Oczami Rossa:
Otworzyłem oczy i spostrzegłem, że przez niezasłonięte okna do pokoju wpływa jasny strumień światła. Oświetlał moje rozgrzebane łóżko i moją zmęczoną twarz. Przetarłem oczy i wstałem. Dopiero teraz zauważyłem, że jestem w ubraniach, a gitara na której grałem do późna leży na podłodze z zerwaną struną. Westchnąłem ciężko i wygrzebawszy z komody czystą bieliznę wszedłem do łazienki. Tam zrzuciłem z siebie wczorajsze ciuchy i wrzuciłem do kosza na brudne ubrania. Po chwili strumienie chłodnej wody obmywały moje, spięte ciało. Czerpałem radość z każdej sekundy relaksującej kąpieli i odprężającego morskiego zapachu żelu pod prysznic.
Ale wszystko co dobre się kończy. Wytarłem się i ubrałem w bokserki. Stanąłem przed lustrem i przeczesawszy włosy opuściłem pomieszczenie. Wszedłem do ogromnej, zapełnionej różnymi ciuchami i butami garderoby. Wybrałem czarne spodnie i pomarańczową koszulę na guziki. Do tego czarne trampki i odziany rzuciłem się na wyrko. Popatrzyłem na błękitne niebo za oknem. Było takie spokojne. Przeciwieństwo brzy mojej duszy. Nagle ktoś zapukał. Jęknąłem i pozwoliłem szkodnikowi owemu wleźć do mego cudnego królestwa. Jak się okazało była to uśmiechnięta Delly.
- Wstawaj Ross. Za trzy godziny mamy samolot - powiedziała. Mruknąłem coś i przekręciłem się na drugi bok. Plecami do niej. Usłyszałem westchnięcie i jak materac lekko się ugina. Siostra położyła mi dłoń na ramieniu i delikatnie ścisnęła.
- Błagam Ross... - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Przestań i wyjdź - warknąłem niemiło. Jednak od razu pożałowałem. Zawsze do swoje rodzeństwo szanowałem i broniłem. Zdarzało mi się im dokuczyć, ale nigdy nie krzyknąłem na Rydel. Chłopacy to co innego... - proszę....
Dziewczyna bez słowa wstała i coś położyła obok mnie. Po chwili trzaśnięcie drzwi oznaczyło, że wyszła. Zamknąłem oczy wziąwszy gitarę zacząłem ją naprawiać i stroić odpowiednio. Zupełnie nie zwracałem uwagi na to co Delly mi zostawiła. Zupełnie o tym zostawiłem i kiedy opadłem na łóżko tyłem poczułem pod plecami niewygodne, twarde coś czy cuś. Usiadłem i wziąłem do ręki małe czarne pudełeczko. Otworzyłem wieczko,a tam bransoletka:
Wziąłem ją do ręki i obejrzawszy odłożyłem obok, bo mój wzrok przykuła maleńka, zapisana karteczka. Otworzyłem ją i zacząłem czytać:
'' Życie moje odmieniłaś, każdą chwilę w szczęście zmieniłaś. Będąc z Tobą jest mi jak w niebie, czekam wciąż na Ciebie. Bez Ciebie życie straciło by blask. L.M.''
Przeczytawszy nogi się pode mną ugięły. Gdybym nie siedział nie wiem co by się stało. Pewnie leżałbym na podłodze. Założyłem szybko bransoletkę i uśmiechnąłem lekko. Jednak o mnie pamiętała. Rozanielony wyciągnąłem z szafy żółtą walizkę z moim wyzłacanym imieniem i wszedłem z nią do garderoby. Zacząłem pakować najodpowiedniejsze według mnie ciuchy, buty i dodatki. Walizka niby mała, ale wszystko pomieściła wraz z laptopem, ładowarką, zeszytem na piosenki i inne duperele. Ale ważyła całkiem sporo. Z trudem przetransportowałem ją na korytarz po czym zasapany zacząłem ogarniać sypialnię. Łóżko pościeliłem szybko, zasłoniłem rolety ii powyrzucałem papierki do kosza.
- Gites - mruknąłem zadowolony i wziąwszy walizkę zszedłem do kuchni. Był tam już Ellington i jadł tosta na połowę z Pepsi. Moim szczeniaczkiem:
Pepsi ma 2 miesiące i dostałem ją od rodziców w nagrodę za super stopnie. Tróje też się liczą. W końcu ciężko pracuję. A tak poza tym miałem tylko 2... A dlaczego takie imię dostała? Ponieważ piłem akurat pepsi, kiedy tata wręczył mi wielkie różowe pudełko i kazał otworzyć. Miałem napój w ustach, a kiedy zobaczyłem prezent wszystko znalazło się na biednym szczeniaku.
Ale wracając do tematu. Uśmiechnąłem się na powitanie, a brunet pomachał mi i dał kawałem tosta Pep. Ja za to wsadziłem głowę do lodówki. Dosłownie. Było tam pusto, nie licząc światła i maleńkiego kawałka sera i do połowy opróżnionej butelki mleka. Nienawidzę obydwóch rzeczy. Ale jestem głodny. Wziąłem butelkę i odkręciwszy korek powąchałem ciecz. Fujjjj. Nienawidzę mleka, ale jeszcze bardziej sera. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem pić. Kątem oka zauważyłem jak Ell i Pepsi na mnie patrzą. Ten pierwszy z rozdziawioną buzią tak, że widać było na wpół przeżutego tosta, a Pep dlatego, że było to chyba interesujące jak dla jej maleńkiego móżdżku.
- Ty pijesz mleko? - wydusił zaskoczony Ratliff. Wzruszyłem ramionami nie przestając pić. Aby nie czuć smaku białej cieczy, która znajdowała się wcześniej w wymionach krowy wstrzymywałem oddech. Przyznam szczerze, że nie wiele to pomogło. Kiedy butelka była pusta wyrzuciłem ją do kosza i jak strzała pobiegłem do łazienki umyć zęby. Po drodze minąłem zdziwionego tatę i Rockiego z walizką i telefonem w zębach. Kiedy moje kiełki były czyste i wynitkowane ruszyłem po gitarę. Prawie o niej zapomniałem. Kiedy byłem w pokoju ktoś o mało nie wyrwał moich drzwi z zawiasów. Tym brutalem okazał się Riker.
- Zbieraj się młody - wyrzęził. Czerwony ze złości podszedłem do brata.
- Puka się debilu. A jakbym coś robił?! - ryknąłem. Blondyn zarechotał jak żaba. Identycznie przez kawałek sera w buzi i odszedł chichocząc. Policzyłem do dziesięciu i wziąwszy pokrowiec z gitarą zamknąłem drzwi i zszedłem do salonu. Była tam już cała rodzina. Mama poprawiała Rikerowi krawat, Rydel i Rocky gadali, a Ellington i tata oglądali w telewizji ''Hannah Montana''. Co gorsze z zainteresowaniem.
- Rossy choć tu - mama przywołała mnie do siebie. Podszedłem,a ona od razu zaczęła poprawiać mi kołnierzyk i włosy.
- Czesałbyś się - burknęła. Wyrwałem się oburzony.
- Przestań mamo - warknąłem poprawiając dzieło mamy. Usłyszałem chichot i poczułem jak coś drapie mnie po nodze. Spojrzałem w dół, a na podłodze stała Pepsi i patrzyła na mnie błagalnie. Wziąłem ją na ręce.
- Jedziemy maleńka - szepnąłem i odstawiłem. Rydel nagle pojaśniała. Jej twarz ozdobił uśmiech, który przyfruną w jednej sekundzie. Dopiero teraz spostrzegłem, że zauważyła bransoletkę na moim nadgarstku. Odwzajemniłem uśmiech.
- Zbieramy się dzieciaki - usłyszałem tatę. Wszyscy wstali i wzięli swoje walizki. Riker wyłączył telewizor mimo sprzeciwów Ratliffa i wyszliśmy. Nie dość, że targałem ciężką walizkę i gitarę, to jeszcze miałem na smyczy Pepsi i jej osobisty pakunek w ślicznej różowej walizce z literką P. I wtedy zobaczyłem dużą, czarną i piękną limuzynę. Była to ta, którą zawsze jeździmy na koncerty i inne takie, a czasem nawet do szkoły. Tata otworzył bagażnik i zaczął pakował nasze bagaże. Gitarę wziąłem ze sobą. W limuzynie usaodłem naprzeciwko okna, a Pepsi posadziłem obok. Ale mój błogi spokój został zmącony przez Rockiego i Ratliffa, którzy wepchakli się po moje obie strony. Po chwili wyłączyłem się zupełnie. Moje myśli poleciały do pewnej osoby. Brunetki z blond końcówkami, czami płynącymi czekoladą i uroczym uśmiechu. Myślałem o mojej przyjaciółce. Laurze Marano. Myślałem o tym jak się kąpie ( bardzo przyjemne), ubiera ( mniej, ale też całkiem fajne), czesze, maluje, jedzie do szkoły, śmieje i rozmawia. Tak chciałbym tam być!
- Młody żyjesz? - usłyszałem jakby w oddali głos taty. Otrząsnąłem się z zamyślenia.
- Tak, tak... - bąknąłem speszony.
- Coś mnie się inaczej widzi - uśmiechnęła się mama - masz taki rozanielony uśmiech, maślane oczy z iskierkami i zarumienione policzki. Zakochałeś się?
Wytrzeszczyłem gały. Żeeeeee coooooo?!!!
- Nie -zaprzeczyłem, a przed oczami pojawiła mi sie Marano. Odgniłem jej obraz od siebie - nie mam w kim.
Rydel prychnęła, a mama potrząsnęła głową. Nie jest fajnie kiedy wszyscy się na ciebie gapią, prawda? To chyba wiecie jak sie w tamtej chwili czułem... Tylko Pepsi spała spokojnie obok mnie i pochrapywała. Wziąłem gitarę. Wyjąłem ją z pokrowca i zacząłem grać. Riker wyłączył radio i każdy zaczął słuchać granej przeze mnie melodii. Wymyśliłem ją już dawno, ale tekstu nie miałem.
Nagle coś mnie natchnęło i zacząłem cicho podśpiewywać, ale z czasem coraz głośniej. Mój głos tłumiony przez ciasną przestrzeń był dobrze wymodulowany:
Serce Rossa zostało wypełnione nią po brzegi
jak kielich winem. Będę się kochać do końca życia. A jeżeli
jest coś potem, będę się kochać także po śmierci. Na dłużej niż na
zawsze, na dłużej niż na wieczność....
P.S. Gotowe. Z tym rozdziałem było mi trochę ciężko. Nie miałam pomysłu i wyszły flaki z olejem. Następne będą chyba ciekawsze, bo akcja się MOŻE rozwinie. Sorki za błędy :*
Dedyk dla:
* mojej kochanej Oli Pyrz. :***
Majka`
Otworzyłem oczy i spostrzegłem, że przez niezasłonięte okna do pokoju wpływa jasny strumień światła. Oświetlał moje rozgrzebane łóżko i moją zmęczoną twarz. Przetarłem oczy i wstałem. Dopiero teraz zauważyłem, że jestem w ubraniach, a gitara na której grałem do późna leży na podłodze z zerwaną struną. Westchnąłem ciężko i wygrzebawszy z komody czystą bieliznę wszedłem do łazienki. Tam zrzuciłem z siebie wczorajsze ciuchy i wrzuciłem do kosza na brudne ubrania. Po chwili strumienie chłodnej wody obmywały moje, spięte ciało. Czerpałem radość z każdej sekundy relaksującej kąpieli i odprężającego morskiego zapachu żelu pod prysznic.
Ale wszystko co dobre się kończy. Wytarłem się i ubrałem w bokserki. Stanąłem przed lustrem i przeczesawszy włosy opuściłem pomieszczenie. Wszedłem do ogromnej, zapełnionej różnymi ciuchami i butami garderoby. Wybrałem czarne spodnie i pomarańczową koszulę na guziki. Do tego czarne trampki i odziany rzuciłem się na wyrko. Popatrzyłem na błękitne niebo za oknem. Było takie spokojne. Przeciwieństwo brzy mojej duszy. Nagle ktoś zapukał. Jęknąłem i pozwoliłem szkodnikowi owemu wleźć do mego cudnego królestwa. Jak się okazało była to uśmiechnięta Delly.
- Wstawaj Ross. Za trzy godziny mamy samolot - powiedziała. Mruknąłem coś i przekręciłem się na drugi bok. Plecami do niej. Usłyszałem westchnięcie i jak materac lekko się ugina. Siostra położyła mi dłoń na ramieniu i delikatnie ścisnęła.
- Błagam Ross... - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Przestań i wyjdź - warknąłem niemiło. Jednak od razu pożałowałem. Zawsze do swoje rodzeństwo szanowałem i broniłem. Zdarzało mi się im dokuczyć, ale nigdy nie krzyknąłem na Rydel. Chłopacy to co innego... - proszę....
Dziewczyna bez słowa wstała i coś położyła obok mnie. Po chwili trzaśnięcie drzwi oznaczyło, że wyszła. Zamknąłem oczy wziąwszy gitarę zacząłem ją naprawiać i stroić odpowiednio. Zupełnie nie zwracałem uwagi na to co Delly mi zostawiła. Zupełnie o tym zostawiłem i kiedy opadłem na łóżko tyłem poczułem pod plecami niewygodne, twarde coś czy cuś. Usiadłem i wziąłem do ręki małe czarne pudełeczko. Otworzyłem wieczko,a tam bransoletka:
Wziąłem ją do ręki i obejrzawszy odłożyłem obok, bo mój wzrok przykuła maleńka, zapisana karteczka. Otworzyłem ją i zacząłem czytać:
'' Życie moje odmieniłaś, każdą chwilę w szczęście zmieniłaś. Będąc z Tobą jest mi jak w niebie, czekam wciąż na Ciebie. Bez Ciebie życie straciło by blask. L.M.''
Przeczytawszy nogi się pode mną ugięły. Gdybym nie siedział nie wiem co by się stało. Pewnie leżałbym na podłodze. Założyłem szybko bransoletkę i uśmiechnąłem lekko. Jednak o mnie pamiętała. Rozanielony wyciągnąłem z szafy żółtą walizkę z moim wyzłacanym imieniem i wszedłem z nią do garderoby. Zacząłem pakować najodpowiedniejsze według mnie ciuchy, buty i dodatki. Walizka niby mała, ale wszystko pomieściła wraz z laptopem, ładowarką, zeszytem na piosenki i inne duperele. Ale ważyła całkiem sporo. Z trudem przetransportowałem ją na korytarz po czym zasapany zacząłem ogarniać sypialnię. Łóżko pościeliłem szybko, zasłoniłem rolety ii powyrzucałem papierki do kosza.
- Gites - mruknąłem zadowolony i wziąwszy walizkę zszedłem do kuchni. Był tam już Ellington i jadł tosta na połowę z Pepsi. Moim szczeniaczkiem:
Pepsi ma 2 miesiące i dostałem ją od rodziców w nagrodę za super stopnie. Tróje też się liczą. W końcu ciężko pracuję. A tak poza tym miałem tylko 2... A dlaczego takie imię dostała? Ponieważ piłem akurat pepsi, kiedy tata wręczył mi wielkie różowe pudełko i kazał otworzyć. Miałem napój w ustach, a kiedy zobaczyłem prezent wszystko znalazło się na biednym szczeniaku.
Ale wracając do tematu. Uśmiechnąłem się na powitanie, a brunet pomachał mi i dał kawałem tosta Pep. Ja za to wsadziłem głowę do lodówki. Dosłownie. Było tam pusto, nie licząc światła i maleńkiego kawałka sera i do połowy opróżnionej butelki mleka. Nienawidzę obydwóch rzeczy. Ale jestem głodny. Wziąłem butelkę i odkręciwszy korek powąchałem ciecz. Fujjjj. Nienawidzę mleka, ale jeszcze bardziej sera. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem pić. Kątem oka zauważyłem jak Ell i Pepsi na mnie patrzą. Ten pierwszy z rozdziawioną buzią tak, że widać było na wpół przeżutego tosta, a Pep dlatego, że było to chyba interesujące jak dla jej maleńkiego móżdżku.
- Ty pijesz mleko? - wydusił zaskoczony Ratliff. Wzruszyłem ramionami nie przestając pić. Aby nie czuć smaku białej cieczy, która znajdowała się wcześniej w wymionach krowy wstrzymywałem oddech. Przyznam szczerze, że nie wiele to pomogło. Kiedy butelka była pusta wyrzuciłem ją do kosza i jak strzała pobiegłem do łazienki umyć zęby. Po drodze minąłem zdziwionego tatę i Rockiego z walizką i telefonem w zębach. Kiedy moje kiełki były czyste i wynitkowane ruszyłem po gitarę. Prawie o niej zapomniałem. Kiedy byłem w pokoju ktoś o mało nie wyrwał moich drzwi z zawiasów. Tym brutalem okazał się Riker.
- Zbieraj się młody - wyrzęził. Czerwony ze złości podszedłem do brata.
- Puka się debilu. A jakbym coś robił?! - ryknąłem. Blondyn zarechotał jak żaba. Identycznie przez kawałek sera w buzi i odszedł chichocząc. Policzyłem do dziesięciu i wziąwszy pokrowiec z gitarą zamknąłem drzwi i zszedłem do salonu. Była tam już cała rodzina. Mama poprawiała Rikerowi krawat, Rydel i Rocky gadali, a Ellington i tata oglądali w telewizji ''Hannah Montana''. Co gorsze z zainteresowaniem.
- Rossy choć tu - mama przywołała mnie do siebie. Podszedłem,a ona od razu zaczęła poprawiać mi kołnierzyk i włosy.
- Czesałbyś się - burknęła. Wyrwałem się oburzony.
- Przestań mamo - warknąłem poprawiając dzieło mamy. Usłyszałem chichot i poczułem jak coś drapie mnie po nodze. Spojrzałem w dół, a na podłodze stała Pepsi i patrzyła na mnie błagalnie. Wziąłem ją na ręce.
- Jedziemy maleńka - szepnąłem i odstawiłem. Rydel nagle pojaśniała. Jej twarz ozdobił uśmiech, który przyfruną w jednej sekundzie. Dopiero teraz spostrzegłem, że zauważyła bransoletkę na moim nadgarstku. Odwzajemniłem uśmiech.
- Zbieramy się dzieciaki - usłyszałem tatę. Wszyscy wstali i wzięli swoje walizki. Riker wyłączył telewizor mimo sprzeciwów Ratliffa i wyszliśmy. Nie dość, że targałem ciężką walizkę i gitarę, to jeszcze miałem na smyczy Pepsi i jej osobisty pakunek w ślicznej różowej walizce z literką P. I wtedy zobaczyłem dużą, czarną i piękną limuzynę. Była to ta, którą zawsze jeździmy na koncerty i inne takie, a czasem nawet do szkoły. Tata otworzył bagażnik i zaczął pakował nasze bagaże. Gitarę wziąłem ze sobą. W limuzynie usaodłem naprzeciwko okna, a Pepsi posadziłem obok. Ale mój błogi spokój został zmącony przez Rockiego i Ratliffa, którzy wepchakli się po moje obie strony. Po chwili wyłączyłem się zupełnie. Moje myśli poleciały do pewnej osoby. Brunetki z blond końcówkami, czami płynącymi czekoladą i uroczym uśmiechu. Myślałem o mojej przyjaciółce. Laurze Marano. Myślałem o tym jak się kąpie ( bardzo przyjemne), ubiera ( mniej, ale też całkiem fajne), czesze, maluje, jedzie do szkoły, śmieje i rozmawia. Tak chciałbym tam być!
- Młody żyjesz? - usłyszałem jakby w oddali głos taty. Otrząsnąłem się z zamyślenia.
- Tak, tak... - bąknąłem speszony.
- Coś mnie się inaczej widzi - uśmiechnęła się mama - masz taki rozanielony uśmiech, maślane oczy z iskierkami i zarumienione policzki. Zakochałeś się?
Wytrzeszczyłem gały. Żeeeeee coooooo?!!!
- Nie -zaprzeczyłem, a przed oczami pojawiła mi sie Marano. Odgniłem jej obraz od siebie - nie mam w kim.
Rydel prychnęła, a mama potrząsnęła głową. Nie jest fajnie kiedy wszyscy się na ciebie gapią, prawda? To chyba wiecie jak sie w tamtej chwili czułem... Tylko Pepsi spała spokojnie obok mnie i pochrapywała. Wziąłem gitarę. Wyjąłem ją z pokrowca i zacząłem grać. Riker wyłączył radio i każdy zaczął słuchać granej przeze mnie melodii. Wymyśliłem ją już dawno, ale tekstu nie miałem.
Nagle coś mnie natchnęło i zacząłem cicho podśpiewywać, ale z czasem coraz głośniej. Mój głos tłumiony przez ciasną przestrzeń był dobrze wymodulowany:
Nie chcę być sławny,
I nie chcę być, jeśli nie mogę być z tobą.
Wszystko, co jem, jest bez smaku,
Wszystko, co widzę, nie porównam do Ciebie.
Paryż, Monako, Vegas,
Wolałbym zostać z tobą.
Gdybym miał wybór!
Kochanie, jesteś najlepsza,
Nie mogę myśleć, że ciebie kiedykolwiek stracę.
A ja po prostu chcę być z tobą.
Tak, nigdy nie mam dość!
Kochanie, oddałbym wszystko,
Oddałbym to wszystko, jeśli nie mogę być z tobą
Wszystkie z tych rzeczy, do bani,
tak to wszystko jest do bani, jeśli nie mogę być z tobą.
Nie oscar, nie grammy,* nie rezydencji w Miami.
Słońce nie świeci, niebo nie jest niebieskie,
Jeśli nie mogę być z tobą.
Mogę pływać po całym świecie,
Nadal nie znajdę miejsca,
Tak pięknej jak ty dziewczyny,
A tak naprawdę, kto ma czas do stracenia?
Nie mogę nawet zobaczyć przyszłość,
Bez ciebie, wszelkie kolorowe skarpetki znikną
Nie ma sposobu żebym stracił cię,
Nikt na świecie nie mógłby kiedykolwiek zająć twojego miejsca.
Nie, niby nie może zastąpić.
Tak, nigdy nie mam dość!
Kochanie, oddałbym wszystko,
Oddałbym to wszystko, jeśli nie mogę być z tobą
Wszystkie z tych rzeczy, do bani,
tak to wszystko jest do bani, jeśli nie mogę być z tobą.
Nie oscar, nie grammy,* nie rezydencji w Miami.
Słońce nie świeci, niebo nie jest niebieskie,
Jeśli nie mogę być z tobą.
Jeśli nie mogę być z tobą,
Jeśli nie mogę być z tobą.
(Jeśli nie mogę być z tobą) Jeśli nie mogę być z tobą, oh
(Jeśli nie mogę być z tobą) ooh, oh to jest do bani.
Jeśli nie mogę być z tobą!
Wszystkie z tych rzeczy, do bani,
tak to wszystko jest do bani, jeśli nie mogę być z tobą.
Nie oscar, nie grammy, nie rezydencji w Miami. *
Słońce nie świeci, niebo nie jest niebieskie,
Jeśli nie mogę być z tobą.
Jeśli nie mogę być z tobą,
Jeśli nie mogę być z tobą.
Z tobą.
Kiedy skończyłem usłyszałem oklaski. Uśmiechnałem się i popatrzyłem dookoła. Riker wszystko kamerował, mama i Rydel ocierały łzy, a reszta słuchała mnie w skupieniu. Nawet Pep się przebudziła i łypała na mnie przyjaźnie i jakby ze zrozumieniem!
- To było piękne kochanie, dla kogo to śpiewałeś Rossy? - spytała mama. Nie odpowiedziałem tylko dalej głaskałem struny i rozkoszowałem się słodką ciszą.
Oczami Rydel:
Ross grał tak pięknie. Włożył w tą piosenkę całe serce i uczucie. Nie umiałam opanować łez. Nagle dostałam sms. Spojrzałam na wyświetlacz. Od Hrrego. Nie myślcie sobie za dużo. Harry to tylko kolega, a wogóle to nie jest w moim stylu.
''Wszystko układa się tak jak zaplanowaliśmy. Lau jest w 7 niebie'' przeczytałam i uśmiechnęłam się. Szybko wystukałam odpowiedź.
''Ross też. Nawet napisał o niej piosenkę tylko głupek się nie przyzna. Mam kolejne pomysły. Czekaj na wskazówki''. Wysłałam i spojrzałam na Rossa. Oczy miał zamknięte i delikatnie głaskał struny, nucił co w jego przypadku jest to nowość. Zazwyczaj głośno śpiewa lub wcale. A tutaj niespodzianka.
Oczami Rossa:
Nuciłem sobie. Sam dla siebie. Nikt mi nie przeszkadzał, bo każdy był zajęty sobą, albo rozmówcą. Nawet Pep miała robotę. Obszczekiwała ludzi, kiedy staliśmy na światłach.
- Jesteśmy - powiadomiła mama i szofer otworzył nam drzwi. Oczywiście na pierwszym kroku oślepił mnie blask fleszy, wrzaski, pytania, krzyki, śpiewy i inne. Zostałem otoczony. Pierwszy raz byłem przerażony. Riker zauważył to i pociągnął mnie za ramię. Dał ciemne okulary i podał, czarną, skórzaną kurtkę.
- Dzięki - bąknąłem zawstydzony własną nieporadnością.
- Nie ma sprawy - odparł i ramię w ramię dołączyliśmy do reszty. Nasze bagaże powędrowały na jakiś wózek i zniknęły w samolocie.
- Idziemy - powiedział tata. Zgodnie ruszyliśmy w stronę maszyny. Dokładniej rozglądałem się w tłumnie. Ale jej nie było. Nadzieja matką głupich, chociaż umiera ostatnia....
Oczami Rydel:
Widziałam jak mój młodszy braciszek rozgląda się dookoła. Szukał jej, ale przecież ona tutaj nie dotrze. A on ma nadzieję. Współczuję mu. Ale nie wiem co czuje. Ja nie mam takich problemów.
P.S. Gotowe. Z tym rozdziałem było mi trochę ciężko. Nie miałam pomysłu i wyszły flaki z olejem. Następne będą chyba ciekawsze, bo akcja się MOŻE rozwinie. Sorki za błędy :*
Dedyk dla:
* mojej kochanej Oli Pyrz. :***
Majka`
Jezu.Ryczę.Dawaj szybciuśieńko nexta to mój palec wyzdrowieje!
OdpowiedzUsuńSuper!!! Rozdział strasznie wzruszający! Czekam na nexta!!!
OdpowiedzUsuńo boże ta piosenka coś pięknego normalnie rozwaliłaś mnie tym rozdziałem
OdpowiedzUsuńTy to masz talent !
świetny czekam na nexta
OdpowiedzUsuńŚwietny :)
OdpowiedzUsuńCudowny. szkoda że laura nie zatrzymała rossa:( J.J
OdpowiedzUsuńAwwwww Rossy jaki słodziaaak *-*
OdpowiedzUsuńCzo knuje Delly z Harrym? :3 Hmm :3 Bawią się w swatki? :D Domyślam się, że bransoletki są podłożone przez nich XD Robi się ciekawie ;3
Czekam na kolejny *_*
O.O to… jest…coś…pięknego !!!!
OdpowiedzUsuń:'( płacze , błagam daj szybko next ;*
Rozdział - Cudowny, przepiękny,świetny i po prostu rewelka !!!
OdpowiedzUsuńCiekawe co knuje Rydel z Harrym? Co będzie dalej z Rossem i Laurą?
Piosenka świetna, bardzo mi się spodobała !
Ale robi się coraz ciekawiej....
Czekam na next.
<3 <3 <3 Karcia 546 <3 <3 <3
Superowy ! Tez mysle, ze te bransoletki sa podlozone przez Delly i Harrego. Mam nadzieje, ze to ich swatanie wyjdzie na dobre. Czekam na next :) a czekaj ! Pisalam ze jest swietny ? No wiec jest, i masz wielki talent serio ! :)
OdpowiedzUsuńMega rozdział!! Już się nie mogę doczekać jak cała akcja się rozwinie!! :D czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńChyba cię zabiję jeśli to mają być flaki z olejem !! To jest geniusz. Normalnie ty zawsze wychodzisz poza normę i piszesz no ku**a zajebiście. Boski. Wiedziałam, że z tymi prezentami Rydel ma coś wspólnego, ale Harry? Super to wymyśliłaś. Jak czytam to co napiszesz to łzy są, ale normalnie każde słowo dociera di mnie do środka. Jak czytam rozdział wyglądam jak bym chciała wejść do monitora bo jestem na bosko ekranu. kobieto uzależniasz mnie i kocham to jak piszesz. czekam na next
OdpowiedzUsuńpopieram dziewczynę nademną !
OdpowiedzUsuńPs kieedy next ?
nie mam pojęcia, ale w następnym tygodniu. chyba:)
UsuńNext niesamowity. Skąd ty bierzesz takie cudowne pomysły?? czekam na next ;) kamila;*
OdpowiedzUsuńMusisz dodać do reakcji "zajebisty" i "meega uroczy", bo nie mam co zaznaczać! Oczywiście jest zajebisty i meega uroczy! Ale przyznaj się, Rydel z Harrym ich swatają i to oni dali te bransoletki! Ale się Raura wkur*i!
OdpowiedzUsuńRozdział zajebiszczy! Piosenka cudowna i wogóle wszystko pięknie. czekam na next. milena ossowska :)
OdpowiedzUsuńNie wyszły żadne nudne flaki z olejem, tylko cudowny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńCwana jesteś z tym pomysłem, żeby rodzeństwo ich wyswatało... Tylko ciekawa jestem co zrobisz, jak opiszesz reakcję Laury i Rossa jak już wreszcie się spotkają i penie będą dziękować za prezenty...
No nic. Jak zawsze nie mogę się doczekać na ciąg dalszy historii.
Dlaczego Ty tak ślicznie piszesz, że nie można się oderwać???
Ooooooooo "Nadzieja matką głupich, chociaż umiera ostatnia....". WOW nie myślałam, że koś oprócz mnie tego używa, a tu proszę XD Cudowny rozdział, nie rozumiem co do niego masz.
OdpowiedzUsuńBoże oooo bożeee nie .... brakuje mi słów do opisania mojejo szczęścia !!!!!! KOCHAM TWÓJ BLOG
OdpowiedzUsuń