piątek, 31 stycznia 2014

XD

Którą suknie byście wybrały?, bo ja chyba Rossa i Rockiego :)

 Majka`

9. Można odejść na zaw­sze, by sta­le być blisko.

Oczami Laury:
Otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy zanim przywykłam do mroku. Ziewnęłam i usiadłam na łóżku. Zerknęłam na oświetlony blaskiem księżyca zegar. Była 6:50. Ramiona opadły mi ku dołowi, a oczy zamknęły. To nie była pora, aby wstać i rozmyślać. Na razie mogłam zatopić się w słodkie sny i marzyć, marzyć o rzeczach, które nigdy się nie spełnią. Szkoda, ale to szara rzeczywistość. Życie nigdy nie ma happy endy, szczęśliwego zakończenia. Nigdy.
Nagle do moich uszu doszedł dziwny szelest. Przestraszona otworzyłam oczy i poderwałam się do pozycji siedzącej. Popatrzyłam w mrok, głąb sali. Zmrużyłam oczy. zaczynam chyba wariować, ale tam ktoś jest. Przęłknęłam ślinę. Jakieś dziwne uczucie ogarnęło me zbolałe od tak dawna serce.
- Śpij - powiedział jakiś ciepły głos i wstał z fotela podsuniętego pod ścianę. Znałam ten głos...
- Co tu robisz? - spytałam. Postać zrobiła krok do przodu, ale wciąż twarz osobnika była dla mnie niewidoczna.
- Przyszedłem, aby.... - zaczął i podszedł do mojego łóżka. Jego oczy były takie inne. Mroczne, tajemnicze, cudownie tam piękne. Wydawały się, że nie mają dna swego ciemnego odcienia - aby się pożegnać. Nie zobaczymy się długo...
Popatrzyłam na niego zdziwiona. On przyszedł się ze mną pożegnać. Ten który oblał mnie barszczem na dyskotece, ten który podłożył tarantulę kupioną w zoologicznym do mojej szafki, ten który wrzucił mnie do basenu z błotem i ten który mnie uratował. Uratował po dwakroć! Nie miałam pojęcia co powiedzieć. A on stał w świetle wschodzącego i przeciskającego sie przez rolety słońca. Wyglądał jakby był snem, pięknym i nierealnym snem. 
- Długo? - szepnęłam. Ross podniósł głowę i popatrzył mi w oczy. 
-Wystarczająco długo, aby gdy wrócę ciebie nie było - powiedział, a mnie zatkało. Zamarłam w bezruchu. Co on powiedział?! Co miał na myśli? 
- Dziękuję za wszystko - wydusiłam. Chciało mi się płakać, sama nie wiem dlaczego. Przecież to mój wróg numer jeden! Ale komu będę uprzykrzała życie jak on wyjedzie, a kto mi? Pytam się kurczę! Chłopak dalej stał. Na jego twarzy błąkał się uśmiech i niezdecydowanie. Chciał coś zrobić, ale się powstrzymywał.
- To...cześć - bąknęłam, ale głos mi się łamał. Ross pokiwał głową.
- Cześć - szepnął i odwrócił się do drzwi. Wyszedł. NIE! zawyłam w środku. Wygrzebałam się z pościeli i założywszy szybko baleriny wybiegłam an korytarz. Szedł po środku korytarza. Stanęłam wystraszona.
- Stój! - zawyłam. Blondyn przystanął i odwrócił się. W jego oczach dostrzegłam iskierki radości. Zaczęłam iść w jego stronę. Wolno, coraz szybciej, a po chwili biegłam. Uśmiechnął się, a ja rzuciłam mu się w ramiona. Oplótł mnie rękoma w tali i przytulił.
- Będę tęsknić - szepnęłam. Chłopak puścił mnie. Spojrzałam w jego oczy i zatonęłam. Ross przysunął się, jedną rękę położył na mojej tali, a drugą splótł z moją. Pochylił się i poczułam jego miękkie i słodkie wargi na swoich. Zatraciliśmy się w sobie....









Oczami Rossa:
Z trudem i ciężkim sercem oderwałem się od Laury. Uśmiechnąłem się i pogładziłem jej policzek. Łza spłynęła po nim. Ująłem jej twarz w ręce i scałowałem kropelkę. Oparłem nasze czoła o siebie i popatrzyłem w jej szklane oczy. Raniłem ją z każdą sekundą. 
- Czekaj na mnie - szepnąłem i ostatni raz musnąwszy jej usta wszedłem do windy. Wszystkie torby i gitarę miałem na dole w poczekalni. Wypis czekał na mnie u lekarza. Brakowało tylko rodziców. Usiadłem na plastikowym, niebieskim krześle i opuszkami palców dotknąłem swoich ust. Ja chyba nie czuję do Laury tej samej nienawiści co kiedyś. To uczucie ulotniło się, albo nigdy nie istniało. Kiedy rodzice przyszli mam poszła po wypis, a tata i ja udaliśmy się do samochodu. Będąc przy drzwiach i trzymając za klamkę odwróciłem się i w jednym z okien zobaczyłem Laurę. Stała, a na ustach miała wymalowany delikatny uśmiech. Kiedyś go nienawidziłem, bo tak bardzo go lubiłem. Uniosła dłoń i przyłożyła do szyby. Wyszczerzyłem się w uśmiechu, chociaż przyszło mi to z bólem w sercu. Pomachałem jej i wsiadłem do auta, a tam siedział tata z bananem na ustach i Rydel z delikatnym smirkiem.


Oczami Rydel:
WIEDZIAŁAM!!! Rydel nigdy się nie myli. No może czasem...Mam przeczucie, że coś się wydarzyło dzisiaj, bo Ross był taki inny. Zamyślony, nieobecny, we własnym świcie bujał obłoki. I jeszcze pomachał Laurze. Normalnie cud. Widać, że budzi się w nich uczuje, które skrywają na dnie dusz. Nie sztuką jest żyć wraz ze swoją miłością przez całe życie.
Cały am­ba­ras tkwi zaś w tym, by żyć bez niej i nie zat­ra­cić swych uczuć...




P.S. Rozdział 9. Haha. myślałam, że na tym blogu do tego rozdziału nie dojdę, a tu porszę. Zaskoczenie duże. 
Co do rozdziału to jest BIG LOVE. Jak się spodoba? Zaskoczenia? Pozytywnie czy negatywnie? Hmmm??? Sorki za błędy, :)
 Dedyk dla:
*Weroniki Grześlak - wrednej i kochanej męczyduszy :***





 (to chyba nie oni,ale też ni się bardzo podoba)
Majka`

środa, 29 stycznia 2014

8. Melodia naszych serc....

Oczami Laury:
Leżałam  na łóżku, a Harry siedział obok mnie z zatroskanym wyrazem twarzy. Wciśnięty w biały fotel patrzył mi się w oczy. Milczeliśmy. Od godziny żadne słowo nie wypłynęło z naszych ust. To co się wydarzyło wczorajszego dnia, było tematem tabu. Nikt o tym nie mówił albo w ukryciu, przede mną. Co do Rossa to kiedy trochę uspokoiłam to położył mnie na łóżku i obiecał, że zostanie. Jednak kiedy się obudziłam nikogo nie było, a sala była czysta i pachnąca kwiatami. Jakimi? Niebieskimi różami. Potem przyszedł Harry wezwany przez doktora.
- Przepraszam... - szepnęłam, a pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Harry wstał i zaczął krążyć dookoła pomieszczenia. Jego kroki odbijało echo. Nagle stanął i popatrzył na coś za mną. Skinął głową i westchnął zrezygnowany. Podążyłam za jego spojrzeniem. Stał tam Riker. Jego twarz była uśmiechnięta, ale oczy były tak przeraźliwie smutne. Nie wiem dlaczego. Chyba to nie moja wina?! czuję się tak okropnie, ale nie panowałam nad sobą. To co dusiłam w sobie tyle lat uszło razem z tym atakiem i dało paliwo złości. To dzięki Lynchowi nie rozniosłam tego pokoju i ze sobą nie skończyłam.
- Rozmawiałem z tatą.  - obwieścił Harry - pojedziesz na małe wakacje i do szkoły już nie wrócisz. Będziesz miała prywatne lekcje.
Szczęka mi opadła, w głowie zakręciło. Że co kurczę proszę???!!!
- Rozmawiałeś z tatą? - spytałam skołowana. 
- Tak i obaj to ustaliliśmy. Przykro mi siostrzyczko - powiedział. Słone łzy zaczęły spływać mi po twarzy. Obraz się zamazał. Wszystko stało się jedną wielką plamą kolorów pastelowych. Brat podszedł do mnie i usiadł na łóżka. Otarł kciukiem kropelki wody z mej twarzy i uśmiechnął się.
- Wszystko będzie dobrze maleńka - powiedział. Załkałam głośno i rzuciłam mu się w ramiona. Tak bardzo pragnęłam być kochana i potrzebna.


Oczami Rossa:
Patrzyłem w okno siedząc n białej kanapie. W ostatnich czasach dużo myślałem i obserwowałem. Dużo ten patrzyłem przez okno. Może i było to nudne zajęcie, ale pomagało w wielu sprawach. Wyciszało i dawało uczucie odrębności. Polecam serdecznie. Myślałem o tym co się wydarzyło. Dlaczego zamiast stać pod drzwiami ja musiałem zainterweniować. Zupełnie tego nie rozumiem. Nie rozumiem Marano, jej zachowania i  .....siebie. To jest najgorsze co mogło mnie spotkać. Chyba to mi, a nie Laurze potrzebny jest psycholog. Nawet potrafię wymówić jej imię normalnie, miesiąc temu nawet jej nazwisko nie przeszło by mi przez gardło. To niesamowite jak czas potrafi zmieniać. Zmieniać na lepsze. 


Oczami Laury:
Kiedy Harry poszedł do bufetu, aby nie zejść z tego świata ja wstałam i wziąwszy stojak z kroplówką usiadłam na kanapie przy oknie. Patrzyłam na ogród tonący w zieleni i kwiatach. Tak chciałabym się tam znaleźć. Pragnęłam położyć się na trawie w sukience i wianku we włosach. Wdychać świeże powietrze i rozkoszować się wolnością. Być bez trosk i zmartwień. W jednej chwili żałowałam, że nie dołączyłam do mamy, że nie poszłam tą drugą ścieżką i nie umarłam. Może beze mnie było by lepiej? Westchnęłam i ukryłam twarz w dłoniach. Dlaczego życie jest takie trudne?
Rozejrzałam się dookoła. Wszystko było takie same na pierwszy rzut oka. Jednak jednej rzeczy brakowało. Kryształowego wazonu z niebieskimi różami. To pierwsze zostało pozbierane i wyrzucone na śmietnik, a kwiaty leżą u mnie w koszu. Główki wystają nad krawędzią. Są bez życia, zwiędłe, opadłe. Wstałam i do nich podeszłam. Uklękłam i delikatnie, jednym placem pogładziłam niebieski płatek róży.
- Przepraszam kochane, przepraszam - wyszeptałam,a samotna łza spłynęła mi po policzku. Prowadzona jakąś nadludzką siłą ucałowałam płatuszki kwiatów. Teraz zrozumiałam jak czuje się Harry. Jest zupełnie taki sam jak te róże. I to przeze mnie. Czy ja zawszę muszę ranić tych którzy są dla mnie ważni? Czy ja muszę przynosić smutek i łzy?!


Oczami Rossa:
Popatrzyłem się w lazurowe niebo. Usiane było milionem puszystych, białych chmurek. Każda z nich miała jakiś kształt. Taka jedna, nieduża po lewej przypomina misę z owocami, a inna pod nią ma kształt żabki na liściu. Kiedy tak soebie rozmyślałem przyszła uradowana Rydel.
- Nie zgadaniesz co się stało - powiedziala wesoło i oklapła obok mnie.
- Rocky pozbył się pieprzyka na szyi? - spytałem mało zainteresowany. Siostra zastygła w bezruchu.
- Fuj, nie! Jutro wracasz do domu - obwieściła. Jakoś mało mnie to ucieszyło. Nie wiem dlaczego? Tutaj jest mi nawet dobrze, pomijając fakt, że to szpital z igłami. I moim wrogiem. Laurą Marano. Właśnie. Co się z nią stanie jak wyjadę? Dalej będzie się cięła? Za drugim razem może nie mieć tyle szczęścia.
- Ross? - Delly potrząsnęła mną lekko - nie cieszysz się?
- Cieszę - odparłem i wymusiłem uśmiech. Uśmiechałem się, ale moje oczy były nieobecne. Moje myśli zaprzątała wariatka z sali obok. Czy ja wrócę do domu będę potrafił o niej zapomnieć, czy będę potrafił nie myśleć o jej oczach, ustach, uśmiechu, łzach? Czy będę potrafił zapomnieć chwili kiedy przytulałem ją do siebie? Odpowiedź jest prosta: nie. Nie zapomnę, nie porafię. Wyraz jej smutnej i zapłakanej twarzy mnie prześladuje. Ta dziewczyna odcisnęła swoje piętno w mym sercu już na zawsze.


Oczami Rydel:
Co ja sie produkuję?! Się kurczę pytam? Ja gadam, a ten nie słucha. Jest w obłokach, własnym świecie. I myśli, duma, marzy. O czym, kim? Proste pytanie. Jedno imię, pięć liter. Laura. To jest obiekt jego nieobecnego stanu ducha. Ross już nie potrafi jej zostawić. Ta słodka brunetka zawładnęła jego duszą i sercem.
Ta szma­ciana lal­ka, która była dla Ciebie je­dynie za­bawką, ta którą rzu­ciłeś w kąt. Dziś jest piękną ba­let­nicą uk­rytą wewnątrz po­zytyw­ki.
Przetłumaczyć te słowa? To bardzo proste. 
Ross od zawsze traktował Laurę jak zabawkę, z której można kpić, pobawić się nią i zostawić jak sie znudzisz. Jednak po pewnym czasie, po pewnych wydarzeniach ona stała się jego muzą w sercu. 
Spojrzał na nią oczyma pełnymi nie pogardy, ale miłości. Niesty oboje zapomnieli o tym uczuciu.



P.S. Hejka! Rozdział krótki, ale nawet mi się podoba. Ale nie mnie to oceniać. 
Co tam u was? Ferie już macie, bo u mnie zaczną się dopiero 14 lutego. Heh, zbieg okoliczności, cnie? Dzisiaj nie poszłam do szkoły, bo śnieg mnie zasypał i szkoła do piątku odwołana. Fajnie mam cnie?
Ale koniec pogaduszek. Życzę miłego i ciepłego dnia kochani :***



Majka`

niedziela, 26 stycznia 2014

7. Jedno serce, a dwie osoby....

Oczami Laury:
Odkąd przebywam w szpitalu tata nie zjawił się ani raz. Ciekawe czy jeszcze mnie pamięta i czy wie że ma córkę? Chyba nie. A ja tak pragnę się do niego przytulić, usłyszeć ''kocham cię Lau'' i wiedzieć, że jest ktoś kto się o ciebie troszczy i myśli w każdej wolnej chwili. Ale  Allan Marano ma serce z kamienia!

Oczami Rossa:
Siedziałem na łóżku i grałem na laptopie w 'żółwie ninja''. Super gra. Niestety przez moją dekoncentrację trzeci raz z rzędu przegrałem. Nie umiałem się skupić. Moje myśli biegały dookoła jednej osoby. Osoby o szczupłej i zgrabnej sylwetce z dłuuugimi nogami, czekoladowymi oczyma i kakaowymi włosami i z jasnymi końcówkami. Tak, myślę o Marano. Ta dziewczyna to dla mnie prawdziwa zagadka. Ze zdziwieniem odkryłem, że pod maską obojętności, rozpieszczenia i chamstwa kryje się delikatne i uczuciowe stworzenie. Nie mówię tego słowa z obrazą, bo przecież człowiek to stworzenie, cnie? Ale wracając do tematu Marano jest zaskakująca. Leżąc w łóżku szpitalnym z bandażem na nadgarstkach, plastrami na całym ciele od tych okropnych maszyn i kroplówką w ręku wydaje się taka drobna i bezbronna. Można wręcz powiedzieć, że jest jeszcze dzieckiem.


Oczami Laury:
Dochodziło południe. Popatrzyłam się na zegar wiszący naprzeciwko mnie. Tik tak, tik tak, tik tak i w kółko to samo. Można umrzeć z nudów. Ciekawe co słychać w szkole. Czy ktoś się o mnie martwi? Myśli? Współczuje? Na razie ani jedna moja ''koleżanka'' nie zadzwoniła i nie napisała sms. Trochę mi smutno, ale może to i lepiej. Wiadomo przynajmniej kto jest prawdziwym przyjacielem i na kogo można liczyć. W moim przypadku na nikogo. Trudno, ale mam jeszcze Rydel, Harrego i Margaret. Tylko oni mi zostali. To w nich mam oparcie. Co z tego, że Rydel to siostra Ro...Lyncha? Co z tego, że Harry to mój brat? Co z tego, ze Margaret ma 65 lat? To prawdziwi przyjaciele. Duchy przyjaźni. Każdy powinien mieć kogoś takiego. Mimo, że oni nie są w moi  wieku to rozumiemy się doskonale. I to jest prawdziwa przyjaźń.


 Oczami Rossa:
Około 12:30 kucharka przyniosłam mi jedzenie. Było no cóż....zjadliwe. Ziemniaki, kotlet i surówka z marchewki. Zjadłem bez grymaszenia. Jestem przecież dobrze wychowany, cnie? Nagle ktoś zapukał i do sali weszła ładna kobieta w ciasnej spódnicy, białej bluzce i czarnym żakiecie. Miała około 30 lat.
- Zjadłem przecież - powiedziałem wystraszony. A wiadomo kto to jest? Kobieta zaśmiała się.
- Nie o to chodzi. Wiesz gdzie leży Laura Marano? - spytała. Odetchnąłem z ulgą, ale nagle coś mnie tknęło.
- A kim pani jest? - spytałem podejrzliwie.
- Psychologiem - odparła, a mi opadła kopara. Patrzyłem na nią jak na zielonego kota. Niewiarygodne, że Marano będzie miała psychologa.
- W sali obok - mruknąłem jeszcze nie za bardzo kontaktując. Kobitka wyszła, a ja szybko wykręciłem numer do Rydel. Kazałem jej jak najszybciej przyjechać. Sam po cichu wyszedłem na korytarz. Byłem ciekawy jak brunetka zareaguje na psycholożkę. Długo nie musiałem czekać. Usłyszałem dziki wrzask i tłuczenie jakiegoś szklanego przedmiotu. Ruszyłem w tamtym kierunku, ale wyprzedził mnie lekarz i dwie pielęgniarki. Podszedłem do okienka wiodącego do sali Marano. Wszędzie była krew. Kobitka w żakiecie stała pod ścianą przerażona, a Maran na środku. Z ręki ciekła jej krew, wenflon był wyrwany i leżał na łóżku, wazon z różkami rozbity, a Marano upaćkana w czerwonej cieczy. Lekarz mówił coś do niej, a pielęgniarki uspokajały przerażoną kobietę. W oczach brunetki dostrzegłem ból, żal, strach i złość. Kiedy doktor zrobił krok do przodu dziewczyna gwałtownie się cofnęła. Rozejrzała dookoła i porwała z talerza, z obiadem nóż. Ostrze skierowała sobie w stronę serca. Sytuacja była naprawdę okropna. Na moje czoło wystąpiły kropelki potu. Pielęgniarki i psycholożka wyleciały z pomieszczenia jak torpedy. 
- Matko Boska ratuj! - krzyknęła jedna z pielęgniarek i stanęły obok mnie. Jedna obgryzała paznokcie, druga była blada jak papier, a trzecia opierała się o ścianę. W dalszym ciągu Marano trzymała nóż, a lekarz gadał jak katarynka. To nie może tak być. Ta debilka gotowa jest się zabić, gdy ten pacan zrobi krok do przodu. Postanowiłem działać. Pewnie wszedłem do środka. Wariatka i głupek spojrzeli na mnie. Ona złowrogo, on z przerażeniem. 
- Niech pan wyjdzie - wysyczałem. Lekarz powoli się wycofywał.
- Czego chcesz?! - krzyknęła Marano.
- Pogadać - powiedziałem spokojnie. Wyprostowałem się i opuściłem ręce wzdłuż ciała. Wydała się zaskoczona.
- Pewnie jutro wyślecie mnie do pokoju bez klamek - zaszydziła Marano i zaśmiała się szyderczo. Pokręciłem głową z uśmiechem.
- Nie, a po co? Uważasz, że trzeba? - spytałem. Wydała się zaskoczona i zbita z tropu.
- Nie - odparła twardo. Ręka jej drżała. Twarz dziewczyny była blada i wymiękła. Oczy były bez blasku, ubranie umazane krwią, a z rąk płynęła krew. Zrobiło mi się niedobrze, ale mój wyraz twarzy był wciąż obojętny i zimny.
- Odłóż nóż - rozkazałem mocnym głosem. Brunetka zmrużyła oczy.
- Nie! - warknęła. Zrobiłem krok do przodu, a ona mocniej przycisnęła przedmiot do piersi. 
- Laura pomyśl o Harrym - zacząłem patrząc w jej oczy - jeżeli się zabijesz zranisz go i nie tylko jego. Zostanie sam, a ty odejdziesz na zawsze. Nie zasmakujesz życia nastolatki!
Dziewczyna otworzyła usta, ale nic nie rzekła. Ręce jej zadrżały.
- Oddaj mi nóż - poprosiłem. Przełknęła ślinę. Ostrożnie do niej podszedłem. Wyrwałem przedmiot i odrzuciłem, a sam mocno przytuliłem brunetkę. Działo się to tak szybo, ze nawet nie zareagowała. Za to wtuliła się we mnie płacząc.



Oczami Rydel:
Kiedy Ross do mnie zadzwonił bezzwłocznie razem z resztą zwolniłam się z zajęć i wsiadłam w samochód. Riker jechał tak szybko, że licznik o mało nie wyleciał w powietrze. Na miejscu byliśmy po paru minutach. W szpitalu panował haos, a mojego braciszka nie było w sali. Ale przy okienku do pokoju Laury stało kilkanaście osób. Podeszliśmy do nich i serce o mało mi nie stanęło. Laura stała z nożem wycelowanym w serce, a Ross do niej gadał. Po kilku minutach podszedł wyrwał jej przedmiot i odrzucił, a po chwili tulił brunetkę. Wszyscy odetchnęli z ulgą i zaczęli klaskać. A a dalej patrzyłam na nich. Wiedziałam, że z czasem tak będzie. Tych dwoje to jedno jabłko. Rozumieją się bez słów, mają ten sam tok myślenia i wiedzą o tym, ale nie chcą dopuścić do tego aby się to wydało. Woda i ogień, Wenus i Mars, ale jedno serce w dwóch osobach.



P.S. Hej! Dzisiaj rozdział krótki, bo miałam wczoraj niezłą imprezę w domu z okazji urodzin najstarszego brata i jeszzce mi huczy w głowie. Heh, ale do rzeczy. 
Dedykacja dla:
- J.J.
- Kamili
- Zielonej
- Karci546
i wszystkim innym animkom, które się nie podpisują.



(Ross i Laura wyszli cudownie, cnie?)

Majka`

piątek, 24 stycznia 2014

6. Traktuję ją jak powietrze - a bez powierza żyć nie można

Oczami Laury:
Leżałam wgapiając się w biały sufit. Na moje szczęście odczepili mnie od tych wszystkich maszyn, ale zostawili kroplówkę. Lepsze to niż 5 maszyn, cnie? Moje myśli zaprzątnął człek o nienaturalnie złotych włosach, a raczej platynowych i ciemnych, kakaowych oczach. Myślałam o wczorajszym zdarzeniu. Po tym jak Rydel wyszła ode mnie już się nie pojawił. Może nawet i dobrze. To, ze mnie uratował nie znaczy, że ja go lubię ani to, ze on mnie!


Oczami Rossa:

Siedziałem na kanapie i gapiłem się na ogród szpitalny. Przechadzało się tam kilka starszych osób, pielęgniarki i jacyś chorzy. Westchnąłem ciężko. Z tego co mi opowiedzieli chłopacy nasz zespół został ''tymczasowo'' zawieszony. Mamy wrócić za kilka miesięcy, aż dojdę do siebie i mamy małe wakacje.Trochę to smutne, ponieważ rozczarowaliśmy naszych fanów. Mieliśmy zaplanowane 4 koncerty i je odwołaliśmy. Pierwszy raz od powstania, czyli około 2 lata. Jest to dziwne uczucie. Połączenie rozczarowania i smutku, a także radości z wakacji. Opuszkami palców przejechałem po szklanej szybie i popatrzyłem na przyniesiony wczoraj przez Rikera laptop. Wziąłem go i zacząłem szukać jakiś plotek o naszej przerwie. Aż tam huczało. Kliknąłem na jeden z linków. Zacząłem czytać:
''Kilka dni temu sławny i popularny zespół R5 obwieścił oficjalne zawieszenie. Powodem jest wypadek wokalisty Rossa Lyncha. Dokładnie nie wiemy co się stało, ale gwiazdor przebywa w szpitalu, a potem jedzie na małe wakacje z rodziną. Odwołali koncerty, co bardzo zasmuciło fanów zespołu i przestali udzielać wywiadów. Mamy nadzieję,z e niedługo powrócą z nowymi hitami.''

Super! Teraz każdy wie, że jestem w tym domu wariatów z igłami. To psuje moja reputację! Zamknąłem urządzenie i podszedłem do łóżka. Wygodnie się ulokowałem i zamknąłem oczy. Wyobraźnia podsunęła mi obraz zakrwawionej dziewczyny. Była blada i w pięknej, długiej białej sukni. Krew robiła czerwone plamy na materiale, a ciemne włosy nieznajomej opadały na ramiona. Te trzy kolory tak pięknie ze sobą kontrastowały. Podszedłem bliżej i ujrzałem jej twarz. O mało nie padłem. Była to Lau...Marano! Nagle otworzyła oczy. Były puste, przerażające. Wstała i ruszyła w moim kierunku.
- Teraz i ty zasmakujesz bólu, który mnie prześladuję! - powiedziała głucho. Moje oczy rozszerzyły się maksymalnie i zacząłem cofać sie do tyłu. Po chwili byliśmy bardzo blisko.Widziałem w jej ciemnych oczach strach i smutek. Wyjęła zza siebie zakrwawiony nóż i wbiła w moją pierś. I się obudziłem. Zlany byłem potem,a  twarz miałem czerwoną jak pomidor. Oddychałem ciężko, z trudem. 


Oczami Laury:
Bezczynnie gapiłam się na świeży bukiet niebieskich róż podarowanych mi przez Harrego. Roślinki były takie piękne. Uśmiechnęłam się i przymknęłam oczy. Byłam teraz w swoim świecie. Biegłam po zielonej trawie z wiankiem niebieskich róż na głowie i błękitnej sukience. Na twarzy miałam wypisane szczęście. Po chwili dołączył do mnie tata w jasnych rybaczkach i białej koszuli, a tuz za nim Harry w białych spodenkach i kremowej koszulce. Byliśmy boso uśmiechnięci. Nagle zobaczyłam mamę. Uśmiechała się promiennie. Pomachała do nas i odbiegła w nieznanym kierunku. Próbowałam za nią wołać, ale z mojego gardła nie wypłynął ani jeden dźwięk. Wszystko zniknęło. Łąka, tata, Harry, mama, słońce, niebo i kwiaty. Była ciemność, gęsta jak smoła. Zakryłam oczy rękoma i uklękłam. Byłam sama. Znowu.

Oczami Rossa:
Patrzyłem przed siebie przerażony. Ten sen... Był taki realistyczny, ale niedorzeczny jednocześnie. Wygrzebałem się z pościeli i podszedłem do okna. Otworzyłem je i zaciągnąłem się świeżym powietrzem. Oparłem czoło o szybę i patrzyłem na zielony krajobraz za oknem. Tam była wolność za którą tak tęsknię. Zacisnąłem powieki i skupiłem się na wydarzeniach z ostatnich dni.
1. Uratowałem Marano
2. Leże przez nią w pewnym sensie w szpitalu
3. Odwiedziłem ją w sali
I to chyba tyle. I tak dużo. Opadłem na kanapę i rozejrzałem się dookoła. Postanowiłem się umyć i przebrać. Wziąwszy z torby przyniesionej przez Delly szarych spodni, granatowej bluzki i  granatowych konwersów poszedłem do łazienki. Trochę czasu mi to zajęło z powodu głupiego wenflonu lub jak to Rocky określa wentylka. Jednak dla Rikera jest to wiatraczek, dla Delly motylek, a dla Ratliffa świństwo. Gotowy opuściłem pomieszczenie. Przechodząc obok sali Marano zajrzałem przez szybę. Leżała na łóżku. Na czole miała kropelki potu, a usta wykrzywione w grymasie. Nieznanym jak dla mnie. Wszedłem cicho do sali. Nie wiedziałem co zrobić. Zmoczyłem ręcznik i przyłożyłem go do czoła brunetki. Zrobiła się spokojniejsza. Widocznie nie tylko mnie męczą koszmary. 


Oczami Laury:
Nagle poczułam nieznaną mi ulgę. Otoczył mnie błogi spokój i szczęście. Było mnie dobrze.

Oczami Rydel:
Weszłam do kuchni i do plecionego koszyka włożyłam duży kawałem szarlotki i kilka paczek żelek robaków. Ross je uwielbia. Zawołałam chłopaków i z tym ekwipunkiem wsiedliśmy do auta. Po kilku minutach byliśmy w sali Rossa, ale po nim ani śladu. Zaniepokojona wyszłam na korytarz. Nic, pustka! Riker przyłączył się do mnie. Prowadzona przeczuciem zajrzałam przez szybkę do pokoju Laury. Ona leżała, a on pochylony nad nią kładł okład na jej czoło. Uśmiechnęłam się. Odkąd Ross uratował jej życie coś w podświadomości każe mu się nią opiekować. On tego za bardzo jeszcze nie pojmuje. Od zawsze coś ich do siebie ciągnie. Jakaś niewidzialna nić, nić którą tylko oni mogą zobaczyć.



P.S. Cześć. Nowy rozdział przed wami. Jest beznadziejny. Nie udał mi się. Niestety, ale taka prawda.
Dedykacja dla nowej czytelniczki:
- Żelko Jadka
Miłego wieczoru kochani moi. :*





Majka`

sobota, 18 stycznia 2014

5. Każdy dzień zaskakuje...

Oczami Laury:
Leciałam w dół. Moje ciało swobodnie opadało, włosy z każdej strony okalały moją twarz. Krzyczałam, a z moich oczu płynęły słone łzy. Bałam się. Zamknęłam oczy i czekałam. Nagle jakby ktoś dotknął mojego policzka. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Jego. Patrzył mi w oczy lekko wystraszony i blady. Jego głowa była otoczona bandażem, a na ręku miał wenflon. Szybko zabrał rękę  i wyprostował się. Zamrugałam zdziwiona. Rozejrzałam się dookoła. Byłam w żółtej sali podłączona do jakiś maszyn mnóstwem kolorowych kabelków. Przez duże, osłonięte białą, muślinową firanką wpadały promienie słoneczne. Pod nim stała kanapa i maleńki stolik a na nim dzbanek moich ulubionych niebieskich róż. Moje usta uchyliły się w nieznacznym uśmiechu. Ponownie przeniosłam wzrok na Lyncha. Stał bez ruchu, a na jego twarzy była widoczna ulga. Albo smutek że się obudziłam. Nie mam pojęcia. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam z powodu ogromnego palenia w gardle. Popatrzyłam na szafkę nocną, ze tak powiem, która stała obok. Spoczywała na niej szklanka wody. Chłopak - geniusz domyślił się wszystkiego i wziąwszy przedmiot pomógł mi podnieść głowę. Zimna ciecz łagodziła moje gardło. Zmęczona sama nie wiem czym opadłam na poduszkę. Lynch usiadł na fotelu obok mojego wyreczka i patrzył. Nastała cisza. Musiałam ją przerwać.
- Dz...dzi...dziękuję - wychrypiałam z trudem. To słowo nie chciało przejść mi przez gardło ponieważ skierowane było do mojego wroga. Wroga, który mnie ...uratował przed śmiercią. Widać i on ma serce. Kiwnął głową i wstał.
- Zawołam lekarza - powiedział i wyszedł.


Oczami Rossa:
Podziękowała. Marano. Laura Marano MI podziękowała. Koniec świata. Ale najdziwniejsze było to, ze gdy ujrzałem jej czekoladowe znaczy brązowe tęczówki poczułem radość, ulgę i spokój w tym samym momencie. Było to niesamowite uczucie, a kiedy zobaczyłem jej prawie niewidoczny uśmiech na widok róż ciepło rozlało się po moim sercu. Ale jak tylko stąd wyjdziemy wszystko wróci do dawnego porządku. Nienawiść, złość i duma od nowa nas odróżnią. Ale zaraz! My przecież wciąż jesteśmy wrogami. To, że ją uratowałem z objęć, kościstej śmierci nie oznacza, że ją polubiłem czy coś. Po prostu nie mam serca widzieć jak ktoś umiera lub coś złego mu się dzieje. A Marano była ''damą w opałach''. Oczywiście nie taką prawdziwą, ale jest dziewczyną, cnie? A zresztą co ja się tłumaczę!
Kiedy lekarz badał Marano ja wślizgnąłem się do siebie do łóżka z chęciom drzemki. Ale nie! Ledwie zamknąłem oczy, a do mojej sali wparowała mama z resztą bandy. Jej oczy były zaszklone łzami, a na ustach piękny i tak kochany przeze mnie uśmiech.
- Rossik mój! - wykrzyknęła i rzuciła się na mnie. Dosłownie. Było mi tak dobrze. Zapach jej słodkich perfum i to ciepło płynące prosto z serca. Wtuliłem twarz w klatkę piersiową mamy i szczęśliwy wdychałem je zapach. 
- Moje małe słoneczko - szeptała mi mama do ucha - tak się o ciebie kochanie martwiłam!
W te słowa mama wlała całe swoje dotychczasowe uczucia. Strach, trwoga, ból i radość że żyję. Po chwili ściskał mnie tata. Płakał. Dawno nie widziałem u niego łez. Była to wyjątkowa chwila. Ta jedna z najpiękniejszych. 


Oczami Laury:
Lekarz poszedł i zostałam sama. Gapiłam się w róże na stoliku. Moje myśli krążyły dookoła tego co mnie spotkało. Zostałam uratowana przez Lyncha, Harry się o mnie martwił, Lynch został uszkodzony, oboje leżymy w szpitalu, byłam w śpiączce, spotkałam mamę i z nią rozmawiałam, Lynch dotykał mojego policzka i był...normalny. To ostatnie jest normalnie cudem. Ubrany był w biały podkoszulek i spodenki koloru khaki, a na włosach zero żelu. Był całkiem ładny. Taki zwyczajny, nie gwiazdorski, ale normalny obywatel kraju. Może UFO go porwało i zamieniło, ale poraził go prąd i wszystko się mu pomieszało? Musi być jakieś wyjaśnienie!
Nagle drzwi się otworzyły wyrywając mnie z jakże inteligentnych rozmyślań. Popatrzyłam w kierunku osoby zakłócającej mój spokój. Był to Harry. Stał jak sparaliżowany i z uśmiechem na twarzy się gapił. Wyglądał strasznie. Nie mówię tego dlatego, ze to mój bart, ale dlatego, ze tak wyglądał. Chyba się pogubiłam.... Po prostu jego włosy były przetłuszczone, pod oczami miał wory, był blady i ubrany. Brrr! Okropnie!  Miał stare tenisówki, znoszone jeansy i zmiendoloną koszulkę. 
- Laura - powiedział po czym doskoczył do mojego łóżka i położył swoją głowę na mojej klatce piersiowej. 
- Ja - szepnęłam. Mój braciszek kochany.
Kiedy biedaczek trochę ochłoną usiadł i wlepił swoje lazurowe paczadełka w moją skromną osobę. Postanowiłam nie mówić mu o mamie i o tym co mnie ''spotkało'' jak byłam nieprzytomna.
- Lau ja obiecuję się zmienić. Będę częściej bywał w domu, postaram się mieć dla ciebie więcej czasu. Tylko nie rób już takich akcji jak ta. Proszę! - powiedział klękając i łapiąc mnie za rękę. Jego oczy zamieniły się w jezioro. Teraz zobaczyłam jaka byłam głupia i jaką mu krzywdę wyrządziłam. Gdybym poszła z mamą on pewnie niedługo po mnie by tam dołączył. Ale w gorszy jeszcze sposób. Poczułam jak moje oczy szczypią i zbiera się w nich słona, gorąca ciecz.
- Przepraszam - szepnęłam. Harry starł kciukiem moje łzy i mocno (na tyle ile mógł) mnie przytulił. Ale w tym samym momencie drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszła ładna blondynka. Siostra Lyncha. Nazywa się chyba Rydel.
- O, przepraszam. Przeszkadzam? - speszyła się,a na jej policzki wystąpił rumieniec. Harry wstał z klęczek.
- Nie, nie! To ja już wychodzę. Muszę się ogarnąć - powiedział i pocałowawszy mnie w czoło wyszedł. Zmierzyłam blondynę wzrokiem. Wydaje się miła i jest bardzo ładna. Wręcz śliczna. Wskazałam ruchem głowy na fotel.
- Usiądź - powiedziałam ochrypłym głosem. Uśmiechnęła się ciepło i zajęła miejsce. 
- Jestem Rydel... - zaczęła, ale jej przerwałam
- Siostra Rossa - dokończyłam. Zaśmiała się perliście - co cię do mnie sprowadza?
- Przyniosłam ci owoce i wodę mineralną. Mam nadzieję, ze lubisz banany, mandarynki i jabłka - powiedziała. Wytrzeszczyłam oczy. Zatkało mnie.
- To bardzo miłe z twojej strony, ale nie musiałaś - odparłam. Dziewczyna machnęła głową.
- Chciałam, a po za tym muszę cię o coś zapytać - oznajmiła wesoło, ale pod koniec zdania spoważniała. Poprawiłam się wygodniej na poduszce.
- Pytaj o co chcesz - wydukałam. Rydel złapała mnie za rękę. Nie wyrwałam jej. Ta dziewczyna ma w sobie to ''coś''. Jest inna. Taki anioł. Sama jej obecność daje błogi spokój i ulgę.
- Dużo rozmawiałam z Harrym i wiem jak u was w domu jest, ale pamiętaj, ze ja zawsze ci pomogę. Reszta też - powiedziała swoim słodkim głosem. Jej ciemne tęczówki patrzyły w moje z taką serdecznością. Kiwnęłam głową i się uśmiechnęłam.
- Dziękuję Rydel - szepnęłam. Odwzajemniłam uśmiech i wstała.
- Na mnie już czas. Ross pewnie nie może wytrzymać z mamą i chłopakami - zaśmiała się. Pokiwałam lekko głową.
- Pa Laura! - podeszła do drzwi i ostatni raz na mnie spojrzawszy wyszła.
- Cześć - szepnęłam.

Oczami Rydel:
Ta dziewczyna jest taka zagubiona! Zamknięta jest w pomieszczeniu z huraganem uczuć. Nie może uciec, bo nie ma drzwi, nie może odnaleźć spokoju, bo nie ma kogo kto by jej pomógł. Albo już ma. Ja jej pomogę. Odnajdzie szczęście i będzie taka jak ja. Droga jest długa, ale z moją pomocą nastanie nowa era. Era miłości i pokoju. Razem przez to przejdziemy. Nie ważne jaka będzie płaca. Ja będę jej podporą i nadzieją. Nadzieją na lepsze jutro.




P.S. Cześć! Jestem już i nowy rozdział też. Niedługo ferie. Już się nie mogę doczekać. Spadł śnieg i trzeba ubrać choinkę jak powiedziała moja wychowawczyni :D Heh. Dziękuję za tyle komentarzy i zapraszam do ich dawania. Nie wiem kiedy next i pozdrawiam wszystkich gorąco.




Majka`

piątek, 17 stycznia 2014

Liebster Award *-*

Zostałam nominowana do Liebster Avard, przez Madzik AiA , Cherry Marano, Elcię Tyc i Laurę Lynch. Serdecznie wam dziękuję, ale przejdę do rzeczy.:)

Pytania od Madzik AiA:
1. Ile masz lat?
2. Twój ulubiony kolor?
3. Masz rodzeństwo?
4. Masz jakieś zwierze, jak tak to jakie?
5. Ulubiony film lub książka?
6. Wolisz filmy czy książki?
7. Co cię skłoniło do pisania bloga?
8. Chciałabyś kiedyś cofnąć się w czasie?
9.Chciałaś kiedyś przestać pisać? Jeśli tak to czemu?
10. Ulubiona aktorka i aktor ? 


Odpowiedzi:
1. 14
2. niebieski, żółty, ale też biały
3. niestety, ale tak :)
4. psa Tolericę
5. książka to - ostatnia piosenka, a film - Camp Rock
6. Zdecydowanie książki, ale filmy też lubię
7. Mój pomysł na opowiadanie i to, ze ktoś motywował by mnie do kolejnego rozdziału. Jaka pisałam książkę nie miałam motywacji i skończyłam na 18 rozdziale.
8. Bardzo często z powodu mojego ''szalonego'' i ''dziwnego'' charakteru
9. Nigdy nie przestanę, a dlaczego? Ponieważ kocham to robić. 
10. Laura Marano, Ross Lynch, Zack Efron i Robert Pattinson 

Pytania od Cherry Marano:
1. Jakie filmy lubisz?
2.Wolisz Raurę czy Auslly?
3. Lubisz Martinę Stoesell?
4. Lubisz naleśniki :D?
5. Jaki przedmiot sprawia ci trudność
6. Ulubiona piosenka?
7. Masz chłopaka?
8. Wolisz muzykę czy taniec?
9. Kino czy teatr?
10. Co cie inspiruje?

Odpowiedzi:
1. Horrory, komedie i romanse
2. Raura
3. Jest całkiem spoko
4. Całym serduszkiem XD
5. Matematyka i chemia grrrr...
6. O matulu!!! Ostatnio szaleję za: Joe Jonas I'm sorry
7. Jestem na dobrej drodze :)
8. Taniec. Jestem w zespole szkolnym 
9. Kino, teatru nie lubię
10. W sumie to wasze komentarze i liczba odwiedzin, ale też to, że kocham pisać 


Pytania od Elci Tyc:
1.Ile masz lat?
2.Twoje hobby?
3.Co jest inspiracją dla twojego bloga?
4.Ulubiony kolor?
5.Ulubiony film?
6.Twój ulubiony blog?
7.Wolisz Auslly czy Raura?
8.Czy lubisz malować?
9.Co sprawia ci radość w życiu?
10.Czemu postanowiłaś/eś założyć bloga?

Odpowiedzi:
1. 14
2. Pisanie

3. To, że komuś się podoba to co napiszę
4. Niebieski, żółty i biały
5. Camp Rock
6. Mam ich baaardzo dużo i nie umiałabym się zdecydować
7. Raurę
8. Lubię
9. Uśmiechy ludzi którym pomogę 
10. Ponieważ chciałam podzielić się swoim opowiadaniem i trochę z nudów


Pytania od Laury Lynch:
 1.Leonetta vs Auslly? 
2.Lubisz Ranczo?
3.Śpisz z misiem? XD
4.Laura vs Maia?
5.Twoje największe marzenie?
6.Austin & Ally vs Violetta? 
7.Grasz w the Sims3? Jeśli tak to w jakie dodatki? 
8.Za co lubisz A&A? 
9.Lubisz Violette? 
10.Twoje najśmieszniejsze wydarzenie w życiu? 

Odpowiedzi:
1. Auslly
2. No jasne, że tak
3. Tak, to nic złego....
4. LAURA!!!!
5. Napisać bestsellera i przyjechać do szkoły limuzyną, a także wskoczyć do basenu pełnego pianek XD
6. Austin & Ally
7. Nie gram
8. A ich  fajne teksty, piosenki i aktorów...
9.  Może być
10. Ołłłłłłł, było ich wiele, ale takie najbardziej śmieszne to już opowiadam:
Byłam z przyjaciółkami na wycieczce w galerii i  postanowiłyśmy wchodzić po ruchomych schodach. Ale nie tak normalnie. Wepchałyśmy się na schody jadące w dół, a my miałyśmy iść na górę... Byłyśmy prawie na szczycie, gdy jedna z nas przewróciła się. Szalik Oli prawie wkręcił się w schody i nadszedł ochroniarz. Młody i całkiem ładny. Zaczął się chichrać, a ja i  dwie koleżanki zwiałyśmy z tych schodów i więcej na ni nie wlazłyśmy. Heh.


To tyle. Ja nominuję:
1. Camillę Marano
2. Elcię Tyc
3. Cherry Marano
4. Laurę Lynch
5. Madzik AiA


Moje pytania:
1. Lubisz śnieg?
2. Jesteś wegetarianką? 
3. Byłaś kiedyś nad morzem czy w górach?
4. Za co lubisz Rossa, a za co Laurę?
5. Załóżmy, że spotykasz na ulicy Rikera. Co robisz?
6. Chciałabyś grać na jakimś instrumencie? A jak tak to na czym?
7. Wolisz sukienki czy spodnie?
8. Lubisz Jonas Brothers?
9. Jaki kraj chcesz odwiedzić?
10. Lubisz tosty francuskie?

To tyle. Na pytania odpowiadałam szczerze i miałam z tym pełno frajdy. Dzięki za nominacje. Kocham was!!! :)





 Majka`

niedziela, 12 stycznia 2014

4. Żyj życiem bo jest tylko jedno. Drugiej szansy Bóg ci nie da...

Oczami Laury:
Ciemność otaczała mnie z każdej strony. Chciałam uciekać, być z kimś. Mrok otaczał mnie zewsząd. Mój największy wróg. Bałam się ciemności? Nie, nie tego. Czego? Samotności, tego, że kiedyś zostanę sama, wszyscy mnie zostawią i zostanę zapominana. W tej chwili taka się czułam. Mała, nic nie znacząca i samotna. Nagle w oddali zamajaczyła mi szczupła sylwetka. Zmrużyłam oczy i zaczęłam wolno podchodzić. Jedak ślamazarne kroki przerodziły się w trucht, a potem w szalony bieg.
- Mama! - krzyknęłam. Postać odwróciła się w moją stronę. Te rysy, włosy, twarz, uśmiech. Znane na pamięć mimiki. Osoba którą kocham całym sercem.
- Mamusia - szepnęłam cicho. Kobieta uśmiechnęła się i wyciągnęła w moją stronę ręce.
- Witaj córeczko, kochane moje słoneczko  powiedziała aksamitnym głosem. Głosem za który dzień w dzień tęskni każda komórka mojego ciała. Podeszłam do niej na wyciągnięcie ręki. Patrzyłam w oczy o kolorze lazurowym. Takie same jak ma Harry. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach i ginąć w czarnym podłożu, na którym stałyśmy. Mama podeszła do mnie i przytuliła. Czułam jej uścisk i zapach perfum. 
- To nie możliwe - mruknęłam. Mama zaśmiała się perliście i ukazała białe ząbki.
- Możliwe kochanie - powiedziała i odgarnęła kosmyk włosów opadający mi na oczy za ucho - choć ze mną jeżeli chcesz
- Gdzie? - popatrzyłam zdezorientowana za siebie i przed siebie. 
- Do raju, będziemy tam razem. Zaczekamy na tatę i Harrego - wyjaśniła zachęcająco.
- Mam umrzeć? - nie dowierzałam. Mama kiwnęła blond - głową
- Ale możesz wrócić - szepnęła mi do ucha. Poprowadziła kilka kroków do przodu i stanęłam przed rozdrożem. ''Życie'' pisało na jednym drogowskazie prowadzących na drogę po prawej stronie, ''Raj'' pisało na drugiej strzałce wskazującej na lewą dróżkę. Zerknęłam na mamę. Ubrana była w delikatną jakby uszytą z porannej mgły sukienkę, nogi miała bose, a na głowie wianek z białych róż. Przełknęłam ślinę. Mam zostawić Harrego, Margaret, tatę i całe moje życie i odejść? Nie doczekać się męża, dzieci, wnuków, matury, dyskotek i innych zabaw? Spacerów wieczorem, siedzenia z gitarą na plaży lub biegania po sklepach i kłócenia z Lynchem? Jak umrę nawet mu nie podziękuję za uratowanie! Ale jak skończy się moje ziemskie życie w tej chwili na wieki zostanę z mamą. Odwróciłam się do niej twarzą i popatrzyłam w oczy. Jej uśmiech znikł jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Wracam - szepnęłam - chcę wszystko naprawić i ... żyć.
- Rozumiem - odparła mama i pocałowała mnie w czoło - ja będę na was czekała. Kocham cię.
- Ja ciebie też mamusiu - szepnęłam. Nagle mama zaczęła robić się prześwitująca. Złapałam ją za rękę.
- Nie odchodź! - krzyknęłam przerażona. Mama uśmiechnęła się słodko.
- Ja nigdy nie odejdę córeczko - powiedziała i wskazała miejsce gdzie mam serce  zawsze jestem z tobą. W każdej chwili. Pamiętaj...
Po tych słowach pocałowała mnie w czoło. Łzy napływające mi do oczu zamazały widok. Kiedy je przetarłam, mamusi już nie było.
- Żegnaj - szepnęłam i zaczęłam lecieć w dół.


Oczami Rossa:
Otworzyłem oczy. Od razu uderzyły mnie promienie słoneczne. Przetarłem oczy rękoma i rozejrzałem się dookoła. Riker i Rocky leżeli na białej kanapie i spali, Rydel i Ellington zniknęli, a mama i tata pewnie są w pracy. Lekko skołowany mocno zacisnąłem powieki i po chwili obraz się wyostrzył. Usiadłem i poczułem straszny ból głowy. Zdezorientowany dotknąłem czoła. Pod palcami wyczułem nieprzyjemny materiał. No tak. Bandaż.  Syknąłem z bólu. Odgarnąłem kołdrę i wstałem. Na moje nieszczęście zakręciło mi się w głowie. Kurczowo złapałem się szafki nocnej. Jabłko leżące przy brzegu spadła i potoczyło się po podłodze zbudzając śpiących braci. Chłopacy poderwali się na równe nogi. Patrzyli przerażeni, ale po chwili na ich twarzach pojawił się strach i szok.
- Też go widzisz? - spytał wypranym z emocji głosem Rocky. Riker pokiwał głową i podszedł do mnie. Delikatnie dotknął mojego ramienia. W jednej sekundzie wyraz twarzy brata pojaśniał z radości. Promień słoneczny wdarł się na jego twarz powodując u mnie uczucie którego nie umiałem nazwać. Rocky pisnął i rzucił mi się na szyję. Zatoczyłem się pod jego ciężarem i w ostatniej chwili złapałem poręczy łóżka. Riker pośpieszył nam z pomocą. Oczepił ode mnie bruneta i sam się  we mnie wtulił.
- Tęskniłem braciszku - szepnął do mnie. Spojrzałem mu w oczy i ze zdziwieniem i szokiem wymalowanym na twarzy spostrzegłem, że w oczach brata lśniły kropelki wody potocznie zwanych ''łzami''. Uśmiechnąłem się. Riker po chwili słabości wyprostował się  i odwrócił się do Rockiego. Jeszcze nigdy tak się nie zachował wobec mnie. Zawsze poważny, nie wyrażający swoich uczuć. I od niepamiętnego czasu mnie przytulił. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Kładź się Ross, zawołam lekarza - odezwał się lekko się spiętym głosem i nie patrząc na mnie wyszedł. Odwróciłem głowę na Rockiego. Stał z banem na twarzy i chichotał.
- Debil z naszego brata - powiedział i pomógł mi się położyć. Po chwili przyszedł lekarz i zaczął ględzić o moim stanie zdrowia i zadawać pytania.
***
Po pół godzinie doktor wyszedł, a chłopaki ''polecieli'' do biura rodziców powiedzieć im radosną nowinę. Zostałem sam. Leżałem na wznak i gapiłem się w biały sufit. Zastanawiałem się nad moim życiem. Po chwili wziąłem białą kartkę i długopis leżące w szufladzie szafki i w punktach zacząłem pisać.
1. Odniosłem sukces jako muzyk
2. Mam czego dusza zapragnie
3. Jestem bogaty i popularny

Więcej pisać nie mogłem. Bo i co? Nic więcej. Marano ma to samo. Więc dlaczego się tnie? Ma wszystko i jeszcze narzeka. Nie rozumiem jej. Przecież popularność i pieniądze to coś o czym każdy człowiek marzy, a ona kaprysi. Pusta lalka i tyle! 
Postanowiłem do niej iść. Założyłem tylko białe jeansy i fioletową koszulkę w serek, a na nogi czarne trampki. Gotowy wyszedłem i zapukałem do sali obok. Cisza. Ostrożnie uchyliłem drzwi i wsunąłem do środka głowę. Pusto. Wślizgnąłem się do pomieszczenia i delikatnie zamknąłem drzwi. Marano leżała na łóżku. Wyglądała bardzo spokojnie. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Usiadłem na stojącym przy łóżku, białym fotelu i zamyśliłem patrząc na dziewczynę. Jej powieki nawet nie drgnęły. Przypatrzyłem się jej lepiej. Ręce miała ułożone na klatce piersiowej. Nadgarstki owinięte białym bandażem. Policzki blade, a usta mimo, że malinowe nie miały tego żywego koloru co zawsze, czekoladowe włosy były rozsypane na poduszce. Wyglądała ładnie, żeby nie powiedzieć pięknie, bo tak nie jest. Nagle z jej ust jak motyl w ziemie wyfrunęło słowo ''mama''. Pochyliłem sie do przodu nasłuchując.
-Nie odchodź - wychrypiała i zamilkła. Przerażony dotknąłem jej policzka. Nic. To czemu gada?! Nagle jej powieki zadrżały i moim oczom ukazały się ciemne tęczówki. Marano patrzyła na mnie zszokowana i zdezorientowana.





P.S. Na początek chciałam przeprosić za nieobecność. Nie wiem co więcej napisać. Może: komentujcie? Tak to napiszę KOMENTUJCIE. Jestem szczęśliwa za komentarze pod ostatnim rozdziałem i nawet się nie spodziewałam. Do napisania kochani :**


Majka`

poniedziałek, 6 stycznia 2014

3. Praw­dzi­we szczęście to nie sława i pieniądze...

Oczami Rossa:
Leżałem. To wiem na pewno. Ale gdzie i jak? Tego już nie. Kilka razy próbowałem otworzyć oczy. Bez powodzenia. Ale co dziwniejsze słyszę wszystko. Mogę to sobie łatwo wyobrazić. Rydel łkająca przy moim łóżku, mama głaszcząca mnie po głowie i chłopaki gadający o tym co się dzieje każdego dnia w szkole. Jak zdążyłem się zorientować leżę tutaj ponad 4 dni. Długo, najgorszej jest, że nie wiem co się ze mną dzieje. Nie mogę się poruszyć ani otworzyć oczu, a o wydaniu z siebie nacichszego dźwięku mogę zapomnieć. Co się ze mną dzieje?! Moje chaotyczne rozmyślania przerwało skrzypnięcie drzwi. Ktoś wszedł do pomieszczeniu i ustał przy mnie. 
- Co z nim doktorze? - spytała załamanym głosem Rydel. Biedaczka siedzi u mnie lub u Laury. Zależy gdzie nie przeszkadza i może się chwilę zdrzemnąć. Chłopaki siedzą zawsze od powrotu ze szkoły do wieczora i czasem bardzo rano. Nawet Harry tutaj zajrzy.
- No cóż. Chłopak powinien niedługo się obudzić. Jego wyniki nie są złe. Niedługo wyjdzie do domu - powiedział i chyba wyszedł, bo drzwi trzasnęły. Usłyszałem z ulgą wypuszczane powietrze i ktoś złapał mnie za rękę. Zaczął gładzić wewnętrzną jej stronę.
- Słyszałeś braciuszku? - szeptała Delly - wyjdziesz niedługo. Obiecuję, że upiekę ci muffinki czekoladowe. Twoje ulubione, pamiętasz?
No jasne, że pamiętam. I jak ja mam być nie rozpieszczony? No kurde się pytam, jak?! 



Oczami Harrego:
Zaspany otworzyłem oczy. Popatrzyłem na siostrę. Niezmiennie od kilku dni leżała nieprzytomna na wznak. Jej ręce ułożone były na klatce piersiowej, a w palce zapleciony był różaniec. To na pewno sprawka Margaret. Przychodzi tu codziennie i przynosi mi ciepłe jedzenie. Ojciec był tylko raz. Zobaczył Lau i pogadał z lekarzem. Potem rzuciwszy zwykłe ''do zobaczenia synu'' wyszedł. Niech go kaczki podepczą, żeby nie wyrazić się gorzej! Każdy inny normalny rodzic popadł by w czarną rozpacz tak jak państwo Lynch. Widać jak zależy im na Rossie. Biedak tak mocno rypnął o asfalt, że mu głowa pękła i na wszelki wypadek wprowadzili go w śpiączkę. Podobno było to ważne. Bardzo zaprzyjaźniłem się z Lynchami. Mimo, ze sławni to są spoko. Normalni ludzie z normalnej rodziny i z normalnymi nawykami. Szczęśliwa rodzina nie to co u mnie. Czasami mam ochotę wyjść i nie wrócić. Nie zrobię tego jednak? Dlaczego? A dlatego, ze mam siostrę. Laura to moje oparcie, moja nadzieja na lepsze jutro. Nikt o tym nie wie, ale razem z Laurą zajmujemy się muzyką. Dziewczyna ma niesamowity głos w dodatku potrafi grać na pianinie, harfie i gitarze. Jest świetna, ale nie chce się ujawnić. W sumie i ja potrafię co nieco. Lubię śpiewać i grać na gitarze. Ale to tylko hobby. Oboje musimy osiągnąć ''coś'' w życiu jak nasz ojciec, aby być ''kimś'' w jego oczach. Laura oprócz muzyką interesuje się aktorstwem, a ja no cóż. To głupie, ale chcę zostać architektem. Marzenie ściętej głowy.


Oczami Rydel:
Popatrzyłam na brata. Leżał na łóżku i wyglądał jakby spał. Jego powieki zamknięte od kilku dni, ukrywały te piękne czekoladowe oczy. Oczy za którymi tęskniłam każdym dniem. Nocami wsłuchiwałam się w jego oddech i bicie serca. Tęskniłam za jego ciętym językiem, żartami i głosem. Tego jak wygłupiał się z chłopakami albo leżąc na trawie za domem gapił na obłoki i gadał, że widzi wielkiego Yeti jedzącego pianki. Ale już niedługo ta męczarnia mojej duszy się skończy. Ross otworzy paczadełka i rzuci coś w stylu ''blond wiewiórki są wszędzie, boję się ich!''. Czasami Ross ma nierówno pod sufitem, ale to chyba jak każdy w naszej kochanej rodzince. Co do Laury to szczerze jej współczuję. Od Harrego wiem jak jest u nich. Żal mi tej dziewczyny. Z tego co jeszcze wcześniej gadał o niej Ross to wywnioskowałam, że to przesłodzona lalka, a tutaj proszę. Czasami lepiej przeczytać książkę niż ocenić ją po okładce. 





P.S. Wybaczcie, że taki krótki, ale jestem chora. Widać to nawet po rozdziale, że jest dziwny i bez sensu. Ostatnio uświadomiłam sobie ile mam szczęścia że żyję i jestem w bezpiecznej i kochającej rodzinie. Inni tego nie mają. Miłego dnia. :**
Majka`

niedziela, 5 stycznia 2014

2. Nigdy nie spotkamy się...

Oczami Laury:
Kiedy dojechaliśmy do domu od razu poszłam do siebie do pokoju. Byłam zmęczona i musiałam się komuś wyżalić. Ale komu? Koleżanek nie mam. Czemu? Tego akurat nie wiem. Oczywiście mam koleżanki w szkole, ale one nią są tymi na ''dobro i zło'', ''w chorobie i zdrowiu'', ''nieszczęściu i szczęściu''. One czyhają tylko na darmowe zakupy, za które ja zapłacę lub popularność którą ja zaserwuję. Mam jeszcze Harrego. Ale to chłopak. Nie wie co to moda lub nowa kolekcja od Bouthiego (nie mam pojęcia kto to, ale wymyśliłam na potrzebę opowiadania od aut.). Gnana niespokojnym duchem i chęciom wygadania się zapukałam do pokoju brata. Siedział na łóżku ze swoim tabletem i w coś grał. Usiadłam na skraju łóżka.
- Harry... - zaczęłam cicho i nieśmiało.
- Hmmm? - mruknął nie patrząc na mnie. Chrząknęłam. Spojrzał na mnie, ale po chwili jego wzrok powędrował na urządzenie z którego wychodziły dziwne dźwięki. 
- Chcesz coś? - spytał. Zbierałam w sobie odwagę.
- Ja..a zresztą nieważne - burknęłam i wyszłam. Komu się mogę jeszcze pozwierzać? Margaret!!! Ona zawsze mi pomaga. Jak strzała pognałam do salonu, gdzie gosposia odkurzała biały i puchaty dywan.
- O, Laurka! - uśmiechnęła się miło.
- Możemy pogadać? - spytałam, a raczej ryknęłam aby przekrzyczeć dźwięk odkurzacza. 
- Nie teraz kochana - odparła Margaret nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Wściekła porwałam moją torebkę i w stroju galowym wybiegłam z domu. Jak najdalej od nich. Dlaczego ja nie mogę mieć normalnej rodziny? Nawet Lynch ją ma. Kochających rodziców, rodzeństwo, miłość z ich strony i szczęście. A ja? Ja nie mam nic. Nieświadoma łez na mych policzkach dotarłam, aż na koniec miasta. Nic dziwnego, sama mieszkam na jego krańcu. Zdjęłam szpilki i rzuciwszy je na trawę obok jakiegoś drzewka ruszyłam dalej an boso. Gdzie szłam? Nie mam pojęcia. Coś mnie prowadziło w stronę lasu. Biegłam, sama nie wiem dlaczego. Przecież nikt mnie nie gonił. Włosy zaczepiały się o wystające gałęzie, a sukienka plątała wokół nóg. Bose stopy bolały od ostrych kamieni i innych okropnych rzeczy. Nagle usłyszałam pikanie. Dochodziło z mojej torebki. Wyjęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Miałam już 6 nieodebranych połączeń od Harrego i kilka od Margaret. Zawyłam przez łzy z bólu i wyłączyłam telefon. Schowałam go ponownie do torebki i już spokojnie zaczęłam kroczyć odgarniając gałęzie. Nie wiem gdzie byłam. Czy to ważne, kiedy serce pęka, a dusza rozdzierana jest na milion kawałków? Twój świat płacze, wszystko się sypie? Nie to jest najmniej ważne. Szczegół tego strasznego i ponurego dnia. Kiedy już się lekko uspokoiłam usiadłam na zwalonym drzewie. Siedziałam cicho. Moja dusza uleciała z nielicznym podmuchem wiatru i zniknęła ponad moją głową. Zostało tylko puste i samotne ciało. 
Patrzyłam na płaszcz zieleni przede mną.  Nieopodal zauważyłam strumień. Ptaszki śpiewały, a wokół unosił się cudowny zapach. Oddychałam głęboko. Byłam wyczerpana. Sama nie wiem dlaczego podeszłam do strumienia z krystaliczną wodą i spojrzałam na swoje odbicie. Zobaczyłam przerażoną dziewczynę. Jej twarz umazana była w czarnych plamach z czerwonymi policzkami i oczami.Wyciągnęłam z torebki żyletkę i popatrzyłam na zabliźnione rany. Tak tnę się. Sama nie wiem dlaczego. To pomaga po prostu zapomnieć o szarej rzeczywistośc i burzy wewnątrz mnie. Długie się nie zastanawiając zatopiłam skrawek urządzenia w mojej skórze i poprowadziłam wzdłuż, robiąc lekkie nacięcia. Nie bolało bardziej niż ból w sercu. Patrząc na czerwoną ciesz spływającą na moją sukienkę, zrobiłam jedno głębsze nacięcie. Zrobiło mi się słabo i upadłam.




Oczami Harrego:
Popatrzyłem na zegarek. Była 21:30. A po Laurze ani śladu. Jej telefon niedostępny, nikt nie wie gdzie jest. Zszedłem do salonu, gdzie Margaret nerwowo patrzyła przez okno. Jej oczy były mokre od łez. Podszedłem do niej i przytuliłem.
- Spokojnie Lau nic nie będzie - powiedziałem sam w to nie wierząc. Co się siostrzyczko stało?!
- Dzwoniłeś do jej koleżanek, kolegów? -spytała. Kiwnąłem głową.
- Nikt jej nie widział od kąt wyszła ze mną ze szkoły - powiedziałem. Nagle coś mnie olśniło. Lynch! Może on wie gdzie znajduje się moja mała i kochana siostrzyczka?
- Gdzie idziesz?! - krzyknęła za mną Margaret, kiedy byłem przy drzwiach.
- Po ostatnią deskę ratunku! - odparłem i wsiadłem do samochodu. Jak dobrze kojarzę to mieszkają oni na Street Music 3. Pod ogromną, białą willę dotarłem w niecałe 10 minut. Wyskoczyłem z samochodu i podbiegłem do drzwi. Każda sekunda jest na wagę złota. Zadzwoniłem dzwonkiem kilka razy. Otworzyła mi chyba mama Lynchów. Na jej ustach widniał serdeczny uśmiech.
- Witaj! Kim jesteś? - spytała. Wpuszczając mnie do środka.
- Nazywam się Harry Marano czy moja siostra Laura jest u państwa? - wypaliłem z grubej rury. Pani Lynch łypnęła na mnie oczyma.
- Nie, wybacz - powiedziała lekko zdziwiona - a co się stało, kochany?
- Zaginęła. Bardzo się martwimy. Wyszła z domu kilka godzin temu i jej nie ma. Nikt nic nie wie - powiedziałem i zacząłem ryczeć. Kobieta przytuliła mnie.
- Spokojnie. Musisz być silny - powiedziała.
- Mamo co się dzieje? - spytała jakaś blondynka patrząc niespokojnie na mnie. Za nim podążyło jeszcze 4 chłopaków.
- Marano?! - wydarł się Ross.
- Jego siostra zaginęła.  - wydusiła pani Lynch i sama zalała się łzami. Wszyscy zamilkli.
- L...L...Laura? - wydusił przez zaciśnięte zęby Ross. Kiwnąłem głową.
- Wyszła kilka godzin temu i nie odbiera telefonu - powiedziałem załamany.
- Jedziemy jej szukać - powiedział drugi, starszy blondyn i złapał kurtkę. Wyminał mnie i wyszedł na zewnątrz.
- Jedziemy! - krzyknął z dworu. Podziękowałem i wybiegłem za nim. Za mną wyszli pozostali. Nawet Ross. Riker, Ross i ja pojechaliśmy moim autem, a reszta Ellingtona.
- A jak ją ktoś porwał? - lamentowałem.
- Spokojnie, Znajdzie się - uspokajał mnie starszy blondyn. Młody milczał z tyłu i gapił się na chodnik. Przejechaliśmy naszą posiadłość. Dalej było coraz ciemniej z powodu braku latarni. Nagle zadzwonił mój telefon. ''Tata'' brzmiało na wyświetlaczu. Zatrzymałem auto i odebrałem. Ross wyszedł i zaczął szukać czegoś. 
- Halo? - spytałem zdenerwowany.
- Znalazłeś ją? - ojciec przeszedł do rzeczy.
- Nie
- Dzwoń od razu jak się pojawi - powiedział i się rozłączył. Ledwie schowałem telefon do kieszeni razem z Rikerem usłyszeliśmy wrzask młodego.
- Jest!!! - wydarł się. Wyskoczyłem z samochodu i podbiegłem do niego. Pod małą brzozą była szpilki Laury. 
- Ona musi tutaj gdzieś być - powiedział Riker i zadzwonił po resztę. Przyjechali po kilku minutach. Rozdzieliliśmy się. Ja z Rikerem, Rocky ze swoim tatą, który tez przyjechał, a Ellington i Rydel razem. Ross chciał być samotnym ratownikiem. Po kilku sekundach zanurzyliśmy się w ciemnościach rzucających przez wysokie drzewa.

Oczami Rossa:
Było mi żal tego chłopaka. Gdyby Rydel coś się stało nie wiem co bym zrobił. A Marano chociaż jest moim wrogiem number uno to  jest dziewczyną, a ja nie umiem patrzeć jak dziewczynie dzieje się krzywda. Jestem po prostu cudowny.
Szedłem wolno przez las. Było ciemno i mroczno. Mgła działała na wyobraźnię. Nawet i ja czułem lekki dreszcz. W dłoni trzymałem swój srebrny scyzoryk od taty na urodziny. Byłem czujny na każdy dźwięk. Nagle walnąłem w drzewo i runąłem ja długi. Chyba straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem było mi strasznie zimno. Ale nie to jest najważniejsze. Usiadłem sparaliżowany patrząc na leżące nieopodal ciało. Na czoło wystąpiły mi krople potu. Na drżących nogach podszedłem do leżącego człowieka. Nachyliłem się i skapnąłem się, że to dziewczyna. Po czym? Po sukience i włosach. Nachyliłem się bardziej. O kurwa! To Marano!Przerażony popatrzyłem na jej nadgarstki. Ona się cięła. Tylko dlaczego? Zdjąłem kurtkę i przykryłem ją. Potem z kwaśną miną rozerwałem swoją koszulkę i powiązałem na nadgarstkach dziewczyny. Bluzę którą miałem na sobie zasunąłem i wziąłem Marano na ręce. Kiedy doszedłem (a myślałem, ze nie dam rady momentami) przy samochodzie Harrego byli już wszyscy.
- Ross! - krzyknęła Delly i zapadło ogólne poruszenie. Tata wziął  ode mnie Marano, a ja najnormalniej w świecie upadłem na asfalt.





P.S. Tak trochę zagmatwałam, a macie! :)Początek jest jak widać nudny, ale później się rozwinie. Mam nadzieję, ze macie mocne nerwy :)
Dedykacja dla:
- Elci Tyc :*
- Cherry Marano
- Weroniki Grześlak
- Laury Lynch
- Ewy Głód 





Majka`

piątek, 3 stycznia 2014

1. Jak woda i ogień

Oczami Laury:
Obudziło mnie delikatne łaskotanie w policzek. Otworzyłam lewe oko i nie zindentyfikowawszy zagrożenia odwróciłam się na drugi bok  z chęcią pogrążenia się w ramiona Morfeusza. Jednak po chwili łaskotanie nastąpiło. Zmarszczyłam nos i zmachałam ręką w powietrzu chcąc odgonić natręta. Usłyszałam cichy chichot. 
- Wstawaj księżniczko. Pierwszy dzień szkoły - usłyszałam głos brata. Przerażona otworzyłam oczy. Niemożliwe jak wakacje mogły tak szybko minąć? Przed chwilą wylegiwałam się na Karaibskiej plaży i kąpałam w lazurowej wodzie, piłam z kokosa i jadłam niesamowite, tropikalne potrawy i owoce. A teraz co? Muszę ubierać strój galowy i gnać do szkoły. Koszmar. A najgorsze, że spotkam się z Nim. Kim jest On? Nie ważne. To tylko szczegół mojego jakże barwnego i ciekawego życia. Westchnęłam i usiadłam. Harry - mój ukochany, starszy o rok braciszek trzymał w ręku piórko i suszył białe ząbki. Ubrany był w czarne spodnie i białą koszulę. Wyglądał super, a ja jeszcze w rozsypce. 
- Czemu nie budziłeś mnie wcześniej? - spytałam z wyrzutem pocierając oczy.
- Budzę cię dwadzieścia minut! - zawołał i wskazał na piórko.
- Mogłeś na mnie wrzasnąć albo mną potrząsnąć - poradziłam i wyskoczyłam z cieplutkiej pościeli. Harry ze śmiechem opuścił moje królestwo, a ja zaczęłam szperać w szafie. Dlaczego ja zawsze nie mam się w co ubrać?! Nagle mnie olśniło. Przecież dostałam ostatnio byłam na zakupach i kupiłam śliczną czarną kieckę. Mam! Teraz dodatki i śniadaneczko. Z gotowym zestawem:


 Podreptałam do łazienki. Ciuchy i dodatki położyłam na szafce, a sama odkręciłam wodę pod prysznicem. Zrzuciłam z siebie piżamkę w Lady i Trampa. Dziwne, że Harry nie poszczycił się dokuczeniem mi z tego powodu. dłużej się nad tym nie zastanawiając weszłam pod strumień ciepłe wody. Przeszył mnie dreszcz rozkoszy. Ciecz zawsze mnie rozbudzała i pobudzała moje szare komórki do działania. A kokosowy żel pod prysznic ukajał moje nerwy i relaksował. Zadowolona z kąpieli wytarłam mokre ciało i ubrałam się. Został mi tylko makijaż i fryzura. To ostatnie łatwo załatwić. Tylko przeczesać włosy i zakręcić końcówki na lokówce. Kiedy skończyłam tą czynność zwinęłam lokówkę i schowałam do szafki. Na toaletce postawiłam koszyczek z wszelkimi eyelinerami, tuszami do rzęs, podkładami, błyszczykami, maseczkami i cieniami do powiek. Postanowiłam, że usta pociągnę czerwoną szminką, oczy eyelinerem i tuszem, a policzki różem i koniec parady. Wyszłam z łazienki i do małej czarnej torebeczki wrzuciłam telefon, słuchawki, chusteczki, maleńki notesik z długopisem i pieniądze. Gotowa zeszłam do kuchni. Nasza gosposia przyrządziła na śniadanie tosty francuskie, którymi opychał się Harry. Pycha. Uśmiechem przywitałam Margaret - gosposię i usiadłam obok brata. Zwędziłam mu jednego tosta i ze smakiem zaczęłam zatapiać się w jego smaku (tosta od aut.). 
- Zbieramy się Lau. Już za dwadzieścia dziewiąta - poinformował Harry patrząc na zegarek. Kiwnęłam głową i podziękowawszy Margaret wyszłam z domu. Taty pewnie jak zwykle nie było. A co z mamą? Nasza mama nie żyje. Już od czterech lat. Była modelką i podczas jednej sesji zdjęciowej spadł na nią reflektor. Miałam zaledwie 13 lat, a Harry 14. Co do taty to wtedy zawsze miał dla nas czas, jednak po tym wypadku wszystko się zmieniło. Obwinia się o śmierć mamy. Myśli, że jakby nie musiał się tego pamiętnego dnia nami zajmować mama by żyła. Obwinia siebie i nas. Jego życiem stała się praca. Jest sławnym i rozchwytywanym prawnikiem. Mamy bardzo dużo pieniędzy, ale to nie zastąpi nam miłości. Tata nie może znieść widoku Harrego. Dlaczego? Ponieważ  jest on baardzo podobny do mamy. Te same oczy, uśmiech, kolor włosów, ruchy, sposób śmiania się i mówienia. Ja bardziej wdałam się w tatusia. Ciemne oczy i włosy. Tak jak on potrafię być surowa, wściekła i zaradna. Lubię jak czasem go minę na korytarzu i zobaczę, ze ma czerwoną koszulę, a ja sukienkę. Ten moment daje mi wrażenie, że ja i tata mamy ten sam tok myślenia. 
Ale koniec już tkliwych wspomnień. Czas na naukę i kłótnie z tym nadętym i gwiazdowatym blondynem. Nie, nie powiem jak się nazywa, bo moje tosty wrócą do pierwotnego stanu. 
Harry wyprowadził z garażu srebrne BMW. Zadowolona, że nie będę musiała tak jak w tamtym roku wsiąść na ścigacza Harrego. Wygodnie usiadłam w skórzanym fotelu i wsłuchiwałam się w melodię wypływająca z radia < klik > . Kocham piosenki Jonas Brothers i kilka razy byłam an ich koncercie. Są całkiem spoko. W przeciwieństwie do tego durnego zespoliku R4. Po chwili zaczęłam razem z nimi śpiewać Harry podgłosił i sam się przyłączył. 
- Znów ten miłosny wirus! Znów miłosny wirus! - zaśpiewaliśmy na koniec, a raczej zaryczeliśmy i wybuchnęliśmy śmiechem. 
- Całkiem nieźle nam wyszło - powiedział z uznaniem Harry. 
- Super nam wyszło! - krzyknęłam przez otwarte okno. Brat pokręcił głową i wjechaliśmy na szkolny parking. Oho! Śniadanie mam już w gardle. Z niechęcią odpięłam pas, a Harry jak prawdziwy dżentelmen otworzył mi drzwi.
- Dzięki - uśmiechnęłam się i spojrzałam w znanym mi kierunku. Czarna limuzyn już stała, a przed nią czwórka zadufanych w sobie gwiazdek.
- Spotkamy się po lekcjach - Harry pomachał mi i poszedł do swoich kumpli, którzy gadali w najlepsze. No nic. Zmuszona byłam w dalsza drogę udać się samotnie. Westchnęłam i ruszyłam. Moje srebrne szpilki uderzały o beton. Kilka chłopaków zmierzyło mnie chciwym spojrzeniem, a dziewczyny no cóż zazdrosnym i pełnym nienawiści. Czemu? Może dlatego, że jestem bogata i jako przewodnicząca szkoły co roku jestem popularna. Nagle ktoś krzyknął moje nazwisko. Jak ja tego głosu nienawidzę. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na osobnika z jedwabnym barytonem. Że co?!! A zresztą nie ważne! Tuż za mną z cawniackim uśmiechem stał ON. Kto? Ross Lynch. Ten co gra w R4. Jest rozpieszczony i zarozumiały. Mój wróg numer 1. 
- O witaj Lynch - uśmiechnęłam się sztucznie. Blondyn podszedł do mnie z rękami skrzyżownanymi na klacie. 
- Wyglądasz inaczej - skwitował. Wzruszyłam ramionami.
- Gdzie twój cięty jeżyk? - spytałam. Chłopak zaśmiał się.
- Spokojnie, wróci. Trzeba dbać o imacz - rzucił i ściągnął czarne okulary. Prychnęłam.
- O jaki imach?! Przecież ty go nie masz - zaśmiałam się. Pokręcił głową.
- Myślałem, ze kończyłaś z lumpeksami - skwitował patrząc na moją sukienkę.
- Chyba ty. Gdybym była chłopakiem tak bym się ubierała jak chłopak. Ale to nie nowość, że nosisz rurki - powiedziałam. Kilka przyglądających nam się osób zachichotało. Blondy przeczesał włosy palcami. Kilka dziewczyn westchnęło z zachwytu. A feee!!! Nagle podeszło do nas rodzeństwo Lyncha. 
- Spokojnie - powiedział brunet - idziemy na aulę!
Odwróciłam się zarzucając włosy do tyłu ruszyłam ku szkole.
Dyrektorka jak zwykle ględziła pół godziny o tym jak się cieszy, ze nas widzi lub o tym, ze ten rok będzie pracowity i bla bla bla. Kiedy skończyła monolog długi jak prześcieradło kazała rozejść się do klas. Wszyscy szybko rzucili się do drzwi. Ja jako mniejszość czekałam spokojnie na uboczu. Gdy dotarłam do klasy wszyscy już tam byli. A jedyne wolne miejsce koło Lyncha! Przełknęłam ślinę i przywitawszy się z naszą kochaną i starsza panią Grenframee podeszłam do ławki Tego idioty w rurkach.
- Posuń się - zasyczałam. Popatrzył na mnie z wyższością i triumfem na paszczy. Jednak posłusznie się posunął na drugi brzeg ławki. Wszyscy się na nas gapili jak cielęta na malowane wrota. Nauczycielka zaczęłam ględzić o programie nauczania na ten jakże ''ciężki'' rok szkolny. Ciągle docierał do mnie zapach perfum Lyncha. Nie powiem, ze brzydki, ale zniewalając z nóg też nie. Po prostu ładny. Gdy zadzwonił wymarzony dzwonek jak burza wypadłam  z klasy i popędziłam na parking. Ale oczywiście Harrego nie było. Usiadłam na drewnianej ławce nieopodal i czekałam na brata. Przyszedł po godzinie. Parking opustoszał i coraz mniej ludzi było w obszarze szkoły.
- Ile można czekać? -wydarłam się. Harry machnął na mnie ręką i otworzył drzwi. Wsiadłam do samochodu i naburmuszona gapiłam sie na krajobraz za szybą.








P.S. Witajcie po przerwie. Wiem, rozdział nudny i beznadziejny, ale mam doła.  Ten rozdział dedykowany osobom, które odwiedzają tego bloga i mają nadzieję, że rozdział niedługo się pojawi :) Buziaki



Majka`