Oczami Laury:
Leżałam wgapiając się w biały sufit. Na moje szczęście odczepili mnie od tych wszystkich maszyn, ale zostawili kroplówkę. Lepsze to niż 5 maszyn, cnie? Moje myśli zaprzątnął człek o nienaturalnie złotych włosach, a raczej platynowych i ciemnych, kakaowych oczach. Myślałam o wczorajszym zdarzeniu. Po tym jak Rydel wyszła ode mnie już się nie pojawił. Może nawet i dobrze. To, ze mnie uratował nie znaczy, że ja go lubię ani to, ze on mnie!
Oczami Rossa:
Siedziałem na kanapie i gapiłem się na ogród szpitalny. Przechadzało się tam kilka starszych osób, pielęgniarki i jacyś chorzy. Westchnąłem ciężko. Z tego co mi opowiedzieli chłopacy nasz zespół został ''tymczasowo'' zawieszony. Mamy wrócić za kilka miesięcy, aż dojdę do siebie i mamy małe wakacje.Trochę to smutne, ponieważ rozczarowaliśmy naszych fanów. Mieliśmy zaplanowane 4 koncerty i je odwołaliśmy. Pierwszy raz od powstania, czyli około 2 lata. Jest to dziwne uczucie. Połączenie rozczarowania i smutku, a także radości z wakacji. Opuszkami palców przejechałem po szklanej szybie i popatrzyłem na przyniesiony wczoraj przez Rikera laptop. Wziąłem go i zacząłem szukać jakiś plotek o naszej przerwie. Aż tam huczało. Kliknąłem na jeden z linków. Zacząłem czytać:
''Kilka dni temu sławny i popularny zespół R5 obwieścił oficjalne zawieszenie. Powodem jest wypadek wokalisty Rossa Lyncha. Dokładnie nie wiemy co się stało, ale gwiazdor przebywa w szpitalu, a potem jedzie na małe wakacje z rodziną. Odwołali koncerty, co bardzo zasmuciło fanów zespołu i przestali udzielać wywiadów. Mamy nadzieję,z e niedługo powrócą z nowymi hitami.''
Super! Teraz każdy wie, że jestem w tym domu wariatów z igłami. To psuje moja reputację! Zamknąłem urządzenie i podszedłem do łóżka. Wygodnie się ulokowałem i zamknąłem oczy. Wyobraźnia podsunęła mi obraz zakrwawionej dziewczyny. Była blada i w pięknej, długiej białej sukni. Krew robiła czerwone plamy na materiale, a ciemne włosy nieznajomej opadały na ramiona. Te trzy kolory tak pięknie ze sobą kontrastowały. Podszedłem bliżej i ujrzałem jej twarz. O mało nie padłem. Była to Lau...Marano! Nagle otworzyła oczy. Były puste, przerażające. Wstała i ruszyła w moim kierunku.
- Teraz i ty zasmakujesz bólu, który mnie prześladuję! - powiedziała głucho. Moje oczy rozszerzyły się maksymalnie i zacząłem cofać sie do tyłu. Po chwili byliśmy bardzo blisko.Widziałem w jej ciemnych oczach strach i smutek. Wyjęła zza siebie zakrwawiony nóż i wbiła w moją pierś. I się obudziłem. Zlany byłem potem,a twarz miałem czerwoną jak pomidor. Oddychałem ciężko, z trudem.
Oczami Laury:
Bezczynnie gapiłam się na świeży bukiet niebieskich róż podarowanych mi przez Harrego. Roślinki były takie piękne. Uśmiechnęłam się i przymknęłam oczy. Byłam teraz w swoim świecie. Biegłam po zielonej trawie z wiankiem niebieskich róż na głowie i błękitnej sukience. Na twarzy miałam wypisane szczęście. Po chwili dołączył do mnie tata w jasnych rybaczkach i białej koszuli, a tuz za nim Harry w białych spodenkach i kremowej koszulce. Byliśmy boso uśmiechnięci. Nagle zobaczyłam mamę. Uśmiechała się promiennie. Pomachała do nas i odbiegła w nieznanym kierunku. Próbowałam za nią wołać, ale z mojego gardła nie wypłynął ani jeden dźwięk. Wszystko zniknęło. Łąka, tata, Harry, mama, słońce, niebo i kwiaty. Była ciemność, gęsta jak smoła. Zakryłam oczy rękoma i uklękłam. Byłam sama. Znowu.
Oczami Rossa:
Patrzyłem przed siebie przerażony. Ten sen... Był taki realistyczny, ale niedorzeczny jednocześnie. Wygrzebałem się z pościeli i podszedłem do okna. Otworzyłem je i zaciągnąłem się świeżym powietrzem. Oparłem czoło o szybę i patrzyłem na zielony krajobraz za oknem. Tam była wolność za którą tak tęsknię. Zacisnąłem powieki i skupiłem się na wydarzeniach z ostatnich dni.
1. Uratowałem Marano
2. Leże przez nią w pewnym sensie w szpitalu
3. Odwiedziłem ją w sali
I to chyba tyle. I tak dużo. Opadłem na kanapę i rozejrzałem się dookoła. Postanowiłem się umyć i przebrać. Wziąwszy z torby przyniesionej przez Delly szarych spodni, granatowej bluzki i granatowych konwersów poszedłem do łazienki. Trochę czasu mi to zajęło z powodu głupiego wenflonu lub jak to Rocky określa wentylka. Jednak dla Rikera jest to wiatraczek, dla Delly motylek, a dla Ratliffa świństwo. Gotowy opuściłem pomieszczenie. Przechodząc obok sali Marano zajrzałem przez szybę. Leżała na łóżku. Na czole miała kropelki potu, a usta wykrzywione w grymasie. Nieznanym jak dla mnie. Wszedłem cicho do sali. Nie wiedziałem co zrobić. Zmoczyłem ręcznik i przyłożyłem go do czoła brunetki. Zrobiła się spokojniejsza. Widocznie nie tylko mnie męczą koszmary.
Oczami Laury:
Nagle poczułam nieznaną mi ulgę. Otoczył mnie błogi spokój i szczęście. Było mnie dobrze.
Oczami Rydel:
Weszłam do kuchni i do plecionego koszyka włożyłam duży kawałem szarlotki i kilka paczek żelek robaków. Ross je uwielbia. Zawołałam chłopaków i z tym ekwipunkiem wsiedliśmy do auta. Po kilku minutach byliśmy w sali Rossa, ale po nim ani śladu. Zaniepokojona wyszłam na korytarz. Nic, pustka! Riker przyłączył się do mnie. Prowadzona przeczuciem zajrzałam przez szybkę do pokoju Laury. Ona leżała, a on pochylony nad nią kładł okład na jej czoło. Uśmiechnęłam się. Odkąd Ross uratował jej życie coś w podświadomości każe mu się nią opiekować. On tego za bardzo jeszcze nie pojmuje. Od zawsze coś ich do siebie ciągnie. Jakaś niewidzialna nić, nić którą tylko oni mogą zobaczyć.
P.S. Cześć. Nowy rozdział przed wami. Jest beznadziejny. Nie udał mi się. Niestety, ale taka prawda.
Dedykacja dla nowej czytelniczki:
- Żelko Jadka
Miłego wieczoru kochani moi. :*
Majka`
Leżałam wgapiając się w biały sufit. Na moje szczęście odczepili mnie od tych wszystkich maszyn, ale zostawili kroplówkę. Lepsze to niż 5 maszyn, cnie? Moje myśli zaprzątnął człek o nienaturalnie złotych włosach, a raczej platynowych i ciemnych, kakaowych oczach. Myślałam o wczorajszym zdarzeniu. Po tym jak Rydel wyszła ode mnie już się nie pojawił. Może nawet i dobrze. To, ze mnie uratował nie znaczy, że ja go lubię ani to, ze on mnie!
Oczami Rossa:
Siedziałem na kanapie i gapiłem się na ogród szpitalny. Przechadzało się tam kilka starszych osób, pielęgniarki i jacyś chorzy. Westchnąłem ciężko. Z tego co mi opowiedzieli chłopacy nasz zespół został ''tymczasowo'' zawieszony. Mamy wrócić za kilka miesięcy, aż dojdę do siebie i mamy małe wakacje.Trochę to smutne, ponieważ rozczarowaliśmy naszych fanów. Mieliśmy zaplanowane 4 koncerty i je odwołaliśmy. Pierwszy raz od powstania, czyli około 2 lata. Jest to dziwne uczucie. Połączenie rozczarowania i smutku, a także radości z wakacji. Opuszkami palców przejechałem po szklanej szybie i popatrzyłem na przyniesiony wczoraj przez Rikera laptop. Wziąłem go i zacząłem szukać jakiś plotek o naszej przerwie. Aż tam huczało. Kliknąłem na jeden z linków. Zacząłem czytać:
''Kilka dni temu sławny i popularny zespół R5 obwieścił oficjalne zawieszenie. Powodem jest wypadek wokalisty Rossa Lyncha. Dokładnie nie wiemy co się stało, ale gwiazdor przebywa w szpitalu, a potem jedzie na małe wakacje z rodziną. Odwołali koncerty, co bardzo zasmuciło fanów zespołu i przestali udzielać wywiadów. Mamy nadzieję,z e niedługo powrócą z nowymi hitami.''
Super! Teraz każdy wie, że jestem w tym domu wariatów z igłami. To psuje moja reputację! Zamknąłem urządzenie i podszedłem do łóżka. Wygodnie się ulokowałem i zamknąłem oczy. Wyobraźnia podsunęła mi obraz zakrwawionej dziewczyny. Była blada i w pięknej, długiej białej sukni. Krew robiła czerwone plamy na materiale, a ciemne włosy nieznajomej opadały na ramiona. Te trzy kolory tak pięknie ze sobą kontrastowały. Podszedłem bliżej i ujrzałem jej twarz. O mało nie padłem. Była to Lau...Marano! Nagle otworzyła oczy. Były puste, przerażające. Wstała i ruszyła w moim kierunku.
- Teraz i ty zasmakujesz bólu, który mnie prześladuję! - powiedziała głucho. Moje oczy rozszerzyły się maksymalnie i zacząłem cofać sie do tyłu. Po chwili byliśmy bardzo blisko.Widziałem w jej ciemnych oczach strach i smutek. Wyjęła zza siebie zakrwawiony nóż i wbiła w moją pierś. I się obudziłem. Zlany byłem potem,a twarz miałem czerwoną jak pomidor. Oddychałem ciężko, z trudem.
Oczami Laury:
Bezczynnie gapiłam się na świeży bukiet niebieskich róż podarowanych mi przez Harrego. Roślinki były takie piękne. Uśmiechnęłam się i przymknęłam oczy. Byłam teraz w swoim świecie. Biegłam po zielonej trawie z wiankiem niebieskich róż na głowie i błękitnej sukience. Na twarzy miałam wypisane szczęście. Po chwili dołączył do mnie tata w jasnych rybaczkach i białej koszuli, a tuz za nim Harry w białych spodenkach i kremowej koszulce. Byliśmy boso uśmiechnięci. Nagle zobaczyłam mamę. Uśmiechała się promiennie. Pomachała do nas i odbiegła w nieznanym kierunku. Próbowałam za nią wołać, ale z mojego gardła nie wypłynął ani jeden dźwięk. Wszystko zniknęło. Łąka, tata, Harry, mama, słońce, niebo i kwiaty. Była ciemność, gęsta jak smoła. Zakryłam oczy rękoma i uklękłam. Byłam sama. Znowu.
Oczami Rossa:
Patrzyłem przed siebie przerażony. Ten sen... Był taki realistyczny, ale niedorzeczny jednocześnie. Wygrzebałem się z pościeli i podszedłem do okna. Otworzyłem je i zaciągnąłem się świeżym powietrzem. Oparłem czoło o szybę i patrzyłem na zielony krajobraz za oknem. Tam była wolność za którą tak tęsknię. Zacisnąłem powieki i skupiłem się na wydarzeniach z ostatnich dni.
1. Uratowałem Marano
2. Leże przez nią w pewnym sensie w szpitalu
3. Odwiedziłem ją w sali
I to chyba tyle. I tak dużo. Opadłem na kanapę i rozejrzałem się dookoła. Postanowiłem się umyć i przebrać. Wziąwszy z torby przyniesionej przez Delly szarych spodni, granatowej bluzki i granatowych konwersów poszedłem do łazienki. Trochę czasu mi to zajęło z powodu głupiego wenflonu lub jak to Rocky określa wentylka. Jednak dla Rikera jest to wiatraczek, dla Delly motylek, a dla Ratliffa świństwo. Gotowy opuściłem pomieszczenie. Przechodząc obok sali Marano zajrzałem przez szybę. Leżała na łóżku. Na czole miała kropelki potu, a usta wykrzywione w grymasie. Nieznanym jak dla mnie. Wszedłem cicho do sali. Nie wiedziałem co zrobić. Zmoczyłem ręcznik i przyłożyłem go do czoła brunetki. Zrobiła się spokojniejsza. Widocznie nie tylko mnie męczą koszmary.
Oczami Laury:
Nagle poczułam nieznaną mi ulgę. Otoczył mnie błogi spokój i szczęście. Było mnie dobrze.
Oczami Rydel:
Weszłam do kuchni i do plecionego koszyka włożyłam duży kawałem szarlotki i kilka paczek żelek robaków. Ross je uwielbia. Zawołałam chłopaków i z tym ekwipunkiem wsiedliśmy do auta. Po kilku minutach byliśmy w sali Rossa, ale po nim ani śladu. Zaniepokojona wyszłam na korytarz. Nic, pustka! Riker przyłączył się do mnie. Prowadzona przeczuciem zajrzałam przez szybkę do pokoju Laury. Ona leżała, a on pochylony nad nią kładł okład na jej czoło. Uśmiechnęłam się. Odkąd Ross uratował jej życie coś w podświadomości każe mu się nią opiekować. On tego za bardzo jeszcze nie pojmuje. Od zawsze coś ich do siebie ciągnie. Jakaś niewidzialna nić, nić którą tylko oni mogą zobaczyć.
P.S. Cześć. Nowy rozdział przed wami. Jest beznadziejny. Nie udał mi się. Niestety, ale taka prawda.
Dedykacja dla nowej czytelniczki:
- Żelko Jadka
Miłego wieczoru kochani moi. :*
Majka`
Super rozdzialik.
OdpowiedzUsuńCzekam na next.
<3 <3 Karcia 546 <3 <3
Ten rozdział mnie jest beznadziejny. Jest cudowny. Kocham tego bloga i to opowiadanie! Kiedy next??? Kamila:*
OdpowiedzUsuńNext ma byc szybciej
OdpowiedzUsuń"Odkąd Ross uratował jej życie coś w podświadomości każe mu się nią opiekować. On tego za bardzo jeszcze nie pojmuje. Od zawsze coś ich do siebie ciągnie. Jakaś niewidzialna nić, nić którą tylko oni mogą zobaczyć." - pięknie to opisałaś, humor mi się poprawił po tym rozdziale. Świetny
OdpowiedzUsuńCzekam na next :)
Super dawaj nexta szybko !! Szczerze mówiąc ja zaczęłam czytać 1 rozdział to mnie nie interesował ten blog ale teraz jak to czytam to jest...brak mi słów taki wspaniały !! <33333
OdpowiedzUsuńTo było takie piękne. Łzy szczęścia są, twój piękny rozdział jest i smutek po informacji, że nie wiadomo czy będzie 4 sezon A&A był, ale ty to odmieniłaś i jest szczęście na 100%. Muszę się opanować, bo przez ciebie wariuję ;) czekam na next
OdpowiedzUsuńczy masz fb? jeśli tak to chcę kontakt z tb. Cudowny rozdział. Kocham tego bloga. czekam na next
OdpowiedzUsuńPiękne. Wiesz że teraz przez ciebie ryczę? Jestem bardzo wrażliwa na smutne i piękne :') Pozdrawiam gorąco i czekam na next ;*
OdpowiedzUsuńSpadaj z ta niska samoocena ! Rozdzial jest boski i koniec kropka !! Juz nie moge doczekac sie nastepnego, Ross w koncu mieknie :D
OdpowiedzUsuńjeszcze raz to powiem : Masz wielki talent !
Cudowny rozdział. Już się nie mogę doczekać nexta :* J.J
OdpowiedzUsuńto jest piękne. A słowa Rydel są takie głębokie *-* Kocham i czekam na next ;*
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację! *,*
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam żelki robaki :3 hihi ^^
rozdział świetny, pięknie ujęłaś myśli Rydel *-*
czekam na kolejny <3
Wspaniały rozdział. Szkoda mi Laury :'( fajnie że Ross się nią opiekuje ;) zielona
OdpowiedzUsuńcudny....z resztą tak jak ty :*
OdpowiedzUsuńRumienie się.... hehe :D
UsuńNie przesadzaj, że rozdział jest beznadziejny- bo jest świetny!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny:)