradło kazała rozejść się do klas. Wszyscy szybko rzucili się do drzwi. Ja jako mniejszość czekałam spokojnie na uboczu. Gdy dotarłam do klasy wszyscy już tam byli. A jedyne wolne miejsce koło Lyncha! Przełknęłam ślinę i przywitawszy się z naszą kochaną i starsza panią Grenframee podeszłam do ławki Tego idioty w rurkach.
- Posuń się - zasyczałam. Popatrzył na mnie z wyższością i triumfem na paszczy. Jednak posłusznie się posunął na drugi brzeg ławki. Wszyscy się na nas gapili jak cielęta na malowane wrota. Nauczycielka zaczęłam ględzić o programie nauczania na ten jakże ''ciężki'' rok szkolny. Ciągle docierał do mnie zapach perfum Lyncha. Nie powiem, ze brzydki, ale zniewalając z nóg też nie. Po prostu ładny. Gdy zadzwonił wymarzony dzwonek jak burza wypadłam z klasy i popędziłam na parking. Ale oczywiście Harrego nie było. Usiadłam na drewnianej ławce nieopodal i czekałam na brata. Przyszedł po godzinie. Parking opustoszał i coraz mniej ludzi było w obszarze szkoły.
- Ile można czekać? -wydarłam się. Harry machnął na mnie ręką i otworzył drzwi. Wsiadłam do samochodu i naburmuszona gapiłam sie na krajobraz za szybą.
P.S. Witajcie po przerwie. Wiem, rozdział nudny i beznadziejny, ale mam doła. Ten rozdział dedykowany osobom, które odwiedzają tego bloga i mają nadzieję, że rozdział niedługo się pojawi :) Buziaki
Majka`
Obudziło mnie delikatne łaskotanie w policzek. Otworzyłam lewe oko i nie zindentyfikowawszy zagrożenia odwróciłam się na drugi bok z chęcią pogrążenia się w ramiona Morfeusza. Jednak po chwili łaskotanie nastąpiło. Zmarszczyłam nos i zmachałam ręką w powietrzu chcąc odgonić natręta. Usłyszałam cichy chichot.
- Wstawaj księżniczko. Pierwszy dzień szkoły - usłyszałam głos brata. Przerażona otworzyłam oczy. Niemożliwe jak wakacje mogły tak szybko minąć? Przed chwilą wylegiwałam się na Karaibskiej plaży i kąpałam w lazurowej wodzie, piłam z kokosa i jadłam niesamowite, tropikalne potrawy i owoce. A teraz co? Muszę ubierać strój galowy i gnać do szkoły. Koszmar. A najgorsze, że spotkam się z Nim. Kim jest On? Nie ważne. To tylko szczegół mojego jakże barwnego i ciekawego życia. Westchnęłam i usiadłam. Harry - mój ukochany, starszy o rok braciszek trzymał w ręku piórko i suszył białe ząbki. Ubrany był w czarne spodnie i białą koszulę. Wyglądał super, a ja jeszcze w rozsypce.
- Czemu nie budziłeś mnie wcześniej? - spytałam z wyrzutem pocierając oczy.
- Budzę cię dwadzieścia minut! - zawołał i wskazał na piórko.
- Mogłeś na mnie wrzasnąć albo mną potrząsnąć - poradziłam i wyskoczyłam z cieplutkiej pościeli. Harry ze śmiechem opuścił moje królestwo, a ja zaczęłam szperać w szafie. Dlaczego ja zawsze nie mam się w co ubrać?! Nagle mnie olśniło. Przecież dostałam ostatnio byłam na zakupach i kupiłam śliczną czarną kieckę. Mam! Teraz dodatki i śniadaneczko. Z gotowym zestawem:
- Zbieramy się Lau. Już za dwadzieścia dziewiąta - poinformował Harry patrząc na zegarek. Kiwnęłam głową i podziękowawszy Margaret wyszłam z domu. Taty pewnie jak zwykle nie było. A co z mamą? Nasza mama nie żyje. Już od czterech lat. Była modelką i podczas jednej sesji zdjęciowej spadł na nią reflektor. Miałam zaledwie 13 lat, a Harry 14. Co do taty to wtedy zawsze miał dla nas czas, jednak po tym wypadku wszystko się zmieniło. Obwinia się o śmierć mamy. Myśli, że jakby nie musiał się tego pamiętnego dnia nami zajmować mama by żyła. Obwinia siebie i nas. Jego życiem stała się praca. Jest sławnym i rozchwytywanym prawnikiem. Mamy bardzo dużo pieniędzy, ale to nie zastąpi nam miłości. Tata nie może znieść widoku Harrego. Dlaczego? Ponieważ jest on baardzo podobny do mamy. Te same oczy, uśmiech, kolor włosów, ruchy, sposób śmiania się i mówienia. Ja bardziej wdałam się w tatusia. Ciemne oczy i włosy. Tak jak on potrafię być surowa, wściekła i zaradna. Lubię jak czasem go minę na korytarzu i zobaczę, ze ma czerwoną koszulę, a ja sukienkę. Ten moment daje mi wrażenie, że ja i tata mamy ten sam tok myślenia.
Ale koniec już tkliwych wspomnień. Czas na naukę i kłótnie z tym nadętym i gwiazdowatym blondynem. Nie, nie powiem jak się nazywa, bo moje tosty wrócą do pierwotnego stanu.
Harry wyprowadził z garażu srebrne BMW. Zadowolona, że nie będę musiała tak jak w tamtym roku wsiąść na ścigacza Harrego. Wygodnie usiadłam w skórzanym fotelu i wsłuchiwałam się w melodię wypływająca z radia < klik > . Kocham piosenki Jonas Brothers i kilka razy byłam an ich koncercie. Są całkiem spoko. W przeciwieństwie do tego durnego zespoliku R4. Po chwili zaczęłam razem z nimi śpiewać Harry podgłosił i sam się przyłączył.
- Znów ten miłosny wirus! Znów miłosny wirus! - zaśpiewaliśmy na koniec, a raczej zaryczeliśmy i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Całkiem nieźle nam wyszło - powiedział z uznaniem Harry.
- Super nam wyszło! - krzyknęłam przez otwarte okno. Brat pokręcił głową i wjechaliśmy na szkolny parking. Oho! Śniadanie mam już w gardle. Z niechęcią odpięłam pas, a Harry jak prawdziwy dżentelmen otworzył mi drzwi.
- Dzięki - uśmiechnęłam się i spojrzałam w znanym mi kierunku. Czarna limuzyn już stała, a przed nią czwórka zadufanych w sobie gwiazdek.
- Spotkamy się po lekcjach - Harry pomachał mi i poszedł do swoich kumpli, którzy gadali w najlepsze. No nic. Zmuszona byłam w dalsza drogę udać się samotnie. Westchnęłam i ruszyłam. Moje srebrne szpilki uderzały o beton. Kilka chłopaków zmierzyło mnie chciwym spojrzeniem, a dziewczyny no cóż zazdrosnym i pełnym nienawiści. Czemu? Może dlatego, że jestem bogata i jako przewodnicząca szkoły co roku jestem popularna. Nagle ktoś krzyknął moje nazwisko. Jak ja tego głosu nienawidzę. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na osobnika z jedwabnym barytonem. Że co?!! A zresztą nie ważne! Tuż za mną z cawniackim uśmiechem stał ON. Kto? Ross Lynch. Ten co gra w R4. Jest rozpieszczony i zarozumiały. Mój wróg numer 1.
- O witaj Lynch - uśmiechnęłam się sztucznie. Blondyn podszedł do mnie z rękami skrzyżownanymi na klacie.
- Wyglądasz inaczej - skwitował. Wzruszyłam ramionami.
- Gdzie twój cięty jeżyk? - spytałam. Chłopak zaśmiał się.
- Spokojnie, wróci. Trzeba dbać o imacz - rzucił i ściągnął czarne okulary. Prychnęłam.
- O jaki imach?! Przecież ty go nie masz - zaśmiałam się. Pokręcił głową.
- Myślałem, ze kończyłaś z lumpeksami - skwitował patrząc na moją sukienkę.
- Chyba ty. Gdybym była chłopakiem tak bym się ubierała jak chłopak. Ale to nie nowość, że nosisz rurki - powiedziałam. Kilka przyglądających nam się osób zachichotało. Blondy przeczesał włosy palcami. Kilka dziewczyn westchnęło z zachwytu. A feee!!! Nagle podeszło do nas rodzeństwo Lyncha.
- Spokojnie - powiedział brunet - idziemy na aulę!
Odwróciłam się zarzucając włosy do tyłu ruszyłam ku szkole.
Dyrektorka jak zwykle ględziła pół godziny o tym jak się cieszy, ze nas widzi lub o tym, ze ten rok będzie pracowity i bla bla bla. Kiedy skończyła monolog długi jak prześcieradło kazała rozejść się do klas. Wszyscy szybko rzucili się do drzwi. Ja jako mniejszość czekałam spokojnie na uboczu. Gdy dotarłam do klasy wszyscy już tam byli. A jedyne wolne miejsce koło Lyncha! Przełknęłam ślinę i przywitawszy się z naszą kochaną i starsza panią Grenframee podeszłam do ławki Tego idioty w rurkach.
- Posuń się - zasyczałam. Popatrzył na mnie z wyższością i triumfem na paszczy. Jednak posłusznie się posunął na drugi brzeg ławki. Wszyscy się na nas gapili jak cielęta na malowane wrota. Nauczycielka zaczęłam ględzić o programie nauczania na ten jakże ''ciężki'' rok szkolny. Ciągle docierał do mnie zapach perfum Lyncha. Nie powiem, ze brzydki, ale zniewalając z nóg też nie. Po prostu ładny. Gdy zadzwonił wymarzony dzwonek jak burza wypadłam z klasy i popędziłam na parking. Ale oczywiście Harrego nie było. Usiadłam na drewnianej ławce nieopodal i czekałam na brata. Przyszedł po godzinie. Parking opustoszał i coraz mniej ludzi było w obszarze szkoły.
- Ile można czekać? -wydarłam się. Harry machnął na mnie ręką i otworzył drzwi. Wsiadłam do samochodu i naburmuszona gapiłam sie na krajobraz za szybą.
P.S. Witajcie po przerwie. Wiem, rozdział nudny i beznadziejny, ale mam doła. Ten rozdział dedykowany osobom, które odwiedzają tego bloga i mają nadzieję, że rozdział niedługo się pojawi :) Buziaki
Majka`
Ja cie piernicze,ten rozdział to cudo na cudami.Nikt nigdy nie potrafi tylu słów zapełnić synonimami.Nawet moja babka od polskiego,a ona piszę zniewalająco.Ale ty piszesz lepiej.Czekam na next!
OdpowiedzUsuńTwa stara czytelniczka
Cherry
Super. Fajnie, że to opko nie jest o słodkiej przyjaźni Rossa i Laury. Zrób wieki mętlik Plisssssssss :) zielona
OdpowiedzUsuńdodaj nexta
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper! Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńCUDO!!!!!!!! ;* czekam na nastepny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńNareszcie się doczekałam!! Rozdział boski zresztą jak każdy. Daj szybko nexta :* J.J
OdpowiedzUsuńzajebisty jak zawsze, napisz książkę, bo się do tego nadajesz w 100 procentach :D czekam na next
OdpowiedzUsuńsuper rozdział super czekam na next♥
OdpowiedzUsuńzarąbisty kiedy next ?
OdpowiedzUsuńCudowny Rozdział. :) Kamila :*
OdpowiedzUsuńŚwietny !
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
Rozdział nie jest ani nudny, ani beznadziejny- jest świetny!!! Jeśli chodzi o doła to każdy czasem tak ma ale od czego mamy gorzką czekoladę :)
OdpowiedzUsuńWoow cudowny ;p nie obraziłam się no co ty :) To ja Alice Lynch http://raura4everandever.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń